Ireneusz Zarzecki, działacz wałbrzyskiej PO i do lipca prezes MPK (zdymisjonowany w związku ze zniknięciem z kasy firmy 500 tys. zł), zawiadomił prokuraturę o przymuszaniu go przez  sześć lat m.in. przez posłów Zbigniewa Chlebowskiego, Katarzynę Mrzygłocką i senatora Romana Ludwiczuka do wyprowadzania pieniędzy na PO. Utrzymuje, że prezesi miejskich spółek musieli płacić ok. 500 zł miesięcznie i oddawać połowę nagród rocznych PO za to, że piastują stanowiska. Zapewnia prokuraturę, że zwróci pół miliona MPK.

Wcześniej takie zawiadomienie złożył Wojciech Czerwiński, były wiceprezes Miejskiego Zarządu Budynków. Twierdził, że pieniądze z nagrody rocznej miał wymuszać od niego były prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski (zawiesił członkostwo w PO i chce wytoczyć procesy o pomówienia). Dowód to nagranie, gdy na propozycję przekazania 1,5 tys. zł Kruczkowski odparł: „no co ty, na waciki?!", nie przyjmując argumentów, że Czerwińskiego przyjmował jako fachowca, a nie z politycznego nadania.

Mrzygłocka już zawiadomiła prokuraturę o fałszywych oskarżeniach byłego prezesa MPK. Ludwiczuk ma to zrobić dziś. Oboje są przekonani, że sprawa ma związek z kampanią przed niedzielnymi wyborami prezydenta Wałbrzycha (sąd nakazał ich powtórkę po aferze z kupowaniem głosów na PO). – Zarzecki jest widywany z przedstawicielami politycznej konkurencji PO – zaznacza Ludwiczuk. – Rzeczy, o których mówi, to wyłącznie pomówienia.