Tomasz Terlikowski: Czy celibat zniknie, a kobiety zostaną kardynałami?

Zgoda Watykanu na to, by wyznawano różne rozumienia doktryny katolickiej, a nawet różne doktryny, oznacza zniszczenie dotychczasowej tożsamości Kościoła. Możliwe jednak, że to przemyślane działanie papieża.

Publikacja: 03.08.2018 11:00

W kwestiach tak istotnych, jak rozumienie Eucharystii, papież pozostawia wolną rękę biskupom, którzy

W kwestiach tak istotnych, jak rozumienie Eucharystii, papież pozostawia wolną rękę biskupom, którzy mogą samodzielnie decydować, co zrobią. I to się właśnie dzieje

Foto: AFP

Raban często oznacza także robienie bałaganu, a bałagan może służyć rewolucji. I naprawdę nie trzeba być przesadnym purystą doktrynalnym czy wielbicielem porządku, żeby zobaczyć, że pontyfikat Franciszka, choć niewątpliwie duszpastersko płodny, oznacza w istocie eklezjalną rewolucję. Nie ma bowiem wątpliwości, że dla przyszłości Kościoła będzie on miał daleko idące skutki.

I nie chodzi mi bynajmniej o „rewolucję czułości", jak kierunek zmian Franciszka określa jeden z jego najbliższych doktrynalnych współpracowników kard. Walter Kasper, ani o rewolucję miłosierdzia, jak określają ją dziesiątki, jeśli nie setki apologetów obecnego papieża. Miłosierdzie swoim znakiem rozpoznawczym uczynił św. Jan Paweł II, a Benedykt XVI był papieżem czułej miłości i towarzyszenia, jeśli więc Franciszek idzie tą drogą, to można powiedzieć, że pozostaje na drodze wytyczonej przez swoich poprzedników. Nie są także niczym nowym zaskakujące duszpasterskie spotkania, poświęcanie szczególnej uwagi ubogi, ani nawet otwarcie na imigrantów. Wszystkie te elementy znajdziemy w nauczaniu papieży – przynajmniej od czasów Jana XXIII przez Pawła VI, o Janie Pawle II i Benedykcie XVI nie wspominając. Jeśli więc szukać specyfiki tego pontyfikatu, analizować jego znaczenie, to kluczowych dla niego elementów trzeba szukać gdzie indziej. Sam papież Franciszek wskazuje je zresztą w rozmaitych swoich dokumentach, które czytane na spokojnie budują obraz planowanej rewolucji w Kościele. Rewolucji, która choć określana jest mianem duszpasterskiej, to dotyka także kwestii doktrynalnych.

Decentralizacja czy zmiana tożsamości?

Tak jest choćby w przypadku sztandarowego hasła tego pontyfikatu, jakim jest decentralizacja. Franciszek wielokrotnie wracał do myśli, zgodnie z którą jest ona obecnie drogą Kościoła. Już w adhortacji „Evangelii gaudium" przeczytać można o potrzebie „zbawiennej decentralizacji", a w „Amoris laetitia" papież wprost formułuje zasadę różnorodności rozwiązań duszpasterskich w różnych miejscach w Kościele. „Oczywiście, w Kościele konieczna jest jedność doktryny i działania, ale to nie przeszkadza, by istniały różne sposoby interpretowania pewnych aspektów nauczania lub niektórych wynikających z niego konsekwencji. Będzie się tak działo, aż Duch nie doprowadzi nas do całej prawdy (por. J 16, 13), to znaczy, kiedy wprowadzi nas w pełni w tajemnicę Chrystusa i będziemy mogli widzieć wszystko Jego spojrzeniem. Poza tym w każdym kraju lub regionie można szukać rozwiązań bardziej związanych z inkulturacją, wrażliwych na tradycje i na wyzwania lokalne. Ponieważ kultury bardzo różnią się między sobą i każda ogólna zasada [...] potrzebuje inkulturacji, jeśli ma być przestrzegana i stosowana w życiu" – wskazuje Franciszek.

