Zastępująca dyskusję nad podatkami, wiekiem emerytalnym czy walką z kryzysem debata światopoglądowa wymknęła się władzom PO spod kontroli. Emocje wywołane in vitro stały się niebezpieczne dla rządowej większości (PO - PSL ma zaledwie trzy głosy przewagi nad opozycją). Dlatego do rozwiązania kryzysu włączył się sam premier Donald Tusk.
„Być albo nie być" całej Platformy
Przewodniczący Platformy z reguły nie ingerował w wewnętrzne dyskusje klubu, zwłaszcza te światopoglądowe. To go raczej nigdy nie interesowało. Skupiał się na sprawach ważnych dla rządu i partii.
Dlatego kiedy chodziło o reformę emerytalną, od początku wiadomo było, że wewnętrzna dyskusja na ten temat nie jest przewidziana. Reformę trzeba było przeprowadzić. Podobnie jest także z innymi rządowymi projektami, które trafiają do Sejmu. Politycy PO wiedzą, że mają je po prostu przepchnąć dalej, a nie o nich rozmawiać.
Inaczej było dotąd z kwestiami światopoglądowymi. Tutaj do dyskusji nigdy nie było przeciwwskazań. Jednak to właśnie „dyskutowanie" doprowadziło do obecnego kryzysu w partii. Kryzysu, który - jak przyznają sami politycy Platformy - mógł doprowadzić do rozpadu klubu, co w efekcie mogło skończyć się utratą rządowej większości.
- Dyskusja na wyjazdowym posiedzeniu klubu w Jachrance pokazała, jak duże są emocje w tej sprawie - opowiada poseł PO.