Rany serdeczne

Pojawiające się ?i znikające ?zranienia, piętna, ?ślady gwoździ... Stygmaty to jedna z tych kwestii, które ?nie dają spokoju nawet bardzo sceptycznie nastawionym badaczom.

Publikacja: 19.04.2014 00:10

Myrna Nazzour dwa lata temu w Mogilnie podczas Dni Benedyktyńskich

Myrna Nazzour dwa lata temu w Mogilnie podczas Dni Benedyktyńskich

Foto: Reporter, Adam Kowalski AK Adam Kowalski

Myrna Nazzour urodziła się w roku 1964 r. w Syrii, gdzie zdecydowaną większość mieszkańców stanowią muzułmanie. Ona przyszła jednak na świat w rodzinie chrześcijańskiej. Jej matka była katoliczką obrządku greckiego, a ojciec katolikiem obrządku melchickiego. Jako 18-latka wyszła za mąż za 30-letniego Nicolausa, który z kolei był wyznania prawosławnego.

Wkrótce po ślubie, w 1982 r., zaczęła doświadczać objawień Matki Bożej, a później także Chrystusa. Wchodziła wówczas w stan ekstazy i traciła kontakt z otoczeniem. 26 października 1983 r. podczas jednej z takich trzyminutowych ekstaz po raz pierwszy na jej dłoniach pojawiły się ślady gwoździ, które tego samego dnia znikły.

25 listopada 1983 r., około piątej po południu, w chwili gdy w domu Nazzourów przebywało wiele osób, nagle na stopach, dłoniach i boku Myrny pojawiły się stygmaty. Obecny w pomieszczeniu syryjski lazarysta ks. Joseph Malouli wezwał natychmiast doktora Josepha Nasrallaha, dyrektora Szpitala Francuskiego w Damaszku. Obejrzał on rany, po czym kazał sprowadzić do dziewczyny kolejnych doktorów: pediatrę Jamila Margiego, kardiologa Georgesa Mounayera, okulistę Eliasa Faraha, dermatologa Jeana Siage'a i biologa Josepha Massamiriego. Dokonali oni skrupulatnych oględzin ran na ciele Myrny, a po sześciu godzinach – około 23 – byli świadkami, jak rany nagle zasklepiły się i znikły, nie pozostawiając blizn. Dla wszystkich lekarzy, wśród których znajdowali się także muzułmanie i ateiści, było to zjawisko całkowicie niewytłumaczalne.

Mistyczka ?z Damaszku

Myrna doświadczyła kilkudziesięciu objawień, podczas których otrzymywała orędzia od Jezusa i Maryi. W trakcie jednego z widzeń Chrystus powiedział jej, że wielkim źródłem cierpienia pozostaje dla Niego rozdarcie chrześcijaństwa. Najbardziej widocznym skutkiem owego gorszącego podziału pozostaje fakt obchodzenia Świąt Wielkanocnych w dwóch różnych terminach. Zachód świętuje je według kalendarza gregoriańskiego, a Wschód zgodnie z rachubą juliańską. W orędziach skierowanych do Myrny pojawia się wezwanie do jedności chrześcijan, której przejawem powinno być ujednolicenie daty świąt paschalnych. Dlatego mistyczka usłyszała, że będzie doświadczać stygmatyzacji tylko w tych latach, w których występuje zbieżność daty Wielkanocy u wszystkich chrześcijan. Cierpienia, jakie wówczas przeżywała, miały unaocznić wyznawcom Chrystusa, jak mocno ranią Go swymi podziałami.

Ponieważ już wcześniej wiadomo, kiedy Pascha na Wschodzie i na Zachodzie przypadnie tego samego dnia, przedstawiciele nauki mogli się wcześniej przygotować do badania stygmatyzacji Myrny. Do tej pory mistyczka przeżywała to zjawisko pięciokrotnie – podczas Wielkiego Tygodnia w 1984, 1987, 1990, 2001 i 2004 roku. Za każdym razem znajdowała się pod kontrolą lekarzy, którzy mieli okazję osobiście obserwować ów fenomen. Przynosili też ze sobą coraz doskonalsze instrumenty pomiarowe.

W 1987 r. oprócz dwójki lekarzy, Louisa Kawy i George'a Mesmara, rany mistyczki badało małżeństwo francuskich biologów: Jean-Claude i Genevieve Antakly. W 1990 r. nakręcono film dokumentujący przebieg stygmatyzacji. W 2001 r. szczegółowych oględzin ran dokonali chirurg Antoine Mansour (jeden z lekarzy Ronalda Reagana) oraz specjalista od chirurgii plastycznej dr Khalid Georges Yazigi.

Najbardziej kompleksowe badanie odbyło się jednak w 2004 r. Do Damaszku przyjechał specjalistyczny zespół lekarski ze Skandynawii z najnowocześniejszą aparaturą pomiarowo-medyczną. W skład grupy wchodziło trzech lekarzy z Norwegii (Knut Kvernebo, Cato Mork i Oivind Ekeberg) oraz dwóch badaczy ze Szwecji (Erik Haggblad i Goran Salerud). Obecne było także grono wybitnych lekarzy z całego świata: Antoine Mansour z USA, Riad Hanna z Niemiec, Philippe Loron, Michel Dagonneau i Basile Kouchakji z Francji oraz Ramia Kabbabeh i Rania Naffoudj z Syrii.

Wszystkie badania, przeprowadzane na przestrzeni tych lat, wykazały, że mamy do czynienia ze zjawiskiem, wobec którego lekarze pozostają bezradni i którego natury nie są w stanie wyjaśnić. Dochodzi bowiem do samoistnego pojawienia się stygmatów, a następnie do ich zniknięcia bez pozostawiania jakichkolwiek śladów. W 2004 roku, używając najnowocześniejszego sprzętu, medycy wykluczyli, że rany mogły powstać w sposób naturalny, np. przez hipoksję (niedobór tlenu w tkankach) czy erytromelalgię (rozszerzenie drobnych naczyń tętniczych). Odrzucono jako niemożliwe hipotezy dermatologiczną i psychologiczną. Wykluczono też ewentualność użycia przez Myrnę do wywołania ran jakichkolwiek substancji chemicznych.

Naukowcy z Innsbrucku

W Innsbrucku odwiedziłem jedną z najbardziej niezwykłych placówek badawczych na świecie – Instytut Granicznych Obszarów Nauki (Institut für Grenzgebiete der Wissenschaft). Założył go w 1980 r. austriacki psycholog kliniczny, wykładowca Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego w Rzymie ks. prof. Andreas Resch – twórca nowej dziedziny wiedzy: paranormologii, czyli nauki o zjawiskach paranormalnych. Zajmuje się badaniem fenomenów, które stanowią wyzwanie dla praw natury: proroczych snów, wizji, telepatii, telekinezy, materializacji, lewitacji, ekstaz, bilokacji, jasnowidzenia, opętań czy niewytłumaczalnych uzdrowień.

Specjaliści z tej dziedziny stosują rygorystyczne zasady metodologiczne, swoiste dla wszystkich nauk ścisłych, takie jak powtarzalność eksperymentu, logiczna dedukcja czy badanie statystycznych wartości średnich. Podstawą wszelkich badań musi być dokładne i wszechstronne opisanie danego fenomenu, z wykorzystaniem wszelkich dostępnych urządzeń pomiarowych. Paranormologia jest nauką interdyscyplinarną, korzystającą ze zdobyczy wielu innych dziedzin wiedzy: biologii, genetyki, fizyki, chemii, medycyny, ale także psychologii, historii, etnografii czy biblistyki.

Instytut w Innsbrucku jest dziś światowym centrum badania zjawisk paranormalnych. Są w nim gromadzone, katalogowane i studiowane wszelkie ślady i poszlaki tego, co wymyka się dostępnej nam wiedzy. To największe na świecie archiwum zawierające dokumentację na temat faktów niepojętych dla współczesnej nauki. Placówka organizuje międzynarodowe kongresy i wydaje czasopisma specjalistyczne, a jej publikacje zamawiane są przez wiele bibliotek uniwersyteckich na świecie.

Jednym z fenomenów, którym od lat zajmuje się instytut w Innsbrucku, są właśnie stygmaty. Ks. prof. Resch poświęcił tej kwestii obszerną monografię naukową, w której przeanalizował wszystkie dostępne nam wyniki badań nad stygmatyzacjami. Osobną książkę napisał też na temat Myrny Nazzour, którą osobiście odwiedzał w Damaszku. Na podstawie swych wieloletnich badań doszedł do wniosku, że przedstawiciele nauki są w stanie jedynie bezspornie skonstatować istnienie zadziwiającego fenomenu, jakim są stygmaty, natomiast nie potrafią objaśnić jego mechanizmu na gruncie dostępnej nam wiedzy medycznej.

Skórzane ?rękawice

Po raz pierwszy z tego typu wyzwaniem naukowcy zetknęli się w XIX stuleciu. Była to epoka, w której wierzono, że religia stanowi zabobon, nauka jest zaś w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania człowieka. Wówczas w Belgii głośny stał się przypadek urodzonej w 1850 r. Louise Lateau. Gdy dziewczyna miała 17 lat, pojawiły się u niej stygmaty, które obficie krwawiły w każdy piątek. W te dni dziewczyna wchodziła w stan ekstazy, w którym przeżywała Mękę Chrystusa.

Dość szybko Louise Lateau znalazła się w centrum zainteresowania ówczesnych naukowców. Została przebadana przez setki lekarzy, przeprowadzono na niej dziesiątki eksperymentów, zorganizowano szereg kongresów lekarskich omawiających jej przypadek, a na uniwersytecie w Louvain wydano sześć tomów dokumentacji medycznej na jej temat.

Najdłuższe z badań rozpoczęło się 8 września 1868 r. i trwało 15 miesięcy. W tym czasie nie dopuszczano do stygmatyczki niemal nikogo, oprócz lekarzy. Zdarzało się, że w piątki, gdy przeżywała ekstazy pasyjne, gromadziło się wokół niej kilkunastu doktorów. Żeby się upewnić, iż dziewczyna sama nie wywołuje stygmatów, naciągnięto jej na ręce skórzane rękawice, które mocno zasznurowano i opieczętowano. Także nogi umieszczono w opieczętowanych skórzanych butach. Kiedy w piątek w obecności ośmiu świadków złamano pieczęcie i zdjęto osłony, okazało się, iż rany otworzyły się samoistnie. Nie powstały więc w wyniku samookaleczenia.

Ponieważ dla niektórych naukowców eksperyment okazał się niewystarczający, postanowiono go powtórzyć, wzbogacając o dodatkowy element. Ręce mistyczki nie tylko ubrano w skórzane rękawice, lecz także włożono do szklanej rury o średnicy 14 cm, której końce zapieczętowano. Wynik jednak był taki sam jak poprzednio.

Lekarze przeprowadzili też inny eksperyment. Postanowili sprawdzić, czy stygmaty Louise Lateau różnią się od innych ran na jej ciele. Obok oryginalnych stygmatów sporządzili więc ich „kopie" – najpierw nacięli nożem skórę na ciele dziewczyny, a następnie polali ranę amoniakiem. Powstały pęcherze, z których następnie zdjęli naskórek. W oczach obserwatora zewnętrznego stygmaty i ich „kopie" niczym się od siebie nie różniły. Pozostało tylko czekać i obserwować.

W piątek stygmaty się otworzyły i co godzinę wypływała z nich krew. Z „podróbek" nie popłynęła ani jedna kropla krwi: sączyło się jedynie osocze. Co więcej, wokół sztucznych ran wytworzyły się obwódki w stanie zapalnym, natomiast stygmaty nie wykazywały żadnych oznak zapalenia. Osiem dni później na zranieniach, które powstały za sprawą lekarzy, powstały zwyczajne w takich przypadkach strupy: „oryginały" pozostały otwartymi ranami.

Po długich badaniach Belgijska Królewska Akademia Nauk opublikowała raport, w którym stwierdzono: „Stygmaty i ekstazy są faktem. O oszustwie nie może być mowy. Nie jest możliwe wyjaśnienie tego fenomenu w oparciu o metody naukowe". Louise Lateau zmarła w opinii świętości w 1883 roku w wieku 33 lat.

Z czwartku na piątek

Podobnych relacji słyszałem od lekarzy wiele, w tym od profesora chirurgii Gianniego Barronego, którego odwiedziłem w szpitalu w Neapolu, gdzie pracuje jako ordynator. W marcu 2008 roku zbadał on stygmaty włoskiej mistyczki Natuzzy Evolo. Jak podkreśla, zetknął się wówczas z nietypowym zachowaniem ran, jakiego nigdy nie widział podczas swojej wieloletniej kariery medycznej. Krew powinna albo z nich wypływać, albo krzepnąć. Tymczasem rany nie broczyły krwią, ale nie chciały się też goić. Cały czas utrzymywały świeżość i intensywny czerwony kolor, nie ropiały i nie dochodziło w nich do rozkładu tkanki. Lekarz stwierdził, że jest to zjawisko, które zaprzecza prawom zachowania się ludzkiego organizmu.

Skoro nie da się zrozumieć stygmatów w perspektywie naukowej, może warto spojrzeć na nie z religijnego punktu widzenia? Według teologów katolickich te nietypowe rany uświadamiają nam prawdę o konieczności odkrycia krzyża w swoim życiu. Chrystus mówił bowiem: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!". Chodzi więc o odkrycie i przyjęcie w swoim życiu własnego krzyża. Dla każdego może on przybrać różny kształt doświadczenia egzystencjalnego. Tylko dla nielicznych osób w dziejach chrześcijaństwa przybrał tak realną i dosłowną formę jak w przypadku stygmatyków.

Myrna Nazzour relacjonuje, że podczas jednej ze swych ekstaz mistycznych, 26 listopada 1985 r., usłyszała słowa Jezusa: „Ja z miłości zostałem za ciebie ukrzyżowany i chcę, abyś niosła swój krzyż dla Mnie, z własnej woli, z miłością i cierpliwością, i oczekiwała Mojego nadejścia. Tego, kto uczestniczy w Moich cierpieniach, uczynię uczestnikiem Mej chwały. Nie ma zbawienia dla duszy jak tylko poprzez krzyż".

Z podobnymi słowami spotykamy się w relacjach  innych stygmatyków. Do tej pory pojawiło się ich w dziejach Kościoła kilkuset. Najbardziej znani z nich to m.in. św. Klara z Montefalco, św. Katarzyna z Sieny, św. Rita z Cascii, św. Małgorzata Węgierska. A przecież są jeszcze św. Katarzyna z Genui, św. Teresa z Avili, św. Jan od Krzyża, św. Małgorzata Maria Alacoque, bł. Anna Katarzyna Emmerich, Teresa Neumann czy św. Ojciec Pio.

Chronologicznie pierwsza w dziejach była stygmatyzacja św. Franciszka z Asyżu, do której doszło między 15 a 29 września 1224 r. na górze La Verna. Doświadczenie to stało się w pewnym sensie paradygmatyczne dla wszystkich późniejszych tego typu fenomenów. Pojawieniu się ran Chrystusowych na ciele mistyków niemal zawsze towarzyszyły wizje i objawienia, objaśniające duchowy sens zjawiska. Biograf założyciela zakonu franciszkanów św. Bonawentura pisał, iż podczas stygmatyzacji Franciszka „Bóg pouczył go wewnętrznie jak przyjaciela, iż ukazuje się jego oczom, by dać mu poznać, iż powinien zmienić się w doskonałe podobieństwo z Chrystusem Ukrzyżowanym nie poprzez mękę ciała, lecz przez rozpalenie duszy".

Wiele światła na wspomniane zjawisko rzuca przypadek francuskiej mistyczki św. Małgorzaty Marii Alacoque, żyjącej w latach 1647–1690. Doświadczała ona stygmatyzacji najpierw raz w miesiącu, a potem co tydzień: w nocy z czwartku na piątek. Świadkowie wspominali, że w tym czasie czuła ból, jakby nakładano jej na głowę koronę cierniową, biczowano czy przybijano gwoździami do krzyża. Podczas jednej ze swych wizji usłyszała słowa Jezusa, że zaprasza ją, by współuczestniczyła z Nim w Jego męce oraz zbawczej misji.

Stygmaty oznaczają więc udział w cierpieniach ukrzyżowanego Chrystusa jako część Jego Mistycznego Ciała. Wybitny teolog o. Augustin Poulain pisał, że nieodłącznym ich elementem musi być cierpienie: „Gdyby cierpienia były nieobecne, rany byłyby pustym symbolem, przedstawieniem teatralnym, sprzyjałyby dumie". Znany lekarz francuski dr Antoine Imbert-Gourbeyre, który w XIX w. zebrał dokumentację obejmującą 321 tego typu przypadków, pisał: „Życie stygmatyków jest długą serią zmartwień, które wynikają ze świętej choroby stygmatów i mają koniec jedynie przy śmierci". Częstym motywem pojawiającym się w ich misji jest dobrowolne przyjmowanie na siebie cierpienia. Ofiarowane w intencji innych ludzi nabiera ono charakteru wstawienniczego.

Dopiero w świetle duchowości chrześcijańskiej można lepiej zrozumieć naturę stygmatów. Najdoskonalszą relacją między osobami jest bowiem miłość. Najwyższym wyrazem bezinteresownej miłości Boga do człowieka stało się natomiast oddanie przez Jezusa swego życia w intencji zbawienia i wiecznej szczęśliwości dla wszystkich ludzi. Nie ma intymniejszej relacji z Bogiem niż wtedy, gdy zaprasza On niektóre osoby, by współuczestniczyły w akcie stanowiącym największy przejaw Jego miłości. Być może właśnie ten miłosny charakter stygmatów wyjaśnia, dlaczego wśród osób obdarowanych nimi do tej pory było osiem razy więcej kobiet niż mężczyzn.

Autor jest publicystą tygodnika „W Sieci". ?Przez ponad rok wspólnie z fotografem Januszem Rosikoniem jeździł po świecie, zbierając dokumentację faktograficzną i fotograficzną fenomenów niewytłumaczalnych naukowo. Podczas tych podróży spotykał się z wieloma badaczami, którzy dzielili się wynikami swych prac. Efektem tych poszukiwań stała się opublikowana właśnie książka „Dowody Tajemnicy. Śledztwo w sprawie zjawisk nadprzyrodzonych".

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał