Chcę żyć i nie bać się, i to nie tylko Pałacu Mostowskich, ale przede wszystkim własnych myśli" – słowa Leopolda Tyrmanda z jego słynnego „Dziennika 1954" stanowią znakomite motto do dramatycznych przeżyć Włodzimierza Odojewskiego w pierwszej dekadzie po wojnie. Wyraził je w listach do Jarosława Iwaszkiewicza, niedawno odnalezionych w Muzeum w Stawisku. Okazały się one rewelacją jako jedno z ciekawszych świadectw polskich pisarzy z tego czasu. Pokazują, jak bliski był kompletnego załamania, również po 1956 r.
W 1957 r. pisał do Iwaszkiewicza: „Pozbawiono mnie już posady, czyli chleba, odcina się od druku, czyli »kończy« literacko". Pytał: „może mam przestać istnieć, rozpłynąć się w powietrzu? Poradź, co robić?!". Niemal identycznie przeżywał to Tyrmand: „gniję... Po prostu nie ma mnie.... Jestem pisarzem, któremu nie wydają książek, publicystą niedrukującym artykułów, dziennikarzem niemającym wstępu do żadnej redakcji".
Odojewski podobnie jak Leopold Tyrmand czy Jerzy Zawieyski zmagał się nie tylko z cenzurą, ale również ze strachem o fizyczny byt. Przetrwał, bo napędzał go silny instynkt twórczy. Uparł się – jak sam mówił – aby zostać pisarzem. Stopniowo oswajał totalitarny system, z czasem wplątując się w sprytnie zastawione ubeckie sieci, wokół czego wciąż trwają kontrowersje. W końcu jego życie zatoczyło pełne koło – w 1968 r. poparł studentów protestujących przeciwko zdjęciu z afiszu „Dziadów" Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Nie zawahał się zaryzykować kierownicze stanowisko w radiu, które rzeczywiście stracił. W końcu wyemigrował do Niemiec, gdzie znalazł pracę w Radiu Wolna Europa. Tam z pasją rozwijał wątek podjęty już w latach 50. – dramat Polaków na Wschodzie.
Naiwny, że aż strach
W listach do Iwaszkiewicza opisywał „na gorąco" szczególnie dotkliwe ciosy, które na niego spadały, i rosnące poczucie beznadziei. Stąd ich wysoka temperatura osobista. Jest to inne świadectwo stalinizmu niż to, które pozostawiła znaczna część twórców opowiadających często po latach – zwykle w wywiadach – o doświadczeniach tego okresu, np. w znanym zbiorze rozmów pt. „Hańba domowa" Jacka Trznadla.
Pierwszy list do Stawiska (dom Iwaszkiewiczów, obecnie muzeum) Odojewski posłał w 1955 r. w wieku 25 lat. Pisał do starszego, uznanego pisarza w myśl zasady: „raczkujący raczek literacki śle swój płodek na Olimp...". Dołączał opowiadania i prosił o ocenę twórczości. Poznali się wcześniej, prawdopodobnie na spotkaniu Iwaszkiewicza z wielkopolskimi adeptami pisarstwa (1954). Pisarz zwrócił uwagę na wrażliwość młodzieńca. W swym „Dzienniku" pod datą 4 marca 1955 r. pisał: „bardzo wielkie zdolności. Oby ich nie zmarnował..., a przy tym to pisanie: u niego każda fraza leży, układa się, rodzi jakby sama z siebie w doskonałym kształcie. A za tą fasadą niepokoje jak u Dostojewskiego!". O jego talencie pisał także w recenzji debiutanckiego tomu Odojewskiego „Opowieści leskie" („Życie Warszawy", 1955). Dostrzegał go w „opisach przyrody, odtwarzaniu nastroju pól... zwłaszcza lasów i przenikaniu do wnętrz nie tylko prostych chat, ale i prostych, namiętnych i żywiołami uczuć miotanych serc chłopów polskich i ukraińskich".