Kontrolerzy z Kancelarii Premiera badają ostatnio zasadność zakupu wykładzin, armatury łazienkowej i gastronomicznej, położenie cokolików, a nawet kwestię niezamontowania naświetlacza do jaj i rożna na kurczaki – takie wnioski płyną z analizy publikowanych w ostatnich tygodniach w Biuletynie Informacji Publicznej wyników kontroli z ostatnich trzech lat.
Premiera rządu do ich ujawniania zmusił ubiegłoroczny wyrok NSA. KPRM musi ujawnić, kogo kontroluje – NSA uznał, że działalność administracji publicznej, w tym jej wydatki i decyzje, jest informacją publiczną i podlega ujawnieniu. Kancelaria Premiera rozpoczęła więc publikację w marcu, anonimizując jednak część danych (np. nazwiska szefów placówek, którzy nie są osobami publicznymi).
Kontrolą zajmuje się obecnie Centrum Oceny Administracji (w czasach rządów PO–PSL był to wydział audytu i kontroli). Zakres obowiązków został ten sam: COA „kontroluje działalność organów administracji rządowej, nadzoruje jednostki organizacyjnie podległe premierowi i przeprowadza kontrole wewnętrzne". Lektura wyników kontroli z ostatnich lat pokazuje jednak, że dziś jej urzędnicy kontrolują organizacje i fundacje, którym dają rządowe dotacje na inwestycje – co nie wynika z kompetencji Centrum Oceny Administracji.
Zdumiewa nie tylko zakres kontroli, które muszą przeprowadzać specjaliści administracji publicznej, dotyczących robót budowlanych, ale także ich przedmiot – okazuje się, że Kancelaria Premiera z rządowych pieniędzy niczym urząd marszałkowski czy gminny – w ramach zadania publicznego – buduje szkoły, ośrodki pomocy społecznej, stołówki i centra rehabilitacji.
– To pomieszanie porządków. KPRM korzysta ze środków rezerwy ogólnej budżetu państwa, która powinna być wydatkowana na pomoc w sytuacjach wyjątkowych, ekstremalnych, np. powodzi, tornad, suszy – wylicza Cezary Tomczyk, poseł PO, w 2015 r. rzecznik rządu Ewy Kopacz.