Sformułowania te można oczywiście odnieść jedynie do kwestii duszpaterskich, ale sam Franciszek wypowiada je w kontekście debaty na tematy związane z etyką seksualną i duchowością małżeńską, co oznacza, że także w tych kwestiach możemy dopuścić inkulturację czy decentralizację. I tak się dzieje w praktyce, przy milczącej akceptacji samego Ojca Świętego.

Zapisy (prawda, że marginalne i często poczynione w przypisach) dotyczące sakramentów dla osób rozwiedzionych w ponownych związkach już teraz są interpretowane odmiennie w różnych krajach, a nawet diecezjach. Kościół w Niemczech zdecydował, że rozwodnicy w ponownych związkach mogą, pod pewnymi, niejasno sformułowanymi, warunkami, przystępować do Komunii Świętej. Podobnie zrobili biskupi na Filipinach czy w regionie Buenos Aires. Ale już biskupi w Polsce czy Ghanie uznali, że w „Amoris laetitia" nie ma takiej zgody i zachowali dotychczasowe stanowisko Kościoła, wedle którego rozwodnik w nowych związku nie może przystępować do komunii, chyba że zdecyduje się na życie we wstrzemięźliwości seksualnej (a nie jest to wcale jedyny warunek). W Stanach Zjednoczonych czy we Włoszech podziały idą jeszcze głębiej, są tam bowiem diecezje, których biskupi przyjęli opcję liberalną i wyczytali z „Amoris laetitia" nawet zgodę na komunię dla osób żyjących w związkach gejowskich, a są takie, w których jasno podkreślono, że dokument ten nic nie zmienił i dotychczasowe zasady moralne i duszpasterskie nadal w nich obowiązują.

Co to oznacza dla wiernych? Odpowiedź jest wielostopniowa. Pierwszym skutkiem jest zamieszanie: w jednej diecezji czy kraju dowiadują się oni, że ich ponowny związek nie jest przeszkodą do przystępowaniu do Komunii Świętej, a w drugiej słyszą, że uniemożliwia im on godne przystępowanie do tego sakramentu. I trudno, w ich imieniu, nie zadać pytania, czy przekroczenie granicy diecezji zmienia charakter ich związku? Czy prawda o nim, o jego charakterze jest inna po jednej i po drugiej stronie Odry? Idąc głębiej, nie sposób jednak nie zadać pytania o to, czy to, co jest grzechem w Polsce, może nim nie być na Filipinach? Czy warunki dobrej spowiedzi (w tym postanowienie poprawy, a to oznacza zerwanie z grzeszną sytuacją, której elementem jest przynajmniej zaprzestanie współżycia w nowym związku) mogą nie obowiązywać w części Kościoła? Czy seks w drugim, niesakramentalnym małżeństwie, w jednej diecezji może być uznany za grzech, a w innej nie?

Można oczywiście lekceważyć te pytania, uznawać je za element postawy faryzejskiej, ale odpowiedź na nie wyznacza taki lub inny charakter katolicyzmu, także w jego wymiarze doktrynalnym i dogmatycznym. Zgoda zaś na to, by w różnych miejscach wyznawano różne rozumienia doktryny katolickiej, by nie powiedzieć mocniej, różne doktryny, oznacza zniszczenie dotychczasowej tożsamości Kościoła. Jego fundamentem była przecież wspólna, strzeżona przez Rzym wiara, której – jeśli została już raz wyznaczona – nie mógł zmienić nawet kolejny papież. Zastępowana jest ona jakąś formą anglikanizmu, w której istotą tożsamości katolickiej pozostaje urząd papieski i biskupi, ale już nie wspólna wiara czy moralność.

Interkomunia: różne doktryny w diecezjach

Decentralizacja obejmować ma nie tylko kwestie moralne, ale także dogmatyczne. Doskonałym tego przykładem pozostaje dopuszczenie przez niemiecki episkopat (przy kilku głosach sprzeciwu) protestanckich małżonków katolików do Komunii Świętej w Kościele. Sprzeciw wobec tej propozycji zgłosiła zarówno Kongregacja Nauki Wiary (przypominając, że Eucharystia wymaga jedności w wierze i doktrynie), a także wielu – w tym niezwykle istotnych – hierarchów watykańskich (by wymienić tylko kardynałów Roberta Saraha i Francisa Arinze) i zachodnich (m.in. kardynałów Willema Eijcka z Holandii i amerykańskiego arcybiskupa Charlesa Chaputa). Argumentacja protestujących była prosta, i nawiązywała do nauczania św. Jana Pawła II, wedle którego jedność eucharystyczna wymaga jedności wiary, bez niej jest ona fałszem.

