Wystarczyło przelecieć samotnie Atlantyk, żeby uchodzić za dobrego kandydata na przywódcę kraju?
Spotkałem się z Philipem Rothem raz, zanim zmarł w 2018 r. Rozmawialiśmy o jego książce. Powiedział wtedy, że Lindbergh naprawdę był bohaterem swoich czasów i zachowywał się tak, jak na bohatera przystało. Miał niesamowitą charyzmę. Lindbergh wsiadł w malutki samolot i zrobił coś, co nikomu się nie wydawało możliwe. Wszyscy widzieli, jak wiele zaryzykował, żeby to osiągnąć. Osoba, która dla idei jest w stanie zaryzykować tak wiele, zawsze jawi się jako ktoś godny zaufania, autentyczny, przekonany o swoich racjach. Naród wtedy potrzebował kogoś takiego.
Philip Roth w książce, a pan w serialu pokazaliście, że taka charyzmatyczna osoba nie potrzebuje manipulować narodem, by wydobyć jego mroczne strony. Wystarczy tylko nie przeciwdziałać pewnym ruchom. Na przykład nie negować antysemickich haseł.
Dlatego pokazanie Lindbergha w dwugodzinnym filmie nie przyniosłoby takiego efektu jak w kilkugodzinnym serialu. Nie chciałem, żeby „Spisek przeciwko Ameryce" był politycznie uproszczony. Powstała już cała masa politycznych filmów, które są czarno-białe. Nawet jeśli niektóre z nich mają swoje momenty, to i tak stają się niebezpieczne – choćby te o II wojnie światowej, które utwierdzają widza w przekonaniu, że ludzie, którzy ginęli za wolność i ojczyznę, to osoby, którym należy stawiać pomniki. Tak nie jest. Trzeba patrzeć na sprawę szerzej.
I serial to oferuje. My w „Spisku przeciwko Ameryce" przepisujemy historię. Okazuje się, że jej alternatywna wersja stoi niebezpiecznie blisko tego, co znamy zza okna.
Zrobił pan ten serial dla ojca?
Mój ojciec nie żyje, ale wiele dialogów w filmie wziąłem od niego. Choćby wypowiedź: „Nie ma znaczenia, ile kosztuje zupa, jeśli poszedłeś do Katz's" (Katz's to znane koszerne delikatesy na Manhattanie – red.). On powtarzał to zdanie w każdy piątek. Nigdy mu się nie znudziło. Jak Henryk IV. Tacy jak on to dla mnie prawdziwa Ameryka. I właśnie z szacunku do ludzi takich jak on chciałem, żeby wszyscy aktorzy i cała ekipa byli Żydami. Jednak na przesłuchaniach zorientowałem się, że najwięcej szacunku jednak wyrażę, zatrudniając najlepszych odtwórców ról – takich jak Morgan Spector, John Turturro, Zoe Kazan czy Winona Ryder.
Czy mieliście jakieś problemy z prawami do wizerunku Lindbergha?
Jako były dziennikarz doskonale znam prawo, które reguluje tę kwestię. Mówi ono, że jeśli jesteś osobą publiczną, a politycy bez wątpienia nimi są, to z chwilą śmierci praw do twojego wizerunku nie dziedziczy spadkobierca. Czytałem dzienniki Lindbergha, który w prawdziwym życiu nie został prezydentem. Zostawił po sobie pamiętniki, z których jasno wynika, jaki miał stosunek do Żydów. Zresztą o prawa musiał się bardziej niż my martwić Philip Roth.
Co według pana stanowi fenomen książek Rotha?
Większość jego utworów nie jest polityczna. Polityka pojawia się w nich naturalnie jako część życia każdego człowieka. Fakt, że Roth skupia się na relacjach rodzinnych, kryzysach związków czy rozpadach więzi, nie przesłania tego, że ważne jest w nich to, w jakiej przestrzeni społeczno-politycznej żyją bohaterowie i jak to na nich działa. Roth nigdy też specjalnie nie martwił się o fabułę, nie miała ona dla niego aż takiego znaczenia. Nie bał się też mówić tego, co myśli. Nie owijał w bawełnę, chociaż czasem sprowadzało to na niego złość ze strony rodaków. Mówiono nawet, że jego literatura jest antyamerykańska. Przyznam, że dla mnie, Amerykanina, lektura jego powieści też nie była łatwa. Pewnie dlatego, że nie chce się akceptować Ameryki, którą on przedstawia. Pisanie „Spisku przeciwko Ameryce" było dla niego bolesnym procesem, bo rozliczał własną młodość. Chciałem, żeby pojawił się na chwilę w serialu. Miałem nawet pomysł na scenę, w której jedzie do Północnego Jersey. Bardzo żałuję, że zmarł właśnie w czasie, gdy pracowaliśmy nad adaptacją. Z radością poradziłbym się go w wielu kwestiach.
O co chciałby go pan spytać?
Nie mogłem potraktować jego książki dosłownie. On skupiał się na antysemityzmie. Ja musiałem zrobić z tego coś bardziej uniwersalnego, żeby odnieść się do islamofobii, rasizmu czy homofobii, które toczą nas dzisiaj. Interesuje mnie proces, który doprowadza do tego, że mniejszościom odbiera się prawo do postrzegania siebie jako „pełnych Amerykanów".
Ich przeciwnicy kładą nacisk na pokazywanie ich związków z innymi kulturami czy pochodzenie z innych regionów świata. Roth świetnie ten mechanizm pojął. Żałuję, że nie mogliśmy na ten temat porozmawiać.
—rozmawiał Artur Zaborski
Serial „Spisek przeciwko Ameryce" można oglądać na kanałach HBO oraz w serwisie telewizji na życzenie HBO GO
David Simon – (ur. w 1960 r.) niegdyś dziennikarz „Baltimore Sun", a obecnie scenarzysta, producent i twórca seriali od 20 lat współpracujący z HBO. Stworzył m.in. „Prawo ulicy", „Generation Kill: Czas wojny", „Treme", „Kto się odważy", „Kroniki Times Square" oraz najnowszy „Spisek przeciwko Ameryce" na podstawie powieści Philipa Rotha.