Są takie miasta, w których po prostu musimy bywać, nie dlatego, że przyciąga nas ich niezwykły urok czy mamy tam jakieś ważne sprawy do załatwienia. Wręcz przeciwnie, jedziemy do tych miast, wiedząc, że zbyt szybko trzeba je znowu będzie opuszczać, ponieważ dłuższy pobyt staje się niemożliwy. A jednak od czasu do czasu jedziemy.
Jadę do Wrocławia, żeby na szacownym Międzynarodowym Festiwalu Teatru Jednego Aktora opowiedzieć w monodramie o losach polsko-żydowskich na tej ziemi. Prosiłem o małą salę, ale organizatorzy, ponosząc dużo większe koszty, postanowili wynająć jeszcze do końca nieodremontowaną synagogę. Dla nich to miejsce dzisiaj ważne i symboliczne, dla mnie również, ale też bardzo bolesne. Moi rodzice poszarpani przeżyciami wojennymi już w 1946 roku modlili się w tej synagodze.
[srodtytul]*[/srodtytul]
Gdyby ktoś wiosną 1945 roku nakręcił film dokumentalny o Breslau, powinien dać mu tytuł „Miasto ukarane”. W lutym 1945 roku Rosjanie otoczyli je i przez 85 dni odbierali Niemcom dom za domem, potem chmura 750 rosyjskich bombowców przesłoniła Panu Bogu widok miasta i dokonała reszty. Breslau, w swojej architekturze i charakterze bardziej germańskie niż inne duże miasta w Niemczech, było niegdyś znacznie odporniejsze na antysemityzm, pozwalało żyć obok siebie różnym narodom.
Ale w 1932 roku przyjmowano tu Hitlera radośniej nawet niż w Berlinie, mianowano go honorowym obywatelem Wrocławia. Także w wyborach 1932 roku oddano tu na nazistów więcej głosów niż w Berlinie czy jakimkolwiek innym dużym mieście Trzeciej Rzeszy. Miasto opanował nazistowski szał. To, co w latach 30. wyprawiano tu z niemieckimi Żydami, kupcami, laureatami Nagrody Nobla, lekarzami, naukowcami, oficerami armii niemieckiej czy uhonorowanymi najwyższymi odznaczeniami bohaterami I wojny światowej, mogłoby stanowić kanwę niejednego thrillera. Miasto samo pozbywało się swoich mieszkańców: zaczynając od 20 tysięcy Żydów, a kończąc na kilkuset tysiącach Niemców już w czasie wojny wysiedlanych w głąb Rzeszy przez hitlerowskiego komendanta miasta. Erika Steinbach z pewnością zalicza ich teraz do grona wypędzonych.
Nawet wtedy, kiedy naloty rosyjskie czarnym dywanem dymu przesłoniły miasto, Hitler – zamiast je poddać i ocalić – wciąż wierzył, że Festung Breslau się obroni. Skapitulowało dopiero 6 maja 1945 roku, kiedy nad Berlinem już od czterech dni powiewała biała flaga, a Hitler nie żył już od tygodnia. Ten kaprys Hitlera kosztował miasto 70 proc. jego pięknych kamienic, choć w lutym 1945 r. prawie wszystkie domy jeszcze stały niezniszczone. W końcu miasto zapadło się pod ziemię jakby ze wstydu i rozpaczy. Widziałem je oczyma dziecka latem 1946 roku.