Rząd przedstawił we wtorek założenia programu pomocy dla rolników, których uprawy ucierpiały z powodu suszy. Oprócz standardowych rozwiązań – takich jak preferencyjne kredyty, przesunięcia terminu zapłaty należności wobec KRUS, Agencji Rynku Rolnego czy ulga w podatku rolnym – będzie też bezpośrednia, bezzwrotna pomoc. Budżet ma wyłożyć na ten cel co najmniej 488 mln zł.
To właśnie tych bezzwrotnych dopłat najbardziej rolnicy oczekiwali, ale ich zdaniem rządowa propozycja jest rozczarowująca. – To symulowanie pomocy, nie przyjmiemy jej, będziemy protestować i walczyć o zmiany – mówi „Rzeczpospolitej" Władysław Serafin, szef Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych.
Rządowe plany przewidują bowiem, że wartość pomocy na jeden hektar upraw dla sadów i krzewów owocowych to 800 zł, dla pozostałych upraw – 400 zł. – Pełna dopłata dotyczy gospodarstw, które ubezpieczyły się chociaż od jednego ryzyka pogodowego. W pozostałych przypadkach będzie to o 50 proc. mniej – podkreślał na konferencji po posiedzeniu rządu minister rolnictwa Marek Sawicki.
– Niech rząd nie oszukuje ludzi, wiadomo, że prawie nikt z rolników się nie ubezpiecza. Dopłaty dla większości wyniosą więc nie 400–800 zł, co byłoby kwotą do zaakceptowania, ale 200–400 zł – wytyka Serafin.
Jak wynika z danych Ministerstwa Rolnictwa, które oferuje dopłaty do składek ubezpieczeniowych (50 proc.), w tym roku wykupiono niespełna 80 tys. polis od zjawisk pogodowych (w tym 86 od następstw suszy). Komercyjnie nikt się ubezpiecza, bo – jak wyjaśniał Sawicki – stawki są zbyt wysokie (np. 16 proc. wartości zbiorów).
W Polsce mamy ok. 1,39 mln rolników indywidualnych, prosta kalkulacja pokazuje, że rządowa pomoc w pełnym wymiarze trafi do niewielkiego ich odsetka.