Co roku 4 lipca budzą mnie dzwonki telefonu z pozdrowieniami z okazji Święta Niepodległości USA. W tym roku cztery – trzy z Kaukazu, jeden z Litwy. Te z Kaukazu nie są od bliskich znajomych, z którymi często rozmawiam, ale od ludzi, którzy cieszą się, że Ameryka była – kiedyś, 30 lat temu – tym krajem, który budził ich nadzieje, wspierał ich dążenia i którzy po prostu cieszą się, że demokracja amerykańska jest przykładem, który mogą próbować naśladować. To brzmi, używając anglicyzmu, patetycznie i znam wielu, którzy by chętnie odpowiedzieli im, posługując się parodią komunistycznego stylu: „a u nas biją Murzynów”.