Z widokiem na gaz

Przyszły rok może się okazać dla polskich łupków przełomowy, choć wydobycie gazu na skalę przemysłową to perspektywa raczej od sześciu do dziesięciu lat niż dwóch–trzech

Publikacja: 20.10.2012 01:01

Sielanka z widokiem na Jezioro Żarnowieckie. Chmury, odwiert, pola, lasy. Droga – chyba na Lubkowoa

Sielanka z widokiem na Jezioro Żarnowieckie. Chmury, odwiert, pola, lasy. Droga – chyba na Lubkowoa

Foto: PGNiG

Za gazem z łupków zjechaliśmy pół Polski. Jakie wnioski? Pierwszy – ponury. Na razie to wciąż bardziej miraż niż realna perspektywa wydobywania gazu, dzięki któremu moglibyśmy wyzwolić się z rosyjskiego dyktatu cenowego i przestać płacić za niego najdrożej w UE.

Drugi – pocieszający. Zagrożenie ekologiczne wydobyciem paliwa z łupków to bardziej wymysł jego przeciwników niż rzeczywistość. Co więcej, z naszych wizyt w miejscach, gdzie poszukuje się gazu, wynika, że wystarczy nawet podstawowa akcja informacyjna, by uśmierzyć obawy mieszkańców. Protesty, które zablokują wydobycie, raczej więc nam nie grożą.

Łupki kontra skowronki

Odwiert nazywa się Lubocino-2H. Leży w gminie Krokowa, niecałe 20 km od Wejherowa i zaledwie kilkaset metrów od szkoły i domów wsi Lubocino. Nad okolicą góruje wiertnia, wysoka jak kilkunastopiętrowy budynek.

– Zanim tam wejdziemy, film szkoleniowy – zarządza kierownik wiertni Dariusz Golonka. Dostajemy kask, okulary, kurtkę i buty... ze wzmocnionym noskiem. – Trzymajcie się mnie, bo tu jest niebezpiecznie – ostrzega Golonka.

Specjaliści wyjaśniają nam, jak szuka się gazu. Na początku na terenie, który geologowie wskazują jako potencjalne źródło błękitnego paliwa, pojawiają się geofizycy w charakterystycznych autach. Mają określić dokładny przekrój skał i wskazać miejsce, w którym najlepiej jest dokonać odwiertu. Umieszczona pomiędzy osiami pojazdu wibrująca płyta wysyła fale. Na podstawie tego, gdzie, z jaką częstotliwością i z jaką siłą fala się odbija, określana jest budowa skały. Na tej podstawie sporządza się mapę i wskazuje miejsce odwiertu. Odtąd mówi się na nie „pad" lub „klaster".

To zwykle niewielki obszar – ten w Lubocinie ma około dwóch hektarów. Najpierw trafia on pod lupę inspekcji środowiskowej. Zdarza się, że gnieżdżąca się na terenie przygotowanym pod wiercenie para skowronków jest w stanie zatrzymać inwestycję nawet na kilka miesięcy. Wtedy trzeba czekać na zgodę na ich przesiedlenie. Problemów może być zresztą więcej, bo w Polsce pod ochroną są np. wszystkie płazy.

Gdy kończy się etap badań środowiskowych, teren jest wyrównywany i drenowany. Każda kropla wody, która spadnie, musi zostać zebrana, a potem odbiera ją specjalistyczna firma. Choć w Polsce nigdy nie doszło do skażenia wody w czasie poszukiwania gazu czy ropy, takie są wymogi. Czuwają nad tym inspektorzy środowiskowi. Gdy pad jest wreszcie przygotowany do prac wiertniczych, następuje najbardziej uciążliwy etap dla mieszkańców. Na miejsce zaczynają zjeżdżać transporty z elementami, z których składa się wiertnię.

W Lubocinie stanęła wiertnia produkcji niemieckiej. W podstawie liczy dziewięć modułów, które składa się jak klocki lego. W sumie do złożenia 53-metrowej wieży z elektrycznym system zasilania (aby było ciszej i bardziej ekologicznie) oraz kilkoma kilometrami rur potrzebnych było 100 transportów.

Wódka i krew kozy

Dariusz Golonka pracuje dla firmy Poszukiwania Nafty i Gazu NAFTA PIŁA SA. To spółka wchodząca w skład grupy PGNiG. Ma blisko 60 lat tradycji. W Polsce odkryła 100 złóż gazu ziemnego oraz ropy naftowej. Do jej sukcesów można zaliczyć także odkrycie złóż miedzi w Lubińskim Zagłębiu Miedziowym oraz węgla brunatnego w Bełchatowie. Działa na trzech kontynentach. Golonka wiercił m.in. w Indiach, Gruzji czy Egipcie. – Poszukiwania gazu łupkowego niewiele różnią się od poszukiwań gazu konwencjonalnego. Najpierw kopie się  w dół, a potem w zależności od potrzeb robi się odwierty kierunkowe – wyjaśnia.

Początkowy etap wiercenia wykonuje się gryzerem (świdrem) o największej średnicy. Na początku pracy nafciarze do odwiertu wlewają butelkę wódki, by przepędzić diabła. Ta zasada obowiązuje na całym świecie, z wyjątkiem Afganistanu – tam do dziury wlewa się krew zarżniętej kozy.

Gaz łupkowy (a właściwie z łupków) oznacza, że został on zamknięty w porach skały zwanej łupkiem. Aby go z nich wydobyć, trzeba zniszczyć strukturę tej skały. – To tak jakby rozbijać zamknięte w skale jajeczka – wyjaśnia Golonka. Na podstawie przekroju skalnego trzeba określić, czy jest w niej gaz, a także formę tzw. szczelinowania, które pozwala go ze skał uwolnić.

Szczelinowaniem zajmuje się ledwie kilka firm na świecie. Polega ono na tym, że na określonej wysokości odwiertu pionowego robi się odwiert kierunkowy (najczęściej poziomy), wchodzący w głąb skały. Następnie w tak wydrążony tunel pod olbrzymim ciśnieniem wtłacza się wodę ze specjalnym kruszywem oraz substancję chemiczną przypominającą żelatynę. To rozsadza skałę i uwalnia gaz.

Uderzenie w skały jest nieodczuwalne. W trakcie prowadzonego na Pomorzu szczelinowania odczyty sejsmograficzne były dziesięciokrotnie niższe niż te, które odnotowano w tej samej stacji, gdy w Japonii doszło do ostatniego tragicznego trzęsienia ziemi.

Co się dzieje, gdy w odwiercie znajdzie się gaz? Jacek Słowakiewicz, od 1995 r. kierownik Kopalni Ropy Naftowej i Gazu Ziemnego w położonym nieopodal Lubocina Żarnowcu, zabiera nas do Dębek. W tym nadbałtyckim kurorcie w zimie na stałe mieszka zaledwie około 150 osób. W lecie jest ich około 10 tysięcy. Mieści się tu też... kopalnia gazu i ropy. Czy nie brzmi to groźnie? Wyobraźnia podpowiada nam kwartały fabrycznych budynków, kilometry przemysłowego krajobrazu, pomp, rur. Gdy dojeżdżamy, okazuje się, że „kopalnia" ma rozmiar boiska piłkarskiego, a nad ziemią wystają dwa zawory i dwa pojemniki gromadzące gaz i ropę. To wszystko.

W tle domy dla turystów, słychać też szum morza. – Ta kopalnia nikomu nie przeszkadza, wiele osób nie zdaje sobie nawet sprawy z jej istnienia – zapewnia nas Słowakiewicz. Tłumaczy, że podobnie będą wyglądać miejsca, gdzie będzie eksploatowany gaz łupkowy.

Lubocin. – Do wiercenia już jesteśmy przyzwyczajeni – mówi Danuta Gojke, nauczycielka klas 1–3. Nad  szkołą, w której uczy się prawie setka dzieci z czterech pobliskich wiosek, góruje wiertnia. Dzieci widzą ją z okien. Pani Gojke podkreśla, że inwestor zadbał o informacje o ewentualnych zagrożeniach związanych z wierceniami. To przekonało ludzi. – Wystarczy prosta prezentacja, by się dowiedzieć, że niebezpieczeństwo jest minimalne – zauważa.

No i są korzyści. – PGNiG obiecało wyremontować nam drogę. Dało też naszej szkole 40 tysięcy złotych, dzięki czemu w niemal każdej klasie mamy multimedialne rzutniki – wyjaśnia. Inwestor jest obecny na imprezach, funduje dzieciom nagrody. – Mamy taki chytry plan: chcemy dogadać się z górnictwem, by wsparli nas w budowie sali gimnastycznej – dodaje na koniec Danuta Gojke.

Krokowa. – My tu już do tego gazu przywykliśmy. Kopalnie są u nas od kilkudziesięciu lat – zapewnia wójt Henryk Doering. No i marzą mu się nowe miejsca pracy, dodatkowe wpływy do miejscowej kasy z tytułu podatków.

Przeganianie strachów

Czersk. Też na Pomorzu, ale tu poszukiwaczy gazu nikt nie wita z otwartymi ramionami. W ubiegłym roku okoliczne gminy wysłały negatywną opinię do ewentualnego zamiaru wydobycia gazu. Odpowiedź, dlaczego tak się stało, daje wizyta w urzędzie miasta u burmistrza Marka Jankowskiego. – Gminy nie miały konkretnych zastrzeżeń, ale z powodu braku informacji i z obawy o ewentualne zagrożenia wolały się sprzeciwić – mówi burmistrz.

