Projekt Klubu Kukiz'15 jest odpowiedzią na wydarzenia sprzed tygodnia. IPN znalazł w domu gen. Czesława Kiszczaka dokumenty wskazujące na to, że były prezydent Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.
– Nie chcemy, żeby opinia publiczna co pół roku była bombardowana kolejnymi odkryciami – mówi „Rzeczpospolitej" rzecznik Klubu Kukiz'15 Jakub Kulesza. – Chcemy, żeby teczkami zajmowali się historycy, a politycy mogli się skupić na reformowaniu kraju.
Dziś za przetrzymywanie dokumentów, które podlegają przekazaniu do IPN, grozi nawet do ośmiu lat więzienia. Według posłów ugrupowania Pawła Kukiza ta surowa kara za ukrywanie dokumentów dotyczących aparatu bezpieczeństwa służb PRL, przewidziana w obowiązującej ustawie o IPN z 18 grudnia 1998 r., jest słuszna, ale może powodować obawy u starszych osób. Nie wszystkie mogły mieć do tej pory świadomość, że posiadają cenne archiwalia.
Żeby ułatwić obywatelom przekazanie materiałów, mogliby je zostawiać również w jednostkach policji. Projekt zakłada też, że osoby, które się zgłoszą, musiałyby zostać na tę okoliczność przesłuchane przez prokuratora. – Teraz dajemy marchewkę, potem będzie znowu kij – tłumaczy poseł Kulesza.
Z argumentacji Klubu Kukiz'15 wynika, że oprócz wartości historycznej, poszukiwane materiały mogą zawierać informacje dotyczące obecnych lub byłych polityków, dziennikarzy, a także innych osób, które mają wpływ na opinię publiczną oraz politykę państwa. „Ze znaczną dozą prawdopodobieństwa można domniemywać, że te dokumenty mogą lub mogły służyć do szantażu tych osób i wywierania wpływu na ich działalność" – czytamy w uzasadnieniu.