Wiele wskazywało na to, że ta fala krytyki zakończy dyskusje nad pomysłem niemieckich biskupów, tym bardziej że Stolica Apostolska wydała krytyczne wobec ich pomysłu stanowisko. Kilkanaście dni po tym, gdy Kongregacja Nauki Wiary opublikowała swoje stanowisko głos zabrał papież Franciszek, który oznajmił, że prefekt Kongregacji w sprawie interkomunii działał w jego imieniu. Tyle że za chwilę wywrócił argumentację strażników doktryny do góry nogami i zaczął przekonywać, że... problemem w debacie o interkomunii dla protestanckich małżonków katolików nie jest katolickie nauczanie o Eucharystii, ale fakt, że Konferencja Episkopatu Niemiec chciała wydać dokument, a zdaniem Franciszka, każdy biskup powinien decydować w tej sprawie samodzielnie.

„I tu pojawia się problem, bo Kodeks Prawa Kanonicznego tego nie przewiduje. Przewiduje decyzję biskupa diecezji, a nie Konferencji Episkopatu. Dlaczego? Bo to, co zostaje zaaprobowane przez Konferencję Episkopatu, od razu staje się powszechne. I to był problem w dyskusji. Nie tyle sama treść, ale właśnie to. Przysłali dokument, były dwa czy trzy spotkania przeznaczone na dialog i wyjaśnienia. I abp Ladaria (prefekt Kongregacja Nauki Wiary – red.) wysłał list, ale z mojego upoważnienia. Nie zrobił tego z własnej inicjatywy. Powiedziałem mu: «lepiej zrobić kolejny krok i powiedzieć, że dokument nie jest jeszcze dojrzały – o tym jest mowa w liście – i że trzeba to jeszcze zbadać». Potem było jeszcze jedno spotkanie i będą to jeszcze badać. Myślę, że będzie to dokument orientacyjny, aby każdy biskup diecezjalny mógł robić to, na co prawo kanoniczne mu pozwala. Nie było to zaciągnięcie hamulca, lecz skierowanie sprawy na dobrą drogę" – powiedział papież.

Wypowiedź ta oznacza, że w kwestiach tak istotnych, jak rozumienie Eucharystii (a to właśnie ono kształtuje Kościół) papież pozostawia wolną rękę biskupom, którzy mogą samodzielnie decydować, co zrobią. I to się właśnie dzieje. Arcybiskup Paderborn Hans-Josef Becker już pozwolił w niektórych przypadkach na udzielanie komunii ewangelickim partnerom w mieszanych katolicko-ewangelickich małżeństwach.

„Na spotkaniu rady kapłańskiej archidiecezji Paderborn 27 czerwca 2018 podałem moją interpretację i sformułowałem oczekiwanie, aby wszyscy księża w archidiecezji Paderborn zaznajomili się z wyznaczonym kierunkiem i działali duszpastersko w sposób odpowiedzialny" – powiedział arcybiskup w wywiadzie dla „Westfalen-Blatt". Becker podkreślił, że na ostatnim spotkaniu z kapłanami swojej archidiecezji wyraził oczekiwanie, że „wszyscy duszpasterze (...) będą mieć do tych wytycznych pełne zaufanie i będą odpowiedzialnie działać zgodnie z nimi w duszpasterstwie". Drogą wytyczoną przez abp. Beckera idą zaś kolejni biskupi niemieccy.

