Kłóćmy się o powstanie, nawołuje Grzegorz Sroczyński w „Gazecie Wyborczej" w dzień po facebookowym werdykcie Radosława Sikorskiego. Czy rzeczywiście w każdym momencie i każdymi słowami? Czy cytaty z Kisiela i innych krytyków decyzji o godzinie W cokolwiek tu tłumaczą?
To Jacek Kuroń opisał w latach 90. pewne wystąpienie Barbary Labudy jako pierdnięcie w salonie. Otóż do wpisu Sikorskiego pasuje, niestety, ta właśnie metafora. Po szefie polskiego MSZ z taką biografią spodziewałbym się więcej.
Pranie rodzinnych brudów jest czasem oczyszczające. Ale czy na srebrnych godach rodziców? A może na pogrzebie? Starzy ludzie, którzy ledwie kilka lat temu doczekali się pełnego dowartościowania własnych biografii, mają prawo odebrać słowa o „narodowej katastrofie" jako skierowane do siebie, a nie do nieżyjącego dawno Bora-Komorowskiego. Obojętnie, jak sami oceniali wtedy i potem tę decyzję. Kto tego nie rozumie, kto czekał do tego dnia, aby im to zrobić, ten odznacza się piramidalnym brakiem wrażliwości.
Małgorzata Kidawa-Błońska oceniła, że Facebook to forma komunikacji, gdzie najpierw się pisze, a potem myśli. Jak sama pani poseł zauważyła, jest pani nie na czasie. Sikorski wymyśla sobie nowy wizerunek – obrazoburcy, trochę subtelniejszego Palikota szukającego poklasku u ludzi, dla których liczy się szybka reakcja, greps, kpina. Opinia skandalisty wydaje mu się pracowicie gromadzonym kapitałem na przyszłość.
Sikorski sądzi zapewne, że przy okazji bije w PiS, w radykalną retorykę Kaczyńskich. „Kto jest za rozlewem krwi w 1944, jest też za nierozsądnym drażnieniem Rosjan, Niemców w 2011" – to jego przesłanie. Naturalnie wybór do tego celu powstania gorszy i drażni wielu ludzi PO. Dziś tak jest. Ale z głębi tej partii słychać już głosy, na razie dyskretne, że czym więcej wyrazistych osi podziałów, tym lepiej.
Można na przykład sięgnąć po retorykę antyinsurekcyjną, która w Polsce była raczej domeną prawicy. To polscy radykałowie wywoływali i czcili powstania, dopiero Piłsudski uczynił z tej tradycji coś ogólnonarodowego, też jednak połowicznie. W tym sensie Sikorski może się uważać za spadkobiercę stańczyków albo endeków – wszak doradza mu Roman Giertych.
Tylko że to dziś kostium. Ten spór wykracza poza ramy martwych podziałów oraz doraźną logikę wojny „radykalnego" PiS ze „stateczną" Platformą. Wykracza wreszcie poza realny spór o historię, o tamte decyzje. Nawet jeśli interesuje on cokolwiek Sikorskiego, to przecież nie tych, którzy ochoczo wtórują mu w Internecie. Wygrażanie Muzeum Powstania Warszawskiego, a to dziś ton modny, nie jest pluciem na grób Bora-Komorowskiego. Jest pluciem na groby tysięcy dzielnych ludzi.
Sikorski staje się pożytecznym sojusznikiem postmodernistycznej lewicy, która powstańczą tradycję konsekwentnie podkopuje. I znowu nie dlatego, że zdemaskowanie błędów Bora ma dziś znaczenie. Tradycyjnie najbardziej szczere są osoby niepolityczne. Olga Lipińska wyraziła to dosadnie: należy odrzucić pomnik małego powstańca, bo polska młodzież powinna mieć przekaz jednoznaczny: najważniejsze jest życie.