Korespondencja z Brukseli
Sama premier, choć bez żadnego doświadczenia międzynarodowego i bez znajomości angielskiego na unijnych szczytach wypada godnie. Nie szarżuje, jeśli zabiera głos, to w tonie umiarkowanym i proeuropejskim, wyraźnie jednak zaznaczając polskie interesy. Może jest jeszcze zbyt mało aktywna, ale to częściowo zrozumiałe w pierwszych miesiącach rządzenia.
Jej unijni wysłannicy zasługują na pochwały. Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich, wie o Unii dużo i wie, jak się w niej poruszać. Dobrze trzeba też ocenić ambasadora przy UE Jarosława Starzyka, zawodowego dyplomatę, który nie ma łatwego zadania. Musi reprezentować rząd uważany przez wielu za antyeuropejski.
Na plus europejskich działań rządu w ostatnim roku trzeba zaliczyć aktywność w negocjacjach dotyczących powstrzymania Brexitu. Polska skutecznie zabiegała o interesy jej obywateli na Wyspach i o utrzymanie zasady swobodnego przepływu pracowników, idąc jednak na ustępstwa, które pozwoliły na zawarcie porozumienia z byłym premierem Cameronem. To, że ostatecznie nie odegrało ono żadnej roli w referendum, to już inna historia.
Rząd dość szybko zauważył też niebezpieczeństwa płynące z propozycji Komisji Europejskiej nowelizowania dyrektywy o delegowaniu pracowników i zmontował koalicję narodowych parlamentów, która pokazała KE żółtą kartkę. Nieuznaną przez Brukselę, bo w czasach rosnącego populizmu we Francji Komisja próbuje pokazywać społeczną twarz.