Reklama

Polska nie chce teraz Macrona

8–9 kwietnia prezydent Francji miał składać wizytę nad Wisłą. Ale rząd się przestraszył, że poprze opozycję przed eurowyborami – dowiaduje się „Rzeczpospolita”.

Aktualizacja: 19.03.2019 11:45 Publikacja: 18.03.2019 14:19

Polska nie chce teraz Macrona

Foto: AFP

Dwudniowa wizyta Emmanuela Macrona była szykowana od grudnia. Termin, choć już nie szczegółowy program, został ustalony, gdy z Warszawy przyszedł sygnał, że lepiej będzie, jeśli francuski przywódca pojawi się nad Wisłą dopiero w czerwcu. Powód: obawa, że prezydent wykorzysta swój pobyt dla krytyki ekipy PiS i wsparcia Koalicji Europejskiej.

Czy rzeczywiście istniało takie ryzyko, nie jest jasne. Protokoły dyplomatyczne obu krajów ustalają programy wizyt na najwyższym szczeblu w najmniejszych szczegółach, nie pozostawiając wiele czasu na improwizację. Ale też Macron w przeszłości wielokrotnie ostro krytykował rząd PiS, mówiąc np. latem ub.r. w Sofii, że „Polska zasługuje na lepszy rząd”.

Cena odwołania przyjazdu Francuza dla ekipy u władzy w Polsce może jednak być wysoka. Źródła rządowe przyznały „Rz”, że „to będzie wizyta roku”: najbardziej spektakularny znak, że Polska pod rządami partii Jarosława Kaczyńskiego nie jest już izolowana i znów uczestniczy w grze z najważniejszymi partnerami europejskimi. To wytrąciłoby kluczowy argument wyborczy opozycji.

Teraz wcale nie wiadomo, czy rzeczywiście Macron znajdzie w czerwcu czas na przyjazd do Polski. Całkiem możliwe, że wizyta zostanie przełożona dopiero na czas po wyborach parlamentarnych w Polsce.

Rzecz zaskakująca, ostatni raz prezydent Francji (był to Francois Hollande) przyjechał nad Wisłę z pełną, dwustronną wizytą pięć i pół roku temu, w listopadzie 2013 r. Później Hollande zjawiał się w naszym kraju tylko na parę godzin, aby wziąć udział w rocznicy obalenia komunizmu (czerwiec 2014 r.)  i wyzwolenia Auschwitz (styczeń 2015 r.). Miał przyjechać do Warszawy w październiku 2016 r., ale wizyta została w ostatniej chwili odwołana z powodu zerwania przez Polskę w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach kontraktu na zakup helikopterów Caracal. Macron jako prezydent w Polsce nie był nigdy.

Reklama
Reklama

Sygnałem otwarcia ze strony Francji był przyjazd w styczniu minister ds. europejskich Nathalie Loiseau i ministra gospodarki Bruno Le Maire miesiąc później. Jednak do Warszawy na 20. rocznicę poszerzenia NATO nie został zaproszony minister obrony Francji Jean-Yves  Le Drian, choć przybyła jego niemiecka odpowiedniczka – Ursula von der Leyen.

Przyjazd przywódcy drugiego najbardziej wpływowego kraju w Unii stworzyłby Polsce możliwość bardzo konkretnych uzgodnień. Co prawda w exposé w Sejmie w miniony czwartek szef MSZ Jacek Czaputowicz podkreślił, że „wizje integracji obu krajów” się rozchodzą. Jednak z powodu sprzeciwu Niemiec Francja zaniechała najbardziej niebezpiecznego dla Polski projektu: budowy Europy dwóch prędkości w oparciu o bardziej zintegrowaną strefę euro.

Oba kraje mają natomiast wielki wspólny interes w obronie wspólnej polityki rolnej w nowym budżecie Unii po 2020 r. Na ich uzgodnienie będzie mało czasu, bo poważne negocjacje zaczną się dopiero późną jesienią po ukonstytuowaniu się nowej Komisji Europejskiej i europarlamentu.

Polskę łączą też z Francją przywiązanie do budowy poważnych sił zbrojnych, tym bardziej że w niedawnym manifeście w sprawie przyszłości integracji Macron podkreślił, że ta inicjatywa musi być kompatybilna z NATO.

Problemem spornym pozostają natomiast protekcjonistyczne inicjatywy forsowane przez Francję w ramach jednolitego rynku, ostatnio w sprawie pracowników delegowanych i spedytorów drogowych, a także próby wprowadzenia w całej Unii wspólnych norm socjalnych, takich jak pensja minimalna.

Ale kluczowe znaczenie ma zmiana podejścia Francji do Polski. Macron zrozumiał, że izolacja Warszawy w zjednoczonej Europie nie jest możliwa, w szczególności dlatego, że nie zgodzą się na to Niemcy. Wybuch protestów „żółtych kamizelek” w listopadzie i próba przywrócenia przez rząd spokoju społecznego za cenę subwencji socjalnych wartych 10 mld euro, na które tak naprawdę kraju nie stać, pokazały także, jak ograniczone są możliwości działania prezydenta.

Reklama
Reklama

W minioną sobotę Macron dał się zaskoczyć protestującym: podczas gdy na Polach Elizejskich chuligani z niezwykłą siłą niszczyli sklepy (ich ofiarą padła nawet ulubiona restauracja Francois Mitterranda, prestiżowy Fouquet’s), prezydent był na nartach w Pirenejach, a jego minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner bawił się w jednej z dyskotek stolicy. To stworzyło wrażenie, że władza nie kontroluje sytuacji.

O przyszłości prezydentury Macrona zdecyduje przeprowadzenie w tym roku dwóch reform: systemu zabezpieczeń dla bezrobotnych oraz ograniczenia liczby urzędników. Słaba koniunktura (zdaniem Banku Francji gospodarka będzie się w tym roku rozwijała w tempie tylko o 1,3 proc.) nie ułatwia tego zadania. O pozycji prezydenta zdecyduje także wynik wyborów do europarlamentu. Na razie jego ugrupowanie En Marche! idzie w sondażach łeb w łeb ze Zjednoczeniem Narodowym Marine Le Pen.

 

Polityka
Podcast „Rzecz w tym”: Trump 2.0 – „największy szkodnik współczesnego świata”
Polityka
Kim Dzong Un w pancernym pociągu. Przywódca Korei Północnej przyjechał do Pekinu
Polityka
Dwoje ministrów Polaków w nowym rządzie Litwy. Z różnych partii. Pokłócą się?
Polityka
Amerykańska Polonia czeka na spotkanie Nawrocki-Trump
Polityka
Rusłan Szoszyn: Spotkanie Nawrocki–Trump. Niech prezydent pamięta o Andrzeju Poczobucie
Reklama
Reklama