Minister klimatu i środowiska poczuła potrzebę bronienia się przed „zarzutami”, że jej departament zachęca na swoich stronach internetowych do dbania o środowisko poprzez ograniczenie spożycia mięsa. Na dodatek broni się wyjątkowo niezdarnie. Nie tylko dlatego, że swoją wypowiedzią wpisuje się w kłamliwą narrację o rzekomych planach wprowadzenia odgórnych ograniczeń w jedzeniu mięsa i nabiału. Nikt takich planów nie ma, a nawet gdyby miał – są one nie do zrealizowania w polskim porządku prawnym. Można do tego jedynie zachęcać, promując żywność zdrowszą lub zniechęcając środkami politycznymi na różne sposoby do konsumpcji tej mniej zdrowej. To pierwsze rząd Prawa i Sprawiedliwości już od dawna robi, publikując nie tylko na stronie resortu pani Moskwy konkretne zalecenia żywnościowe, w których namawia do zastępowania mięsa zdrowszymi produktami.

To pierwsze rząd Prawa i Sprawiedliwości już od dawna robi, publikując nie tylko na stronie resortu pani Moskwy konkretne zalecenia żywnościowe, w których namawia do zastępowania mięsa zdrowszymi produktami.

To drugie też już ma przetestowane, bo to przecież rząd pani Moskwy wprowadził specjalny podatek cukrowy mający „pomóc” obywatelom odżywiać się zdrowiej. „Opłata cukrowa (podatek cukrowy) to danina, która ma wspierać prozdrowotne wybory konsumentów i ograniczyć spożycie słodkich napojów. Ma zniechęcać konsumentów do spożywania wysokosłodzonych napojów” – czytam na rządowej stronie i bardzo jestem ciekawa, w czym zniechęcanie konsumentów do nadmiernego spożycia cukru poprzez wprowadzenie „opłaty cukrowej” miałoby być lepsze od ewentualnego wprowadzenia – z takim samym uzasadnieniem – „opłaty mięsnej”. Cukier, choć też niezdrowy w nadmiarze, jest przynajmniej mniej obciążający dla środowiska i nie szkodzi nikomu, poza samym konsumentem. Inaczej niż w przypadku mięsa, którego koszty produkcji ponosimy wszyscy, bo jeśli do wyprodukowania 1 kilograma wołowiny zużywa się nawet 15 litrów wody, to nie trzeba być ekologiem, żeby rozumieć, jak bardzo zajadanie się stekiem eksploatuje zasoby coraz bardziej ograniczone… Kto jak kto, ale akurat minister środowiska mogłaby nie dołączać do chóru ludzi nierozumnych, którzy w proteście przeciwko wyimaginowanemu zagrożeniu zakazem jedzenia mięsa będą go teraz jeść jeszcze więcej. Ostatecznie rak jelita grubego, na którego dużo częściej zapadają miłośnicy czerwonego mięsa, to przecież niewielka cena za pokazanie lewactwu środkowego palca.

Jeśli ktoś uważa, że czystsze środowisko i zdrowsze społeczeństwo to lewacki postulat – nic mu już nie pomoże. Szkoda tylko, że nawet w ministerstwach Środowiska i Zdrowia zabrakło odważnych, by bronić przed oszołomstwem sensownych postulatów mądrego samoograniczania się.

Czytaj więcej

Kataryna: Nagroda Hieny Roku