1 sierpnia szef polskiej dyplomacji nazwał powstanie „katastrofą narodową", a dwa tygodnie później na łamach pisma obszernie to uzasadnił w całym bloku tematycznym, poprzedzonym nawet wstępniakiem redaktora naczelnego. Dowódcy Armii Krajowej wychodzą tam na głupców, a nawet zbrodniarzy, powstanie zaś na całkowicie chybione przedsięwzięcie, które przyniosło tylko rzeź najlepszej młodzieży i mieszkańców oraz zagładę miasta.
„Wacek" już to słyszał. Wielokrotnie, przez całe dziesięciolecia to powtarzano, a on pozostawał wierny tradycji ojca legionisty, matki peowiaczki, trzech starszych braci ginących jeden za drugim w szeregach AK, złożonej przez siebie przysiędze, a wreszcie przeświadczeniu, że własne rany, poniewierka i komunistyczne więzienie nie pójdą na marne. Jego smutek spowodowało zapewne zawiedzione zaufanie do rządzącego ugrupowania, ale i krytyczna wobec dowództwa AK wypowiedź kolegi z konspiracji i więzienia, marszałka Sejmu I kadencji, a może i ta chłodna racjonalność argumentów, które tak nie przystają do Polski, o którą walczył.
? ? ?
Dla powstańców, ich rodzin, harcerzy, wszystkich, którzy 1 sierpnia przychodzą o godzinie 17 na Powązki wojskowe, to spotkanie się liczy – nie zaproszenia do Sejmu, Belwederu, na plac Krasińskich czy Piłsudskiego. Już o godzinie 16 odbyły się zbiórki przy kwaterach poległych. Powstańców coraz mniej. U „Zośki" szukam znajomych. „Jura" nie ma – umarł wiosną w Kanadzie. Próżno szukam „Paulinki". Pewnie zdrowie nie pozwoliło jej przyjść, jak i „Nicie", któremu stawy odmówiły posłuszeństwa: po raz pierwszy od półwiecza.
W połowie lat 80. przywiózł mnie tu Doktor „Brom". W Dolince Katyńskiej, tuż przy Gloria Victis rozwinięto transparenty i sztandary zdelegalizowanej „Solidarności", śpiewano, podnoszono palce w geście V. Doktor był zdegustowany: – To nasza uroczystość, nie pozwalają uczcić kolegów! Przekazałem to przyjacielowi, który dostarczał książki wydane w podziemiu. – To nie jest tylko ich miejsce ani tylko ich uroczystość, powstanie jest też nasze! – usłyszałem.
Już w wolnej Polsce pytałem „Jura", czy brali pod uwagę tak straszliwe straty wśród ludności i piekło Woli, przez które przeszła moja rodzina. Spojrzał zdumiony: – Przecież my ich broniliśmy, ginęliśmy za oswobodzenie miasta od Niemców.