Wspólnota interesów Polski i Niemiec po 1989 r. przyniosła niespotykane owoce: poszerzenie Unii Europejskiej i NATO, zwielokrotnienie handlu przez Odrę i poważny udział w polskim cudzie gospodarczym, wreszcie niezwykłe zacieśnienie kontaktów międzyludzkich. Do tego stopnia, że zaczęto mówić o „cudzie polsko-niemieckiego pojednania” na wzór tego, które z inicjatywy generała de Gaulle’a udało się zbudować Francji i Republice Federalnej.
Wszystko to staje teraz jednak pod znakiem zapytania. I to w chwili, gdy oba kraje potrzebują się nawzajem bardziej niż kiedykolwiek od upadku komunizmu. Nie tylko wojna w Ukrainie wymaga budowy zwartego frontu Zachodu wobec rosyjskiego imperializmu, ale i ryzyko powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu nie pozwala opierać bezpieczeństwa Europy wyłącznie na aliansie z Ameryką.
Czytaj więcej
Wojna w Ukrainie wywróciła globalny porządek polityczny i gospodarczy. Na naszych oczach rodzi się zupełnie nowy układ sił, choć wciąż nie wiadomo, na ile trwały.
Największy błąd
W takim momencie w przeprowadzonym na zlecenie „Plusa Minusa” sondażu IBRiS szokujące 0,1 proc. ankietowanych postrzega relacje między Warszawą i Berlinem jako zdecydowanie dobre. Ci, którzy sądzą, że stosunki te są raczej dobre (11,3 proc.), też pozostają w głębokiej mniejszości. Niepomiernie więcej (51,8 proc.) respondentów wskazuje, że polsko-niemieckie współdziałanie jest zdecydowanie lub raczej złe.
Pesymizm charakteryzuje w szczególności zwolenników Zjednoczonej Prawicy, wśród których aż 70 proc. ocenia negatywnie relacje z naszym najważniejszym sąsiadem (tylko 8 proc. jest przeciwnego zdania). Ale w elektoracie demokratycznej opozycji nastroje też nie są budujące, skoro 53 proc. pytanych uważa stosunki polsko-niemieckie za złe, a tylko 13 proc. za raczej dobre. Za zdecydowanie dobre nawet w tej części elektoratu nie uznaje ich nikt.