I znowu, nie odnosząc się tylko do praktyki, ale również do wypowiedzi Ojca Świętego, trudno nie zadać pytania, czy rzeczywiście głównym problemem w pomyśle interkomunii dla protestanckich małżonków katolików jest to, że zgłosiła go cała Konferencja Episkopatu? Czy biskup w swojej diecezji może podejmować decyzje jawnie sprzeczne z nauczaniem poprzednich papieży i stałym nauczaniem Kościoła? Czy diecezje mogą się między sobą różnić w tak kluczowej kwestii jak rozumienie Eucharystii i Kościoła? Duszpasterska troska o małżeństwa mieszane czy nieustanne odmienianie słowa „otwartość" nie może zastąpić poważnej refleksji nad tym problemem, a sprzeczne stanowiska w tej sprawie, które płyną z samego Watykanu, nie są decentralizacją, lecz pogłębianiem chaosu.

Celowy bałagan

Wiele wskazuje na to, że pogłębianie chaosu (określane mianem robienia rabanu) jest elementem strategii zmiany tożsamości Kościoła, jaką przyjął Franciszek. Mam świadomość, że to mocna ocena. Powolna zmiana stanowiska w sprawie rozwodników i Komunii Świętej (a większość episkopatów zachodnich uznało, że zmiana taka się dokonała) zaczęła się od robiącego raban wystąpienia kardynała Waltera Kaspera. Później były dwa synody, na których o tym rozmawiano i promowano także niezwykle radykalne rozwiązania, a na koniec powstał dokument, który był nieprecyzyjny i nieostry, otwarty na rozmaite interpretacje. To jednak wcale nie zakończyło okresu bałaganu, bo zaledwie kilka miesięcy później papież napisał prywatny list do biskupów regionu Buenos Aires, w którym przekonywał, że ich interpretacja dopuszczająca rozwodników w ponownych związkach do Komunii Świętej jest zgodna z jego interpretacją. List, a jakże, wyciekł, później został opublikowany przez watykańskie media, a na koniec zarówno dokument biskupów, jak i prywatny list papieża Franciszka zostały opublikowane w Acta Apostolicae Saedis (organ prasowy Watykanu – red.), co oznacza, że stały się oficjalnym nauczaniem Kościoła.

Identyczny sposób działania zaobserwować można w przypadku interkomunii dla protestanckich małżonków, która rozpoczęła się od wypowiedzi samego papieża w rzymskim kościele luterańskim. To tam padły słowa, z których wynikało, że trzeba przemyśleć cały problem na nowo, i to właśnie na te słowa powoływali się niemieccy biskupi. Raban został więc w tej sprawie rozpoczęty, a jakie będą jego ostateczne skutki, dowiemy się za kilka lat.

Raban mógł być zresztą celowy. Arcybiskup Bruno Forte, bliski współpracownik papieża w czasie obu synodów na temat małżeństwa, w maju 2016 r. przekonywał, że stopniowe wprowadzanie tematu poprzez niejasne wypowiedzi było strategią, a nie problemem komunikacyjnym. „Jeśli będziemy mówić wprost o komunii dla osób rozwiedzionych w nowych małżeństwach, nie wiesz, do jakiego straszliwego zgiełku doprowadzimy? Dlatego nie będziemy mówić w sposób bezpośredni – zrób to tak, że będą przesłanki, a ja wyciągnę potem z tego wnioski" – miał powiedzieć Franciszek do abp. Forte.

Nic nie wskazuje przy tym na to, by interkomunia czy komunia dla rozwodników miała być ostatnim elementem rewolucji doktrynalnej. Od jakiegoś czasu trwa wzmożona dyskusja nad encykliką Pawła VI „Humanae vitae" (podtrzymującą sprzeciw Kościoła wobec antykoncepcji). Bliscy współpracownicy papieża sygnalizują, że konieczna jest debata na temat diakonatu, a nawet kardynalatu kobiet, a także zniesienia celibatu. Oczywiście kwestie te należą do różnych poziomów. Część to problemy doktrynalne, a część jedynie prawne, ale każda z tych zmian oznaczałaby radykalną zmianę tożsamości łacińskiego chrześcijaństwa. I wiele wskazuje na to, że podobnie jak w przypadku poprzednich wielkich debat „liberalizacja" doktryny dokona się metodą „salami", drobnych decyzji, podejmowanych na poziomie lokalnym.

