Właściwie powtórzył to, co prezydent Barack Obama mówił w czasie inauguracji drugiej kadencji: że choć „można zaprzeczać przytłaczającym dowodom naukowym", to wszyscy doświadczają „niszczycielskiej siły szalejących pożarów, wyniszczających susz i coraz silniejszych sztormów". Kerry, mówiąc o nadchodzącej apokalipsie, zgodnie z poglądami szefa, narzucał „zmianę klimatyczną" jako najważniejsze wyzwanie dla świata.
12 marca tego roku. Niezidentyfikowane oddziały Rosjan nie Rosjan okupują Krym, Putin wznieca zamieszki we wschodniej Ukrainie, a Kerry ogłasza ambasadorom USA, że... zmiany klimatyczne należą „do pierwszorzędnych dyplomatycznych priorytetów" Ameryki. I dzieje się to w czasie, gdy – oprócz rosyjskiej agresji na Krymie – trwa krwawa wojna w Syrii, Iran jest coraz bliżej uzyskania broni nuklearnej, a Chiny sprawdzają reakcje sąsiadów prowokacjami na Morzu Wschodniochińskim.
Szybko spotkało się to z ripostą głównego krytyka dyplomacji Obamy, senatora Johna McCaina, który trzeźwo zauważył: „Czemu on mówi o zmianach klimatycznych, gdy mamy już 130 tys. ofiar w Syrii?".
Cały tekst w Plusie Minusie
Tu w sobotę można kupić elektroniczne wydanie „Rzeczpospolitej" z Plusem Minusem