Kiedy w Los Angeles Joaquin Phoenix odczytywał jego nazwisko jako laureata Oscara za rolę pierwszoplanową, Anthony Hopkins spał spokojnie w swoim domu w Walii. Nie spodziewał się statuetki. Wszyscy byli pewni, że dostanie ją pośmiertnie Chadwick Boseman, który stworzył energetyczną kreację w „Ma Rainey: Matka bluesa". Ale członkowie Akademii mieli rację: w „Ojcu" Anthony Hopkins wspiął się na wyżyny sztuki aktorskiej.
Ten film jest nieprzewidywalny jak umysł człowieka wpadającego w demencję. Jego bohater był kiedyś świetnym facetem. Inteligentem. Zdradza to londyńskie mieszkanie w starym stylu. Obrazy na ścianach, książki, pianino z rozłożonymi nutami. Szachy na stoliku. Zdradza to też jego sposób ubrania i wysławiania się. Ale teraz córka wpada do niego z niepokojem. Pewnie nie odbierał telefonu, a on siedzi w fotelu i słucha muzyki. Właśnie wyrzucił kolejną opiekunkę. Nazwał ją dziwką, bo ukradła mu zegarek. Nic to, że zegarek leży pod łóżkiem. Dawno podejrzewał, że go okrada. A w ogóle to nikogo nie potrzebuje. Doskonale daje sobie radę sam. Jest u siebie. W swoim własnym mieszkaniu.