Dziwi go pasywna postawa inwestorów, którzy chcą wydobywać u nich gaz. – Nawet nie próbowali się z nami kontaktować, nie przeprowadzili żadnej kampanii informacyjnej. A to brak edukacji rodzi lęki – dodaje Jankowski.

Śladu łupkowej edukacji śladu nie ma też na ulicach Czerska. – Nic nie wiem o żadnych wierceniach. Nikt ze mną o tym nie rozmawiał – odpowiada miejscowy jubiler, gdy pytamy, czy wie coś o poszukiwaniach gazu. Podobnie reagują inni zaczepieni przez nas na ulicy ludzie.

Szymkowo, koło Brodnicy. Tu koncesję ma kanadyjski Talisman Energy. W dorobku mają jeden odwiert. Niedaleko centrum wsi pozostał zawór. Na środku prostokątnego placu o wymiarach 100 metrów na 70 tkwi czerwona rura z kilkunastoma wypustkami. – Zawieźli próbki na badania do Kanady. Nie wiadomo, co z tego będzie – mówi zaczepiony przez nas we wsi pan Marek. Ale ma nadzieję, że gaz się znajdzie. – Z pracą ciężko – tłumaczy. Podobnie myślą i inni. Wyjątkiem jest pan Tomasz. Mieszka najbliżej odwiertu. Jego niemal nowy dom stoi zaledwie 300 m od niego. – Kto mi zagwarantuje, że nie będzie jakichś osunięć i ściany domu nie zaczną pękać? – obawia się. I zapowiada, że jeśli tak się stanie, będzie się sądził o odszkodowanie.

Mieszkańcy Szymkowa są jednak do poszukiwań gazu nastawieni przychylnie. Opowiadają, że przed rozpoczęciem prac inwestor urządzał spotkania informacyjne, rozdawał ulotki. To osłabiło lęki.

Trudno się jednak dziwić obawom, jeśli polityka informacyjna inwestorów pozostawia wiele do życzenia. Jedna z firm (BNK Petroleum) poinformowała nas na przykład, że nie utrzymuje kontaktów z mediami. O ile odmowę komentarza na temat proponowanych przez rząd założeń do ustawy łupkowej można jeszcze zrozumieć, o tyle dziwi, dlaczego firma nie chce informować o swojej polityce edukacyjnej.

Jeden na siedem

Gaz z łupków to szansa dla Polski, by uwolnić się od drogich dostaw z Rosji. – Problem polega na tym, że to droga inwestycja – mówi Jacek Słowakiewicz, gdy stoimy na lubocińskiej wiertni. Z jej tarasu widać pierwszy szczelinowany już odwiert. Wstępne analizy są pozytywne – jest gaz i będzie go można eksploatować.

– Aby inwestycja była opłacalna, takich odwiertów będzie tu potrzebnych więcej – dodaje Słowakiewicz. A w skali Polski setki. Do tej pory wykonano ich zaledwie 31, koszt samego odwiertu to 30–50 mln zł, kolejnych kilka trzeba wydać na szczelinowanie. – Mali gracze na amerykańskim rynku robią ich rocznie około tysiąca – mówi kierownik Kopalni Ropy Naftowej i Gazu Ziemnego w Żarnowcu.

Potwierdza to raport Parlamentu Europejskiego poświęcony gazowi i ropie z łupków. Czytamy w nim, że rozwój produkcji rozwinął się, kiedy rząd USA wyłączył w 2005 r. działalność sektora wydobycia węglowodorów z wykorzystaniem szczelinowania hydraulicznego z zakresu ustawy o bezpiecznej wodzie. Łatwiejszy i szybszy dostęp do pól gazu łupkowego przełożył się zwłaszcza na eksploatację złoża łupkowego Barnett w Teksasie. W ciągu pięciu lat wykonano tam prawie 15 tysięcy odwiertów. Na tym terenie powstało kilka niewielkich przedsiębiorstw, które je wykonywały. Firmy rozwijały się i stawały spółkami o wielomiliardowych zyskach.

W ostatni wtorek polski rząd przyjął założenia do ustawy łupkowej. Inwestorzy ten sygnał odbierają pozytywnie, bo trudno było ułożyć plan inwestycyjny, jeśli nie było wiadomo, jakie będą warunki funkcjonowania.

