Po wyborze na stanowiko marszałka Sejmu, Radosław Sikorski postanowił zrobić przegląd garaży kierowanej przez siebie placówki. Efekt? Kancelaria wymieni sześć samochodów, których używają kluby poselskie.

W przetargu sprecyzowano dokładne wymagania stawiane nowym autom. "Samochody osobowe typu sedan z silnikiem benzynowym o pojemności min. 1750 ccm, mocy min. 150 KM". Jednostka napędowa ma współpracować z sześciobiegową skrzynią" - czytamy w opisie zamówienia. Ponadto, nowe limuzyny muszą mieć przynajmniej 4,7 metra długości i co najmniej 500 l pojemności bagażnika. Sprecyzowano także minimalną wysokość siedziska oraz kolor lakieru.

Sejm zadbał także o wygodę podróżujących nowymi limuzynami posłów. Muszą być one wyposażone m.in. w dwustrefową klimatyzację, biksenonowe reflektory, tempomat, a nawet rolety w tylnych bocznych szybach. Nowe samochody mają kosztować kilkaset tysięcy złotych, a do posłów trafią 19 grudnia.

Zamówienie nowych samochodów krytykuje opozycja. - Sikorski słynął z zamiłowania do luksusu i jeżdżenia ogromnymi limuzynami. Najwidoczniej te sejmowe są za małe - mówi "Super Expressowi" Michał Antoni Kamiński.

Sam Sikorski prosi dziennikarzy o wyrozumiałość w komentowaniu zakupu. "Proszę media o odpowiedzialność w komentowaniu zakupu środków transportu dla polityków. Jeżdżenie rzęchami też może się źle skończyć" - napisał na Twitterze marszałek Sejmu. "Przypominam, że jako marszałek jeżdżę samochodami BOR, a nie sejmowymi. Prezydium Sejmu jednogłośnie poparło wniosek Kancelarii Sejmu", "Niektóre wymieniane obecnie samochody klubowe mają ponad 10 lat i ponad 300.000 km na liczniku. Zostaną przekazane jednostkom budżetowym" - tłumaczył w kolejnych wpisach Sikorski.