Do armii wszystkich trzech zaborców wcielono miliony Polaków. Około 450 tysięcy polskich żołnierzy rosyjskiej, pruskiej i austriackiej armii zginęło, a 900 tysięcy odniosło rany". Te dwa zwięzłe zdania, tych kilka lakonicznych cyfr to dosłownie wszystko, co na temat udziału Polaków w pierwszej wojnie światowej, nazywanej nie bez powodu w państwach zwycięskiej ententy Wielką, ma do powiedzenia Adam Zamoyski, autor wydanego przed pięcioma laty na Zachodzie monumentalnego dzieła „Poland. A History".
Nieco więcej dowiemy się z wydanej w setną rocznicę pierwszego globalnego konfliktu zbrojnego w dziejach ludzkości książki „Samobójstwo Europy. Wielka Wojna 1914–1918" Andrzeja Chwalby. Najobszerniej omówionym wydarzeniem jest zdobycie Warszawy, „trzeciego co do wielkości, blisko milionowego miasta imperium Romanowów". Już w lipcu 1915 roku ze stolicy Kraju Przywiślańskiego uciekło na wschód 350 tysięcy mieszkańców; nie tylko miejscowych Rosjan, urzędników carskich, lecz przede wszystkim Polaków. „Polscy mieszkańcy Warszawy zasadniczo nie podzielali radości zwycięzców [czyli Niemców] – pisze krakowski uczony. – Natomiast zadowolenie okazywali Żydzi, dla których kulturalni Niemcy stanowili atrakcyjną ofertę, znacznie lepszą niż Rosjanie, znani z nieprzyjaznych zachowań wobec wyznawców religii mojżeszowej. Dla Żydów wejście Niemców do Warszawy było równoznaczne z wyzwoleniem spod władzy zaborcy znanego z dyskryminowania i upokarzania".
Wspomniane „nieprzyjazne zachowania" często przybierały postać spontanicznie urządzanych pogromów. Takie wydarzenie opisał w swoich wspomnieniach proboszcz parafii św. Anny w podwarszawskim Grodzisku ks. Mikołaj Bojanek. Ów duchowny, późniejszy kapelan prezydenta Mościckiego, stanął w obronie miejscowych Żydów nękanych przez grupkę maruderów. Kozacy pobili go i splądrowali plebanię, po czym uciekli przed nacierającymi od Skierniewic siłami niemieckich 8., 9. i 12. armii.
5 sierpnia 1915 roku Niemcy praktycznie bez jednego wystrzału zajęli Warszawę, a dwa tygodnie później zdobyli twierdzę Modlin, bronioną niezbyt ofiarnie przez 90 tysięcy żołnierzy. Woleli oni pójść do niewoli, niż ginąć w fortach burzonych przez najcięższe działa, ściągnięte z frontu zachodniego przez dowodzącego oblężeniem gen. Hansa Beselera. Przez kolejne trzy lata z okładem był on niemieckim namiestnikiem okupowanej Warszawy.
Niemcy w stolicy
To zadziwiające, jak niewiele wiemy na ten temat. Amerykański historyk Robert Blobaum nazywa tę pierwszą w XX wieku niemiecką okupację stolicy „zapomnianą wojną Warszawy". To samo można powiedzieć o pierwszej wojnie światowej. Z polskiego punktu widzenia – to znaczy z perspektywy obowiązującej wykładni narodowych dziejów – tej wojny po prostu nie było. W porównaniu z późniejszą apokalipsą drugiej wojny światowej ta pierwsza zeszła na plan dalszy i dziś może się wydawać „,mała". A przecież „zniszczenia były większe, wbrew naszym wyobrażeniom, niż po drugiej wojnie światowej – mówił prof. Andrzej Chwalba w rozmowie z Bogdanem Zalewskim w RMF FM. – W tej ostatniej została zniszczona Warszawa, ale inne miasta poza Polską zachodnią – nie. W pierwszej wojnie światowej część Królestwa Polskiego czy Galicja to jest jeden wielki pas zniszczeń. Nie ma wsi, miasteczka, które nie byłyby wypalone. To było coś zupełnie nieprawdopodobnego".
Tym trudniej zrozumieć, dlaczego pamięć o tych wydarzeniach okazała się tak nietrwała. Czemu nikt poza garstką specjalistów nie pamięta choćby o zamieszkach głodowych, które w 1917 roku wybuchały w okupowanej Warszawie, o tysiącach ludzi umierających z głodu, zimna i chorób? Jedynym świadectwem upamiętniającym gehennę ludności cywilnej stolicy pod okupacją wojsk kajzerowskich jest skwer Herberta Hoovera, na którym w 1922 roku odsłonięto pomnik Wdzięczności Ameryce autorstwa Xawerego Dunikowskiego. Pamięć okazała się równie trwała jak pomnik (który szybko zaczął się kruszyć i został rozebrany w 1930 roku).