W skrócie historia wyglądała tak: w Boże Narodzenie 2013 roku kapłanowi udzielającemu komunii upadł na podłogę konsekrowany komunikant. Zgodnie z regułami hostia została włożona do kielicha z wodą, by się rozpuściła. Ale po kilku dniach pojawiły się na niej czerwone przebarwienia. Oddano ją więc patologom, biologom i lekarzom. Badania zajęły im ponad dwa lata. Konkluzja – przebarwienia to elementy tkanki serca człowieka w stanie agonii. Pisał o tym w połowie kwietnia w „Plusie Minusie" Tomasz Terlikowski.
Żałuję, że nigdzie nie mogłam się doszukać informacji o grupie krwi owego skatowanego człowieka. Zwykle bywa jednak tak, że gdy naukowcy zabierają się do analizy niewytłumaczalnych zjawisk mogących dotyczyć historii życia i Męki Chrystusa, odczytują tę samą grupę krwi – AB. Pisze o tym także Patrick Sbalchiero w publikacji „12 tajemnic chrześcijaństwa, które rzuciły wyzwanie nauce".
Ta książka, która szczęśliwym dla wydawnictwa zrządzeniem losu ukazała się wtedy, gdy ogłaszano „cud z Legnicy", pozornie nie jest niczym szczególnym.
O Całunie Turyńskim napisano dziesiątki tekstów (sama czytałam kilka), w których powtarzają się te same argumenty i informacje. Trudno mieć zresztą o to pretensje do autorów. Nie co dzień pojawiają się badania, które przynosiłyby jakieś nowe rewelacje. O płaszczu Najświętszej Marii Panny z Guadalupe przejmująco pisał choćby Grzegorz Górny. W sprawie XVII-wiecznego cudu z Calandy, gdy pewnemu hiszpańskiemu wieśniakowi odrosła noga, drobiazgowe śledztwo przeprowadził słynny włoski watykanista Vittorio Messori. Powstała z tego pasjonująca kilkusetstronicowa książka „Cud". Kiedy do wyszukiwarki internetowej wrzuci się nazwę portugalskiego sanktuarium „Fatima", wyskakują dziesiątki okładek. I tak dalej.
Po co więc czytać jeszcze Sbalchiero?