Jako pierwszy może zniknąć celibat. A wszystko za sprawą Kościoła w Amazonii, w którym święcenie viri probati (żonaci mężczyźni w starszym wieku) ma być lekarstwem na dramatyczny kryzys powołań. Jeśli zaś Watykan zgodzi się na takie rozwiązanie, to albo błyskawicznie (co już zostało zasygnalizowane) o podobną możliwość poproszą niemieccy biskupi, albo nagle okaże się, że wielu z kapłanów w niemieckich diecezjach formalnie przypisanych będzie do diecezji w Amazonii.

Kolejnym krokiem może być rozmycie katolickiego sprzeciwu wobec antykoncepcji. Już teraz działa specjalna komisja historyczna dotycząca historii powstania „Humanae vitae", i choć jej szef jasno deklaruje wierność doktrynie, to zarówno media włoskiego, jak i austriackiego Episkopatu, zaczynają powoli sugerować konieczność duszpasterskiego (a jakże) dostosowania nauczania Kościoła do realiów „współczesnego świata".

Agenda Martiniego

Lista tematów, które zostały – w ostrożny, ale bardzo konsekwentny, sposób – podjęte przez papieża Franciszka wyraźnie odsyłają nas do sformułowanej przez lata agendy wpływowego kard. Mediolanu Carla Marii Martiniego. Kard. Jorge Beroglio został wybrany na papieża dzięki działaniu grupy kardynałów związanych z Martinim, i najwyraźniej podjął agendę tematów bliską nie tylko mediolańskiemu jezuicie (przynależność do tego zakonu także ich łączy), ale również grupie zwolenników liberalizacji Kościoła.

Kłopot z tym pomysłem polega tylko na tym, że został on wielokrotnie przetestowany i wszędzie zakończył się klęską. Wspólnota anglikańska, która jest całkowicie zdecentralizowana, jest na granicy rozpadu, a jej najbardziej liberalne wspólnoty wyznaniowe – na granicy wymarcia. Identycznie wygląda sytuacja w tych diecezjach katolickich, które zaszły najdalej w procesie liberalizacji. Ani w Holandii, ani w Belgii, ani w Niemczech strategia ta nie przyniosła oczekiwanych skutków, i nie tylko nie przyciągnęła nowych wiernych, ale wręcz wypchnęła ze świątyń starych. I jakoś nie widać powodów, by teraz miało być inaczej.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Raban często oznacza także robienie bałaganu, a bałagan może służyć rewolucji. I naprawdę nie trzeba być przesadnym purystą doktrynalnym czy wielbicielem porządku, żeby zobaczyć, że pontyfikat Franciszka, choć niewątpliwie duszpastersko płodny, oznacza w istocie eklezjalną rewolucję. Nie ma bowiem wątpliwości, że dla przyszłości Kościoła będzie on miał daleko idące skutki.

I nie chodzi mi bynajmniej o „rewolucję czułości", jak kierunek zmian Franciszka określa jeden z jego najbliższych doktrynalnych współpracowników kard. Walter Kasper, ani o rewolucję miłosierdzia, jak określają ją dziesiątki, jeśli nie setki apologetów obecnego papieża. Miłosierdzie swoim znakiem rozpoznawczym uczynił św. Jan Paweł II, a Benedykt XVI był papieżem czułej miłości i towarzyszenia, jeśli więc Franciszek idzie tą drogą, to można powiedzieć, że pozostaje na drodze wytyczonej przez swoich poprzedników. Nie są także niczym nowym zaskakujące duszpasterskie spotkania, poświęcanie szczególnej uwagi ubogi, ani nawet otwarcie na imigrantów. Wszystkie te elementy znajdziemy w nauczaniu papieży – przynajmniej od czasów Jana XXIII przez Pawła VI, o Janie Pawle II i Benedykcie XVI nie wspominając. Jeśli więc szukać specyfiki tego pontyfikatu, analizować jego znaczenie, to kluczowych dla niego elementów trzeba szukać gdzie indziej. Sam papież Franciszek wskazuje je zresztą w rozmaitych swoich dokumentach, które czytane na spokojnie budują obraz planowanej rewolucji w Kościele. Rewolucji, która choć określana jest mianem duszpasterskiej, to dotyka także kwestii doktrynalnych.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy