Co słychać u prawnuków Principa?

Austriacy, a raczej Węgrzy, już na dobre weszli do Bośni, gdzie ich bardzo niegościnnie przyjmują” – zanotował stary subiekt w swym pamiętniku na początku drugiego tomu „Lalki”

Publikacja: 11.10.2008 01:05

Karykatura z 1908 roku odnosząca się do aneksji Bośni i Hercegowiny

Karykatura z 1908 roku odnosząca się do aneksji Bośni i Hercegowiny

Foto: bridgeman art library

I tyle właściwie polskiej pamięci o dokonanym przez Austro-Węgry jesienią 1878 roku zajęciu Bośni i Hercegowiny, najdalej wysuniętych na północ ziem pod panowaniem otomańskim. Może i wystarczy, skoro była to zaledwie półnuta w solennym XIX-wiecznym koncercie mocarstw. W dzisiejszej Serbii jednak zarówno ta 130. rocznica, podobnie jak pamięć o późniejszym o 30 lat wydarzeniu – 5 października 1908 roku Wiedeń raczył, wbrew wcześniejszym ustaleniom, wcielić Bośnię do swej monarchii – rozbrzmiewa w tych dniach, nieoczekiwanie, z siłą marsza żałobnego.

[srodtytul]Na otarcie łez[/srodtytul]

To, że media w Belgradzie poświęcają tyle uwagi akcji podjętej przed blisko półtora wiekiem przez dawno złożone do grobu mocarstwo, jest dowodem nie tyle na siłę serbskiej pamięci, ile na intensywność traumy, jaką wywołało uznanie niepodległości Kosowa przez większość państw UE. Nowa obolałość sprawia, że Serbowie gotowi są przywoływać niejedno wydarzenie z przeszłości, kiedy ich zdaniem działa im się krzywda. Politycy Unii, radośnie zapewniający Serbów, że nie czują do nich urazy i gotowi są kiedyś przyjąć ich do swej wspólnoty, zdają się tymczasem zupełnie nie zdawać sprawy z głębi żywionych nad Dunajem urazów. Na kongresie berlińskim przed stu trzydziestu laty roszad dokonywano z rozmachem i bez szczególnej troski o tożsamość czy rację stanu bałkańskich ludów w baranicach, usiłujących wybić się na niepodległość. W pierwszej kolejności szło o pogodzenie interesów Petersburga, Londynu i Wiednia. Rosja świadoma była, że rzucając w 1876 roku imperium otomańskie na kolana i tworząc swego rodzaju protektorat, jakim była Wielka Bułgaria, zbyt boleśnie naruszyła równowagę międzynarodową; Wielka Brytania nie mogła pogodzić się z tym, by sytuacja we wschodniej części Morza Śródziemnego wymknęła się spod kontroli. Dyplomaci austro-węgierscy, choć przeczuwali już, że w zabieganiu o przychylność południowych Słowian nie mają szans wygrać z Rosją, nie zamierzali godzić się z utratą wpływów na Bałkanach: wszak to rynki zbytu, linie kolejowe i przedpole Turcji!

Pod czujnym spojrzeniem żelaznego kanclerza mozolnie ucierano więc kompromis. Moskwa zrezygnowała z Wielkiej Bułgarii, zyskując w zamian międzynarodowe uznanie państwowości serbskiej. Londyn odepchnął rywala od cieśnin, otrzymując na dodatek kontrolę nad Cyprem. Tylko Wiedeń, niechętny serbskiemu państewku, został jeszcze do ugłaskania. Bośniacko-hercegowiński trójkąt, ze świeżą pamięcią krwawo stłumionego antytureckiego zrywu miejscowych chrześcijan sprzed trzech lat, doskonale nadawał się na otarcie łez. Artykuł 25 pokoju berlińskiego mówił o „czasowym stacjonowaniu sił austro-węgierskich w celu przywrócenia w prowincji ładu i porządku”.

I przywrócono – zdaniem wielu historyków nie najgorszy był to dla Bośni czas, kiedy w ślad za oddziałami barona Filipovicsa z Budapesztu, Zagrzebia i Wiednia zaczęły docierać tiurniury, lampy naftowe, projekty oświaty ludowej, sądy, katastry, toalety, prasa codzienna i intrygi polityczne. Dość sięgnąć po któreś z opowiadań Andricia, by przekonać się, jak Bośnia rosła w siłę pod berłem Najjaśniejszego Pana. W roku 1908 można już jednak było wyczuć w powietrzu, że zgodny koncert mocarstw ma się ku końcowi – i że ze względu na coraz dalszy zasięg armat i zagonów potencjalnych przeciwników warto możliwie rozbudować przedpole. 5 października 1908 roku Wiedeń zakomunikował więc światu o anektowaniu Bośni i Hercegowiny. Turcji, w której zrewoltowani młodzi oficerowie osłabiali właśnie władzę sułtana, oraz Serbii, która coraz chętniej głosiła postulat zjednoczenia wszystkich Serbów, w tym bośniackich, w jednym państwie, pozostało zwołać kilka daremnych demonstracji, rozchodzących się niespiesznie w zapachu pieczonych kasztanów i kukurydzy, w ciepłej październikowej mżawce. Łuskał pewnie kasztany i czternastoletni Gavrilo Princip, który już za niespełna sześć lat pociągnie za spust w Sarajewie.

[srodtytul]Siła analogii[/srodtytul]

Uważny czytelnik (…) nie może nie zauważyć analogii obu procesów: zarówno o »okupacji« Bośni i Hercegowiny w roku 1878, jak o »międzynarodowej obecności« w Kosowie, począwszy od roku 1999, postanowiono w drodze porozumień dyplomatycznych, uważając je za tymczasowy, doraźny sposób na »przywrócenie porządku«. W obu przypadkach nie kwestionowano integralności terytorialnej, już to imperium otomańskiego, już to Związkowej Republiki Jugosławii: stanowił o tym artykuł 25 pokoju berlińskiego bądź rezolucja 1244 Rady Bezpieczeństwa ONZ. (…) Dokładnie przed stu laty tymczasowe rozwiązanie skończyło się aneksją i zmianą granic” – można przeczytać w najnowszym numerze belgradzkiego tygodnika „Vreme”, zwykle niechętnie uderzającego w patriotyczny ton.

Jak przed stu laty, poparcie Rosji ma swoje granice („Nie jesteśmy gotowi na wojnę z waszego powodu, ale będziemy bronić waszej sprawy przed całą Europą” – miał się kajać Mikołaj II w rozmowie z serbskim następcą tronu), przegranej stronie oferowane są ulgi i pożyczki na otarcie łez, Belgrad zaś wzywa się, by „zademonstrował swoją dojrzałość” i pogodził się z rzeczywistością – stawiają kropkę nad i inne tytuły.

Analogia fałszywa? Zapewne. Zmienia się epoka, dawnym repetierom z dewizką kudy do dzisiejszych Schaffhausenów, Kosowa zaś nie wcielono do żadnego z ościennych państw, lecz umożliwiono mu samostanowienie. A jednak intensywność, z jaką w Belgradzie rozpatruje się niedawną stratę, wydaje się godna uwagi, choćby i bezradnej.

Tym bardziej że ten serbski żal usłyszeć można, jeśli się dobrze wsłuchać, przy wielu okazjach. Pod koniec września władze Grecji zorganizowały skromne uroczystości z okazji 90. rocznicy przełamania frontu salonickiego. Jesienią 1918 roku zreorganizowana po wcześniejszych klęskach armia serbska, przy wsparciu brytyjskiego i francuskiego korpusu ekspedycyjnego, przełamała linie obrony państw centralnych, docierając do macedońskiego Wardaru. Błoto okopów na froncie salonickim jest mniej znane niż to pod Verdun, ale równie pracowicie mielone było pociskami przez ponad dwa lata. W tydzień po serbskiej ofensywie skapitulowała Bułgaria, w miesiąc później Turcja, w powietrzu wisiał już 11 listopada 1918 roku – i chwałę serbskiego oręża brukselskie i paryskie gazety wynosiły pod niebiosa.

2008 rok to nie do końca okrągła rocznica, uroczystości pod Salonikami zaszczycili więc jedynie attaché wojskowi, podsekretarz stanu we francuskim Ministerstwie Obrony, stowarzyszenia historyków-amatorów pielęgnujących pamięć o zmaganiach wielkiej wojny oraz, jako najwyższy rangą gość, szef serbskiego resortu obrony Dragan Szutanovac.

„Przed dziewięćdziesięciu laty Serbia widziała swój interes w silnej i wolnej Europie. Europa widziała wówczas swój interes w silnej i wolnej Serbii – oświadczył podczas uroczystości minister. – Jeśli idzie o Serbię – od tego czasu nic się nie zmieniło”.

Fraza czytelna, wyrzut wyraźny. Ale kto miał go usłyszeć? Unii Europejskiej to, by użyć eleganckiej frazy Jana Kochanowskiego, za jaje: domaga się wydania Ratko Mladicia, przyznaje fundusze na budowę korytarza transportowego, obiecuje zniesienie (kiedyś) wiz – i z wielkim uznaniem myśli o własnej wielkoduszności, nie zastanawiając się, co czują serbskie trzynastolatki.

I tyle właściwie polskiej pamięci o dokonanym przez Austro-Węgry jesienią 1878 roku zajęciu Bośni i Hercegowiny, najdalej wysuniętych na północ ziem pod panowaniem otomańskim. Może i wystarczy, skoro była to zaledwie półnuta w solennym XIX-wiecznym koncercie mocarstw. W dzisiejszej Serbii jednak zarówno ta 130. rocznica, podobnie jak pamięć o późniejszym o 30 lat wydarzeniu – 5 października 1908 roku Wiedeń raczył, wbrew wcześniejszym ustaleniom, wcielić Bośnię do swej monarchii – rozbrzmiewa w tych dniach, nieoczekiwanie, z siłą marsza żałobnego.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy