W ten sposób były premier pośrednio potwierdził krążąca od kilku miesięcy obserwację, że bez poważnych zmian w Platformie Lewica może ją zastąpić jako główna siła w obozie przeciwników Prawa i Sprawiedliwości. Ta obserwacja nabrała nowego znaczenia po sejmowym przemówieniu Adriana Zandberga, tzw. kontrexposé, powszechnie uznawanym za dużo lepsze od przesłania zaprezentowanego przez Grzegorza Schetynę i PO.
Plan Tuska na kolejne wybory w 2023 roku - a taką perspektywę rysuje były premier - zakłada wzmocnienie centrum poprzez bliżej nieokreśloną "syntezę" i trwały sojusz między PO a PSL. Tusk stwierdził, że oznacza to wzmocnienie centrum z “elementami tradycji konserwatywnej”. Jednocześnie były premier zadeklarował wsparcie dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jako kandydatki w prawyborach Platformy. Jak piszemy w "Rzeczpospolitej" PSL rozkręca już kampanię prezydencką wokół Władysława Kosiniaka-Kamysza. Trudno wyobrazić sobie obecnie jakąkolwiek syntezę na tym polu. Potencjalnym polem współpracy opozycji - w tym i Lewicy - jest teraz tylko i wyłącznie Senat.
Z drugiej strony słowa Tuska są kłopotem dla tworzących Koalicję Obywatelską mniejszych podmiotów, zwłaszcza Zielonych i Inicjatywy Polskiej. Po deklaracji byłego premiera te formacje znalazły się w projekcie, który ma być - jego zdaniem - nową chadecją. Nowoczesna stawia po zmianie przywództwa na liberalny restart, a jej posłowie i posłanki nie ukrywają - tak jak pozostałe mniejsze partie w ramach Koalicji - swojej liberalnej tożsamości. Słowa Tuska mogą sprawić, że dekompozycja Koalicji Obywatelskiej jawi się jako możliwość w 2020 roku. Zwłaszcza, jeśli dojdzie do zmiany władzy w PO, a nowy lider uzna centrowy kurs za dobry pomysł.