[b]Od ilu lat trwa fenomen Starego Dobrego Małżeństwa?[/b]
Od dwudziestu pięciu lat. Biorąc pod uwagę pasję śpiewania wierszy, niewiele się dla mnie przez ten czas zmieniło. Wciąż funkcjonuje w Polsce pewien zaklęty krąg kulturowy gromadzący ludzi poszukujących ważnych i ważkich słów. Byli oni zawsze, bez względu na ustrój i wszelkie inne uwarunkowania. To swoisty mikrokosmos zbudowany z ludzkiej wrażliwości, wyobraźni i chęci zmierzenia się z pogłębioną refleksją w piosence. Cały czas istnieje głód treści i wartości innych niż te, które słychać w radiu.
[b]Pytam o ten fenomen, bo właściwie można by mieć wrażenie, że w zasadzie w 2008 roku nie powinno pana być już dawno na scenie. Stare Dobre Małżeństwo nie jest promowane przez żaden wielki koncern medialny, nie ma pana w mediach komercyjnych, nie można zobaczyć w telewizji. Tymczasem na wasze koncerty wciąż przychodzą tłumy i śpiewają razem z panem piosenki, które znają na pamięć. Na czym to polega?[/b]
Myślę, że decydenci w rozgłośniach nie doceniają tej publiczności, lekceważąc jej potrzeby i możliwości. Skazywanie polskiej poezji i piosenki na antenową banicję to jedno z najpoważniejszych zaniedbań mediów. Nie godzę się na taki stan rzeczy, dając temu wyraz podczas koncertów w mniej lub bardziej zawoalowanej formie. Sądząc po reakcji widowni, nie ja jeden mam o to żal. Trudno bowiem znieść wszechobecny zalew anglosaskiego popu. Jeśli mamy rozmawiać o Polsce i Polakach używajmy rodzimego języka, który jest piękny jak żaden inny, a wypierać go zaczyna bezkarnie angielski, francuski, czy nawet bardziej egzotyczne narzecza. Tymczasem słowo - polskie słowo - jest podstawową wartością, dla której ludzie przychodzą na nasze koncerty.
[b]Skąd właściwie wiedzą o pana koncertach?[/b]