Obaj prezydenci byli po kilku winach. Obaj mieli ochotę jeszcze pogadać. Ustalono, że zmienią lokal i jeszcze chwilę posiedzą „w wąskim gronie". Nagle Saakaszwili zaproponował, że sam podrzuci Komorowskiego i naszą pierwszą damę limuzyną do nowej knajpki. Przy okazji pokaże miasto i będzie miło. Komorowski odmówił.
Nie mógł się zgodzić, bo w zbyt oczywisty sposób wchodziłby w buty Lecha Kaczyńskiego. Bronisław Komorowski przed sześciodniową wizytą w Azerbejdżanie, Gruzji i Armenii był w niezbyt komfortowej sytuacji.
Jako marszałek Sejmu, a potem jako prezydent elekt wypowiadał się na temat wschodniej polityki Lecha Kaczyńskiego, szczególnie tej prowadzonej odnośnie do Gruzji. Gdy prezydent Kaczyński dał się zabrać Saakaszwilemu na wycieczkę, podczas której padły strzały, Komorowski wypalił: „Jaka wizyta taki zamach, bo z 30 metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera".
Potem po wyborach w wywiadzie dla „Rz" odpowiadał na pytanie, czy Gruzini mogą na niego liczyć tak jak na Kaczyńskiego: „Aż tak na pewno nie. Bo ja nie pojadę na granicę tylko dlatego, że wymyślił to sobie prezydent Gruzji. Natomiast oczywiście Polska powinna w sposób jednoznaczny opowiadać się za prawem wszystkich narodów do samostanowienia i własnej niepodległości. A w przypadku Gruzji Polska nie powinna rezygnować z tego, co jest jednym z pryncypiów: stoimy na stanowisku niepodzielności terytorium Gruzji".
Bo tam jest ropa
Po co Komorowski pojechał na Kaukaz? Cel oficjalny był oczywisty. Postanowił odwiedzić kraje mające uczestniczyć w Partnerstwie Wschodnim. Żeby mieć pewność, że wszyscy przywódcy pojawią się we wrześniu w Warszawie na szczycie inaugurującym ten projekt. Będzie to najważniejsze wydarzenie polskiej prezydencji w UE, a samo Partnerstwo to jeden z najważniejszych pomysłów naszej dyplomacji ostatnich lat.
Generalnie wszystko się udało. Pałac jest szczególnie dumny z tego, że prezydent wszędzie był przyjmowany ciepło. Urzędnicy Komorowskiego przypominają, że polski przywódca pojechał w końcu do Armenii.
Lech Kaczyński w Armenii nie był. Podjął decyzję trudną, ale wyrachowaną. Były prezydent postawił na jak najściślejsze relacje z Azerbejdżanem.
Bo tam jest ropa i ekipa poprzedniej głowy państwa robiła wszystko, by ożywić projekt połączenia kaspijskich złóż ropociągiem biegnącym do polskich rafinerii. Bez specjalnych zresztą sukcesów, czego dowodem był nieudany szczyt energetyczny w Krakowie w 2007 roku. Co ciekawe, jednym z największych krytyków owego szczytu był Bronisław Komorowski. Skrytykował jego ideę, jeszcze zanim spotkanie w Krakowie dobiegło końca. Podkreślał, że nie przyjechał na nie prezydent Kazachstanu, a to: „oznacza, że w sensie politycznym ta konferencja w Krakowie jest już pusta, to jest wydmuszka. Tam już nic z tego nie będzie, to jest czysta propaganda – ładna, przyjemna uroczystość, za którą nic nie stoi. To jest, proszę państwa, nie szczyt w rozwiązywaniu problemów energetycznych, ale szczyt pozorów", grzmiał z trybuny sejmowej.