Przyspieszenie ziemskie

Lubię charytatywę, zwłaszcza taką, która skupia ludzi, tworzy poczucie dobrej wspólnoty. Lubię zbiórki uliczne, cmentarne i wszystkie te, które gromadzą nieznanych sobie przechodniów i wywołują na twarzach tak podobne uśmiechy, jakby byli spokrewnieni.

Publikacja: 18.01.2014 14:00

Joanna Szczepkowska

Joanna Szczepkowska

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

Red

Lubię zbierać pieniądze na Powązkach, gdzie nawet cmentarz staje się najpogodniejszym miejscem w mieście. Lubię krótkie rozmówki, każdego roku te same, które prowadzą darczyńcy ze swoimi ulubieńcami.

Gorzej już z charytatywą w pałacach, teatrach i innych pysznych salach. Nie twierdzę, że tam nic dobrego się nie dzieje, że jakiś biedak nie dostał kołderki dzięki takiej akcji, twierdzę tylko i co kilka lat o tym piszę, że bankiety, jakie przy takiej okazji wydają organizatorzy, są, łagodnie mówiąc, gorszące. Nie zapomnę „wielkiej sprawy", na jaką ściągnęło mnie jedno z bogatszych polskich miast. Prowadziłam tam licytację jakichś kubeczków malowanych przez najuboższe dzieci. Kubeczki, piłeczki, szmaciane lalki, chałupnictwo domów dziecka i domów opieki.

Licytacja się skończyła, zebraliśmy trochę pieniędzy, były brawa, podziękowania od wychowawców, a potem zaproszono uczestników na bankiet. Kiedy tylko otworzyły się drzwi, od razu można było poczuć mieszankę zapachów najlepszych kuchni. Wchodzę w te drzwi i widzę: prosiaki na rożnie, kawior, ryby wszelakie, szampany, torty... Musiałam mieć naprawdę głupią minę, bo ktoś podszedł i zapytał, czy dobrze się czuję.

– Źle się czuję – odpowiedziałam – jest mi niedobrze i za chwilę mogę mieć poważne torsje.

– Czy pani coś zjadła?

– Nic nie zjadłam i z całą pewnością nie zjem. Chcę natomiast wiedzieć, ile poszło na prosiaki i na szampana. Chcę znać tę sumę.

Dbający o moje zdrowie szybko się rozstąpili i zniknęli w innych kółkach towarzyskich. Została tylko jedna osoba, która z uśmiechem politowania zechciała wytłumaczyć „naszej idealistce", że to są inne pule. Że jedzenie to też sponsoring. A to musi być na poziomie, żeby usatysfakcjonować towarzystwo, które może wspomóc licytację. Osoba ta odeszła, widząc, że niczego nie pojęłam, a ja jeszcze jakiś czas patrzyłam na rozgadany tłum dobrze znanych sobie ludzi, którzy popijając szampana, z przejęciem załatwiali swoje sprawy.

Odkąd napisałam o takim zdarzeniu, moje uczestnictwo w wielkich sprawach znacznie się zmniejszyło, a zaproszenia przychodziły coraz rzadziej. Teraz, po kilku latach, widzę wyraźnie, że zapraszana jestem tylko tam, gdzie po licytacji podają słone paluszki.

Jeszcze większa pustka się zrobiła, kiedy opisałam charytatywne celebryctwo i cały show fotograficzny, jaki temu towarzyszy. Kolejny raz okazało się, że nic nie rozumiem. A ja rozumiem, że ktoś dostał dobrą kreskę do wizerunku, ale wolałabym rozumieć i wiedzieć, ile i na co poszły pieniądze. Wolałabym po prostu mieć więcej wiedzy o tym, co doszło, a czego jeszcze brakuje, niż o nowych fryzurach prowadzących.

Przez wiele lat brałam udział w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy – stałam z puszką na ulicach raz w roztopionym śniegu, raz na grubym lodzie. Nie wiem, dlaczego nagle przestali dzwonić. Od wielu lat cisza, spadłam z wokandy, nie pasuję do puzzli.

Kiedy pożaliłam się Owsiakowi na antenie, gdzie wspólnie byliśmy zaproszeni, on zaprosił mnie do Żar. Nigdy jednak zaproszenia nie potwierdził i nigdy tam nie pojechałam. Przykro.

Pojechało natomiast TVN ze „Szkłem kontaktowym" i z Wojewódzkim. Nie byłam jeszcze wtedy w sporze z tą stacją i nie czekałam na proces z nią, a mimo to obserwowałam te TVN-owskie Żary z takim zdziwieniem jak senne zwidy.

Oto najbardziej offowe z offowych, najbardziej niezależne i niegrzeczne miejsce w Polsce. W neurotycznym rytmie pokolenia młodzi krzyczą do mikrofonów o swoim bólu. I nagle kamera pokazuje twarze tych samych ludzi siedzących przed „misiami z telewizji" jak przed papieżem. Słuchają z namaszczeniem ich poczciwych rozmówek.

Kiedy na scenę wskakuje bardzo niegrzeczny chłopak z karteczką, że to kłamstwo, kiedy zupełnie niepotrzebnie tryka jednego z prowadzących, tłum skanduje „prze-pra-sza-my", „dzię-ku- jemy" na melodię tłumu skandującego  przed Janem Pawłem.

Och, Żary! Nie podobało mi się to. Pompowanie kultowości ludzi z łatwą, ekranową popularnością to nieżarowska robota.

Ale jakie to wszystko ma znaczenie? Bywam w szpitalach i widzę sprzęt sprowadzony dzięki Orkiestrze. I co roku, skoro mnie nie chcą z puszką, to ja idę do puszki i wrzucam, ile mogę. Kocham Owsiaka – bez wzajemności, ale kocham, podziwiam i nie znam bardziej wiarygodnej osoby w tym kraju.

Możliwe, że jest chaos. Wolę jednak taki chaos od czystego biurka urzędników. Pamiętam chaos w Komitecie Pomocy Internowanym w czasie stanu wojennego. To było gorsze od pokoju nastolatków i szafy mojej babci. Pamiętam pokój, w którym ksiądz Popiełuszko przyjmował dary dla rodzin poszkodowanych. Bałagan nie do opisania. Bo to był czas przyspieszenia. Gorącego, czystego, prawdziwego.

A Piotrowi Semce rozpartemu w fotelu telewizyjnego studia i wybrzydzającemu na Owsiaka mogę przytoczyć tylko prawo fizyki i zaproponować: niech Pan wejdzie do wanny jak Archimedes, któremu zlecono określenie zawartości złota w koronie. I niech Pan pomyśli o tym, czym jest ciężar właściwy złota. Jednym z komponentów jest przyspieszenie ziemskie.

Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski