Śledztwo miałoby dotyczyć zatrudnienia Misiewicza jako członka Rady Nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, a także na stanowisku szefa gabinetu politycznego MON mimo braku posiadania przez niego wyższego wykształcenia i nie ukończenia kursu dla członków rad nadzorczych. Misiewicz, gdy sprawa została nagłośniona przez media, zrezygnował z zasiadania w radzie nadzorczej PGZ, przestał też pełnić obowiązki rzecznika prasowego i szefa gabinetu politycznego - choć pozostał jego członkiem (nie został też odwołany z zajmowanych stanowisk).
Prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa dotyczącego "przekroczenia uprawnień służbowych przez działającego na szkodę interesu publicznego funkcjonariusza publicznego ministra obrony narodowej w związku z zawarciem przez niego z Bartłomiejem Misiewiczem w dniu 16 listopada 2016 pomimo nieposiadania kompetencji zawodowych umowy o pracę na stanowisku szefa gabinetu politycznego ministra obrony narodowej". Śledczy uważają też, że zatrudnienie Misiewicza w PGZ nie było działaniem na szkodę spółki.
Zawiadomienie o podejrzeniu przekroczenia uprawnień ws. Misiewicza złożył w prokuraturze poseł PO Cezary Tomczyk.
Bartłomiej Misiewicz pracuje obecnie w MON zajmując się analizą działań dezinformacyjnych w mediach.