Zgodnie z rządowymi założeniami ma zostać otwarty rynek dotyczący prac poszukiwawczych. Teraz aby je prowadzić, trzeba otrzymać koncesję. Gabinet Donalda Tuska proponuje podatek od wartości wydobytego surowca: 5 proc. dla gazu i 10 proc. dla ropy naftowej. Zaplanowano również specjalny podatek węglowodorowy w wysokości 25 proc. od nadwyżki przychodów nad wydatkami. Planowane obciążenia z tytułu wszystkich podatków i opłat pobieranych od branży wydobywczej wyniosą ok. 40 proc. ich zysków brutto (szacunki oparto na wyliczeniach amerykańskich). Zyski z podatków i opłat mają także trafić do kas samorządów.

Rząd planuje również powołać Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych. Ta spółka Skarbu Państwa będzie miała prawo pierwokupu w ramach wtórnego obrotu koncesjami, na zasadach rynkowych. Ponadto koncesje rozpoznawczo-wydobywcze będą udzielane w przetargu podmiotom, które następnie utworzą konsorcja wydobywcze z udziałem NOKE.

Rządowe propozycje pozytywnie ocenia Tomasz Gryżewski, dyrektor ds. korporacyjnych Talisman Energy Polska, kanadyjskiej firmy, która szuka u nas gazu. – To dobra podstawa do dalszej dyskusji. Pozytywnie zaskakuje przede wszystkim zrównoważony poziom opodatkowania. Widać, że były one konsultowane z przedstawicielami administracji USA, Kanady czy Wielkiej Brytanii, którzy mają o wiele większe doświadczenie w kwestii poszukiwania niekonwencjonalnych źródeł gazu czy ropy – mówi.

Wielu prywatnych inwestorów zakończyło już etap pionowych odwiertów i jest przygotowanych do odwiertów poziomych, a następnie do szczelinowania. Jeżeli uda się szybko ukończyć pracę nad ustawą, to przyszły rok może okazać się przełomowy dla polskich łupków. – Specyfika polskiej geologii jest inna niż tej amerykańskiej, zagraniczni eksperci wciąż się jej uczą, ale faktycznie już w przyszłym roku mogą zacząć zapadać decyzje o przechodzeniu z fazy badawczej do produkcji – potwierdza Gryżewski. Zaznacza, że badania w odwiertach przeprowadzonych przez Talisman Energy dały pozytywne wyniki. Teraz, aby przyspieszyć prace, firmy wymieniają się wynikami – to ułatwia im planowanie odwiertów. – Prawda jest taka, że tylko jeden z siedmiu jest trafiony. Aby zdiagnozować polskie zasoby, na pewno trzeba będzie ich dokonać około 200 – podkreśla.

W podobnym tonie wypowiada się Grażyna Piotrowska-Oliwa, prezes PGNiG. Jej zdaniem proponowane stawki podatkowe oraz rozwiązania systemowe powinny zostać uznane za atrakcyjne, zwłaszcza w porównaniu ze stawkami obowiązującymi np. w Norwegii czy Holandii. Zwraca też uwagę na inny ważny element. – Znaczące zwiększenie udziału gmin w przyszłych dochodach z gazu łupkowego. Jest to wyraźny sygnał dla lokalnych społeczności, że są one traktowane jako kluczowy uczestnik tego projektu – mówi.

O tym, że ustawa już przynosi pierwsze efekty, świadczy decyzja PGNIG. Firma poinformowała, że do końca tego roku rozpocznie trzy odwierty. Mówi zastępca dyrektora ds. robót geologicznych PGNiG Jacek Adamiak: – Są już ogłoszone przetargi na ich wykonanie.

Pozostaje nam trzymać kciuki, choć wydobycie gazu na skalę przemysłową to perspektywa raczej sześciu–dziesięciu lat niż dwóch–trzech. Ale jeśli wreszcie pojawi się nasz własny gaz, będziemy płacić niższe rachunki za energię, zyska też budżet państwa. A to oznacza niższe podatki. W ostatecznym rozrachunku zyskają nasze portfele.

Za gazem z łupków zjechaliśmy pół Polski. Jakie wnioski? Pierwszy – ponury. Na razie to wciąż bardziej miraż niż realna perspektywa wydobywania gazu, dzięki któremu moglibyśmy wyzwolić się z rosyjskiego dyktatu cenowego i przestać płacić za niego najdrożej w UE.

Drugi – pocieszający. Zagrożenie ekologiczne wydobyciem paliwa z łupków to bardziej wymysł jego przeciwników niż rzeczywistość. Co więcej, z naszych wizyt w miejscach, gdzie poszukuje się gazu, wynika, że wystarczy nawet podstawowa akcja informacyjna, by uśmierzyć obawy mieszkańców. Protesty, które zablokują wydobycie, raczej więc nam nie grożą.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał