Podobnie jak głupiutka, ale słodka komedia „Och, Karol", rozgrywał się w świecie kompletnie odklejonym od rzeczywistości – bez partii komunistycznej, stanu wojennego, wszechobecnej esbecji. I dlatego też tak się podobał – przez dwie godziny można było udawać, że Polska to taki niby normalny kraj. Rzecz nakręcona była sprawnie przez Sylwestra Chęcińskiego, a Jan Nowicki i Andrzej Pieczyński w rolach głównych zapadali w pamięci na długo – pierwszy jako starzejący się mistrz karcianych trików, drugi jako młody i nadambitny adept szulerskiego fachu.
Tak jak „Vabank" zwany był „polskim »Żądłem«", tak „Wielkiego Szu" można porównać ze słynnym „Bilardzistą" z Paulem Newmanem w roli głównej. Newman po latach wrócił do swego bohatera w głośnym „Kolorze pieniędzy". Dziś i postać grana przez Nowickiego doczekała się drugiego życia w powieści (i – jak wieść niesie – scenariuszu) „Doktor Szu". Minęło 30 lat, miejsce gierkowskiego blichtru hotelu Victoria zajęła gangstersko-kapitalistyczna rzeczywistość III RP. Piotr Grynicz teraz nazywa się Szuster, chwali się tytułem doktora i jest znakomitym chiropraktorem. Ma luksusowy hotel, piękną żonę (Rosjankę) i adoptowanego synka. Idylla pryska, gdy rozpędzony samochód zabija na drodze rodzinę doktora Szu, a napięcie rośnie niebywale, gdy okazuje się, że wypadek mógł spowodować młody Mikun – syn tego samego nuworysza, który w „Wielkim Szu" okazał się nemezis starego szulera.
Mamy więc klasyczną historię zemsty, mamy – jak przystało na gatunek – femme fatale oraz wzajemne piętrowe podchody przeciwników, sprytne zakręty fabuły i styl opowieści przypominający nieco książki Davida Morrella. Tym, co różni nową opowieść o Wielkim Szu od pierwowzoru, jest dużo większy rozmach. Ważną rolę w intrydze odgrywa rosyjska mafia z Czelabińska oraz pierwszy mąż Nataszy – specnazowiec Wołodia. No i stawka rozgrywki jest już liczona nie w setkach tysięcy gierkowskich złotych, ale w prawdziwych nowych milionach w pełni wymienialnych złotych.
Książce dobrze robi fakt, że autorzy nie odwracają się od rzeczywistości – sporo szczegółów przestępczo-mafijnych w tle to aluzje do głośnych afer III RP, jednocześnie wpleciono je w tkaninę powieści bez wrażenia nachalności czy budowania na siłę historii z kluczem. Szkodzi jej spora doza nieprawdopodobieństw – część pierwsza była dużo bardziej wiarygodna psychologicznie i bardziej zwarta. Ale chętnie obejrzałbym film „Doktor Szu". Sądząc po powieści, byłby od „Wielkiego Szu" gorszy mniej więcej w ten sposób, w jaki „Psy 2" były słabsze od „Psów". Znaczy: mimo wszystko warto.