Polska moda jest modna. Każde szanujące się miasto – od Warszawy przez Białystok po Mielec – musi mieć swój fashion week lub przynajmniej fashion weekend. Po eksplozji modowych blogów w Internecie można wnioskować, że na każde piętro w każdym bloku w naszym kraju przypadają dwie blogerki. Trwa ekspansja internetowych sklepów z polskimi autorskimi markami, co rusz otwierają się designerskie butiki w modnych kwartałach śródmieścia czy apartamentowcach, a projektanci stali się celebrytami. A ci, którzy jeszcze nie są, wkrótce się staną.
Właśnie rusza emisja programu „Projektanci na start" w Fox Life, a TVN szykuje własną wersję amerykańskiego reality show „Project Runaway" – obie produkcje pokażą zmagania młodych o wejście do profesjonalnego świata mody. Przez co możliwe jest, że szycie – podobnie jak było to w przypadku tańca i gotowania – dzięki telewizji stanie się nowym hobby Polaków.
Pretensja do awangardy
Asama moda? Zakończony właśnie tydzień mody w Łodzi (pokazywano kolekcje na przyszłoroczną wiosnę i lato) to dobra okazja do przyjrzenia się, jaki jest nasz gust i na czym obecnie zarabia się pieniądze. A zarabia się głównie na dresach. Liczba kolekcji quasi- -sportowych pokazanych na łódzkim wybiegu i w strefie showroomów (rodzaj targów towarzyszących tygodniowi mody) była porażająca. Bawełniane dresy od polskich designerów mają pretensje do awangardowej mody, stąd sporo tu aplikacji, nadruków, skórzanych wstawek, kolorowych gadżetów. Do dresowej bluzy można nosić krawat, do dresowych spodni – frak. Są też dresy w wersji etno – hophopowej w estetyce M.I.A, brytyjskiej piosenkarki cejlońskiego pochodzenia, której osobliwie zdobny styl wyraźnie przypadł do gustu projektantom pokazywanych w Łodzi kolekcji. Po dresy sięgają zarówno amatorzy mający problemy z podstawowymi zagadnieniami krawiectwa, jak i młode, ale profesjonalne marki, by wspomnieć o Local Heroes, w której projektach pokazali się swego czasu nawet globalni celebryci Rihanna i Justin Bieber. Nic dziwnego, że dresy kuszą też uznanych projektantów, którzy – jak na przykład Łukasz Jemioł – włączają je do swojej linii basic.
Na czasie przez przypadek
Basic to hasło-klucz do zrozumienia polskiej mody. Przez lata polegała ona na szyciu efektownych sukni dla gwiazd. Lista nazwisk aktorek w kosztownych kreacjach naszych twórców musiała jednak w końcu się wyczerpać (a i same gwiazdy nie wyrywają się z płaceniem grubych tysięcy za kreację na jednorazowe wyjście), więc w końcu projektanci zwrócili się w stronę statystycznego Kowalskiego. On nie kupi sukni z muślinu za równowartość dwóch średnich pensji, ale dzianinową tunikę czy bluzę za dwieście złotych – jak najbardziej.
„Miękkie T-shirty, obszerne bluzy, wygodne spodnie i płaszcze oversize – to esencja współczesnego luzu. Przyjemne do noszenia i łatwe do zestawiania. Na co dzień wybieramy praktyczne rozwiązania i lekkie, oddychające tkaniny. Dzianina i bawełna króluje" – tak styl basic charakteryzuje sklep Mostrami.pl, jeden z najważniejszych kanałów dystrybucji polskiej mody. Zaiste trafnie. Basic to nasz strój narodowy – żupan XXI wieku. Stąd mają go w ofercie nawet Maciej Zień i duet Paprocki & Brzozowski, gwiazdy rodzimego czerwonego dywanu. Dostępność basiku to jedna z przyczyn sukcesu polskiej mody. Dość wspomnieć, że Mariusz Przybylski, znany z wyrafinowanego krawiectwa męskiego, otworzył niedawno tuż obok designerskiego zagłębia, czyli ulicy Mokotowskiej w Warszawie, salon z linią Philosophy w cenach zbliżonych do Zary.
O ile wspomniany basic jeszcze wpisuje się w światową modę ulicy, o tyle do trendów z najsłynniejszych pokazów mody w Mediolanie czy Paryżu polscy kreatorzy podchodzą z dystansem. To efekt kalkulacji. Nie chcą ryzykować, że jakiś konkretny kolor, deseń czy typ dodatku się nie przyjmie i zostaną z niesprzedanym towarem. Czekają, aż pojawi się na ulicach. Rośnie wówczas prawdopodobieństwo, że sprzeda się i u nich. Zerknijmy na trendy lansowane przez zachodnie domy mody.