Duch Harrisona zagrał z Claptonem

Król bluesa nową płytą wyprawia się w przeszłość i porządkuje życiowe oraz artystyczne sprawy, które zabagnił, kiedy pogrążał się w narkotyczno-alkoholowym ciągu.

Aktualizacja: 19.05.2016 16:38 Publikacja: 19.05.2016 14:31

Duch Harrisona zagrał z Claptonem

Foto: materiały prasowe

Najnowszy album 71-letniego bluesmana jeszcze przed premierą wywołał sensację z gatunku zjawisk nadprzyrodzonych.

Oto kiedy Clapton ogłosił listę muzyków biorących udział w sesji nagraniowej, znalazł się na niej Angelo Mysterioso, który zagrał i zaśpiewał w kompozycji „I Will Be There". Uwaga wszystkich fanów została postawiona w stan podwyższonej gotowości, ponieważ takiego pseudonimu używał nie kto inny, jak nieżyjący od lat Beatles – George Harrison. Przyjaciel Claptona i uczestnik słynnego trójkąta miłosnego, który domykała Pattie Boyd, najpierw żona Harrisona, a potem Claptona, sportretowana przez niego w słynnej „Layli".

Paula czy Pattie

Na nową płytę, której motywem jest przyjaźń, zdrada i miłość, światło rzuca nowa wersja kompozycji Boba Dylana „Śniło mi się, że widziałem świętego Augustyna". Choć niezwykle enigmatyczna, uważana jest za wyznanie głęboko odczuwanej winy wynikającej ze zdrady, związanego z nią strachu, a także nadziei na sprawiedliwość. Można tylko się domyślić, że obecność na płycie, duchowo czy cieleśnie, Angelo Mysterioso, czyli George'a Harrisona, wiąże się z powracającym we wspomnieniach muzyka miłosnym dramatem, który trwał dziesięć rozdzierających lat, od końca lat 60. do końca lat 70. O Pattie Boyd, żonie Harrisona, Clapton pisał w „Autobiografii" tak: „Pomimo wysiłków nie byłem w stanie wybić jej sobie z głowy (...). W istocie, by być bliżej niej, związałem się nawet z jej siostrą. (...) Po koncercie, kiedy wszyscy wróciliśmy do hotelu, George Harrison, którego postępowaniem kierowały w dużej mierze potrzeby ciała, jak i ducha, wziął mnie na stronę i zasugerował, że powinienem spędzić noc z Pattie, żeby on mógł się przespać z jej siostrą Paulą. Ta propozycja nie wstrząsnęła mną, ponieważ według obowiązujących ówcześnie standardów moralnych kosiło się, co tylko było na widoku. W ostatnim momencie George stracił odwagę i nic się nie wydarzyło. Rezultat był odmienny od tego, jakiego się George spodziewał, ponieważ to nie on, ale ja spędziłem noc z Paulą".

Siostra Pattie była jednak tylko kluczem do domu Harrisonów i dzięki niej mógł w nim bywać częściej, niż to miało miejsce wcześniej. Podczas jednej z takich wizyt Clapton nie wytrzymał napięcia. Wspominał: „Pewnego wieczora poprosiłem Pattie na bok i powiedziałem jej prawdę: że to nie Paula mnie interesuje ani też żadna inna dziewczyna, ale że to jej najbardziej pragnę". Pattie protestowała, wspominała, że jest żonata, ale zgodziła się na późniejszą wizytę. „Pojechałem do niej i rozmawialiśmy przy butelce wina. Skończyło się na całowaniu i po raz pierwszy poczułem, że jest jakaś nadzieja. Potwierdziło się to, co podejrzewałem od dawna: że nie najlepiej jej się układa w małżeństwie". Clapton wracał do domu tak podekscytowany, że uderzył swoim ferrari dino w drzewo, a nie miał prawa jazdy. Uciekł więc z miejsca wypadku, by zgłosić kradzież samochodu.

Okazji do coraz częstszych wizyt w domu Harrisonów dostarczała sesja płytowa do albumu „All Things Must Pass" George'a Harrisona, pierwszego po rozpadzie The Beatles. Clapton pomógł George'owi odnieść sukces, który wprawił w zazdrość McCartneya i Lennona, a potem stworzył z muzyków biorących udział w nagraniach zespół Derek And The Dominos. Z nim zaś nagrał owianą legendą płytę „Layla and Other Assorted Love Songs". Piosenkę tytułową zainspirowała perska historia o Layli i Majnunie. Była aluzją do trójkąta miłosnego, który połączył Harrisona i zakochanego w jego żonie, Pattie Boyd, Claptona. Gitarzysta śpiewał do ukochanej: „Co zrobisz, kiedy dopadnie cię samotność?". I oczekiwał konkretnej decyzji. Jednocześnie nie mógł pojąć, że ukradł przyjacielowi żonę.

– Dlatego wymyśliłem dla mnie i dla niej pseudonimy – wspominał w wywiadzie Eric. – Nie mogę słuchać tego albumu, próbowałem, ale nie mogłem. Opowiada o tylu cierpieniach. Historia trójkąta zawsze będzie wpływała na nasze życie. Ale nawet w najcięższych chwilach rozmawialiśmy z George'em. Często grałem „Laylę" w jego obecności. To pokazuje, jakie były nasze relację. Zawsze staraliśmy się dbać o siebie.

Czytaj także:

Rozliczając się po latach ze swojego pożądania, Clapton dokonał freudowskiej analizy. Pragnął Pattie z jeszcze jednego powodu: bo była żoną wpływowego mężczyzny, który miał wszystko. Clapton skojarzył to uczucie z sytuacją z dzieciństwa, gdy poznał przyrodniego brata wyposażonego przez matkę we wszystko to, o czym on mógł tylko marzyć. Ale nie da się też wykluczyć, że Harrison, który w małżeństwie z Pattie nie czuł się spełniony, też szukał próby wyjścia z impasu. Mimo to trwający przez lata miłosny trójkąt był wyniszczający dla wszystkich. W końcu Boyd rozwiodła się z Harrisonem w 1977 r. Ślub z Erikiem wzięła dwa lata później.

Piąty Beatles

Pattie była muzą, ale zdradzaną.

– Mogłem sobie powtarzać, że bardzo kocham Pattie, ale do życia potrzebny był mi alkohol – wyznał Eric. Wychodząc z narkotyków, wypijał kilka butelek whisky dziennie. Pił od ósmej rano do późnej nocy.

Dziś, kiedy od lat żyje w trzeźwości, rozlicza się z dawnych win. Jednocześnie trudno nie uznać, że o ile miłość do kobiety przeminęła, bo Clapton rozwiódł się z Pattie – przyjaźń Erica i George'a przeżyła śmierć jednego z nich, album zaś kończy się piosenką „Zobaczymy się".

Nie ma się co dziwić, Harrison i Clapton byli najbliższymi przyjaciółmi przez blisko ćwierć wieku. Angelo Mysterioso pojawił się po raz pierwszy w muzycznym świecie, kiedy pod koniec lat 60. pomagał w nagraniach supergrupy The Cream, w której Clapton zyskał status megagwiazdy. Angelo Mysterioso nagrał piosenkę „The Badge", która ukazała się na pożegnalnym albumie The Cream, czyli „Good Bye". Doszło do rewizyty w studio The Beatles, gdzie Clapton wykonał słynne solo w harrisonowskiej piosence The Beatles, czyli „When My Guitar Gently Weeps", stając się jednym z kilku muzyków rockowych, którzy mieli zaszczyt nagrywać z wielkimi Beatlesami.

Nic więc dziwnego, że po ukazaniu się informacji o Mysterioso pojawiły się plotki, że na nowej płycie Claptona zostaną wykorzystane zapisy dawnych wspólnych sesji obu gitarzystów. Doszło do tego, że Clapton musiał osobiście dementować wiadomość. Zabrał głos na Facebooku, pisząc: „Nie są prawdziwe pogłoski o tym, że George Harrison zagra i zaśpiewa na mojej najnowszej płycie". Wpis jednak szybko zniknął z FB i wtedy zaczęły się spekulacje, że coś jest na rzeczy. Sugerowano, że na płycie zagra syn George'a, Dhani. Są podobni jak dwie krople wody.

Falę spekulacji miała zakończyć informacja menedżmentu muzyka, że nie będzie ani potwierdzeń, ani zaprzeczeń tego, kim jest muzyk ukrywający się pod pseudonimem Angelo Mysterioso. Teraz i w przyszłości. Najlepiej więc uznać, że Harrison jest obecny na płycie duchem albo we wspomnieniu przyjaciela, co nikogo nie może dziwić.

Ciałem za to był obecny w studio perkusista Henry Spinetti, brat aktora Victora, który wystąpił we wszystkich filmach The Beatles. Była to zasługa George'a Harrisona.

– Victor, jeśli ty nie zagrasz, moja mama nie przyjdzie oglądać tego, co zrobiłem – mówił George. – Ty bawisz ją najbardziej.

Victor zmarł w 2002 roku, rok po Harrisonie.

Dramat bękarta

To niejedyny powrót do przeszłości Claptona. Zapytany, co znaczy tytuł nowej płyty „I Still Do", czyli co takiego właściwie robi, odpowiedział:

– To jest cytat z mojej cioci, której zawdzięczam opiekę w czasie dzieciństwa i troskliwe wychowanie. Nie będę ukrywał, że byłem nieznośnym dzieckiem i zajmowanie się mną musiało być wielce kłopotliwe. Ciocia w jednej z takich kłopotliwych sytuacji powiedziała mi: „Mimo wszystko lubię cię i wciąż będę!".

Było to wyznanie kochającej kobiety, która nie zrezygnuje z opieki nad trudnym dzieckiem. Ciocia wiedziała, że opiekuje się sierotą, a Eric nie wiedział, kim jest.

Gdy przyszedł na świat 30 marca 1945 r. w domu dziadków w podlondyńskim Ripley, jego mama Patricia miała ledwie 16 lat. Ojcem był stacjonujący w Anglii 24-letni żołnierz kanadyjski Edward Fryer. Nie poczekał na urodziny syna. Wrócił do Kanady. Do żony. Żonaty był wielokrotnie. Zmarł w 1985 r. w przytułku dla wojskowych weteranów. Eric nigdy nie zobaczył ojca. Poświęcił mu pośmiertnie płytę „My Father's Eyes".

Tymczasem matka była z synkiem krótko. Poznała innego kanadyjskiego żołnierza i po ślubie wyjechała do Kanady, a potem do Niemiec. Opuściła Erica, gdy miał dwa lata. Nie pamiętał jej. Przez dłuższy czas żył iluzją, że jego rodzicami są dziadkowie, matka zaś to starsza siostra. Pierwsze wątpliwości pojawiły się w szkole, gdy nauczył się pisać. Jego dziadkowie nazywali się podobnie jak on, ale jednak inaczej Clapp. Choć wychowywali wnuczka do 1963 r., nigdy oficjalnie go nie adoptowali. To dlatego Clapton swoją autobiografię zaczął od zdania: „W latach wczesnego dzieciństwa, kiedy miałem jakieś sześć lat albo siedem, nabrałem przekonania, że coś jest ze mną nie tak. (...) Słowo po słowie, słuchając uważnie wymiany zdań, z wolna zacząłem dodawać dwa do dwóch, utwierdzając się w przekonaniu, że owe tajemnice miały związek ze mną. Pewnego dnia usłyszałem, jak jedna z ciotek pyta: »Miałaś jakieś wieści od jego mamy?«, i zrozumiałem wreszcie straszną prawdę: kiedy wujek Adrian niby żartem zwracał się do mnie per »mały bękarcie«, mówił prawdę".

Eric, kiedy miał dziewięć lat, przeżył szok, gdy matka przyjechała do domu z sześcioletnim przyrodnim bratem. Ale to nie koniec traumatycznych doświadczeń. Kiedy starał się zbliżyć do utraconej matki, zdobył się na pytanie, które wyrażało jego wielką tęsknotę: „Mogę już do ciebie mówić mamo?". Zapadła makabrycznie długa cisza, po czym matka odpowiedziała jak macocha: „Po tym, co dziadkowie zrobili dla ciebie, powinieneś dalej mówić do dziadków mamo i tato". Wtedy poczuł straszliwe odrzucenie.

– To zmieniło moją psychikę i wyjaśnia moje najgorsze życiowe decyzje, bo wciąż nie wiem, kim jestem – wspominał Clapton. Uleciała beztroska dzieciństwa, chłopiec zamknął się w sobie, zaniedbał szkołę. Kiedy miał 11 lat, oblał wszystkie najważniejsze egzaminy. Był nieznośny. To wtedy właśnie ciocia powiedziała mu, że cokolwiek by się stało, i tak będzie go lubić. A potem, gdy stał się dorosły, zapewne by ratować się przed zmorą niepewnej tożsamości i dramatem bycia bękartem – wpadł w narkotyki i alkoholizm.

Intrygujące jest to, że do pomocy przy nagraniach nowych piosenek, których kontekst związany jest z trójkątem Harrison–Pattie–Clapton, gitarzysta wybrał producenta, z którym współpracował, gdy Pattie Boyd i Harrison brali rozwód, Pattie i Eric zaś zostali małżeństwem. Tym producentem jest Glyn Johns. To postać legendarna i wyjątkowa w fonografii. Wyprodukował takie albumy jak „Who's Next" The Who, „Sticky Fingers" The Rolling Stones, „Mad Dogs and the Englishmen" Joe Cockera i „Desperado" The Eagles. To właśnie on siadł za stołem mikserskim, gdy Jimmy Page kierował sesją debiutanckiej płyty Led Zeppelin.

Dla Claptona ma specjalne znaczenie to, że pomógł mu wyprodukować dwie przełomowe płyty z końca lat 70., a mianowicie bestsellerową „Slowhand" z piosenkami „Cocaine", „Lay Down Sally" i „Wonderful Tonight" oraz „Backless", hołd oddany Bobowi Dylanowi.

Glyn nie przeżył z Claptonem najwspanialszych dni. Dlatego trudno się dziwić, że gdy teraz w czasie nagrania nowego albumu padło pytanie do producenta „I Still Do", czy podpisałby się pod wyznaniem cioci muzyka o tym, że zawsze będzie go lubić, odpowiedział szczerze:

– Nie lubiłem Erica, kiedy pracowałem z nim przed laty.

To był burzliwy dla muzyka czas. To wtedy pomiędzy Harrisonem i Claptonem odbył się znaczący dialog. Harrison powiedział: „Cóż, teraz to chyba powinienem dać Pattie rozwód". Clapton zaś odpowiedział: „Cóż, jeśli się z nią rozwiedziesz, to ja będę musiał wziąć ją za żonę!". Na „Backless" znalazła się piosenka „Golden Ring" ze znaczącymi słowami: „Jeśli złotą obrączkę na palec ci wsunę/ Czy będziesz szczęśliwa, czy zaśpiewać umiesz?".

Wygłupy i dyscyplina

Eric złotą obrączkę na palec Pattie włożył, ale wzorowym mężem nie był, bo ważniejszy od ukochanej był alkohol. Na czas nagrania „Slowhand" i „Backless" przypadło największe pijaństwo muzyka. Tymczasem jak wspomina Clapton, Johns „był zwolennikiem żelaznej dyscypliny i nienawidził, gdy ktoś się opieprzał czy marnował czyjś czas. Kiedy byliśmy w studio, oczekiwał od nas pracy i denerwowały go nasze wygłupy. Pomimo naćpania i nachlania rozumieliśmy to doskonale. Potrafił wydobyć z nas to, co najlepsze, i dlatego na »Slowhand« została uwieczniona wspaniała muzyka i wspaniała atmosfera". Na okładce płyty znalazły się też fotosy – reminiscencje z początku romansu Claptona i Pattie: zdjęcie ich pocałunku oraz rozbite ferrari.

Nie ma wątpliwości, że spotkanie Claptona po latach z Glynem Johnsem było po to, żeby tamto pierwsze sprzed lat sobie przypomnieć i uporządkować, to najnowsze zaś przeżyć na trzeźwo.

– Teraz lubię i cenię Erica, zwłaszcza kiedy obserwowałem go podczas pracy w studio – powiedział Glyn Johns. – Jego dokładność w pracy jest do n-tej potęgi. Ale nie jest tylko gitarzystą technikiem. Uwielbia reagować na wszystkie uwagi w studio w sposób niezwykle spontaniczny i emocjonalny: wszystko, co robi, musi płynąć z głębi jego serca.

Bóg i diabeł

Na najnowszej płycie zwraca uwagę niezwykle deklaratywny charakter wielu piosenek, które zostały dobrane do dwóch premierowych kompozycji Claptona – „Catch the Blues" i „Spiral". Nomen omen, rozwijają się spiralnie między dwoma tematami wierności i zdrady. Tymczasem „Stones in My Passway" to wyjątkowa kompozycja Roberta Johnsona, z którego losem Eric odczuwał dużą zbieżność. Po czasach boleśnie przeżywanego sieroctwa uwierzył, że los może się odmienić dzięki interwencji sił wyższych. Tak mógł traktować swój sukces, kiedy był gwiazdą zespołu Johna Mayalla i po raz pierwszy zagrał utwór Johnsona „Ramblin' on My Mind". Został wtedy okrzyknięty muzycznym objawieniem, o czym świadczyło graffiti „Clapton Is God" na murach londyńskiego metra.

– Moja pycha karmiła się tym porównaniem – mówił. – Byłem pewien, że nie ma nikogo, kto potrafi zagrać tak jak ja. Zidentyfikowałem się też z legendą Johnsona człowieka, który sprzedał duszę, by zostać geniuszem w jedną noc.

Tamten czas dawno minął. Kompozycja Johnsona nagrana na najnowszej płycie opowiada o człowieku, z którego uchodzi siła, pozyskana wcześniej w tajemniczy sposób. Clapton woli teraz skromność od pychy i prawdę od iluzji. Tymczasem autorem okładki nowej płyty jest Sir Pater Blake, który zasłynął oprawą plastyczną słynnego albumu Claptona „24 Nights", upamiętniającego koncerty gitarzysty w londyńskiej Royal Albert Hall. Ale Blake ma też na koncie dzieło o wiele słynniejsze, a mianowicie projekt okładki „Sgt. Pepper,s Lonely Hearts Club Band" The Beatles. To była dla Claptona płyta wyjątkowa. Zanim się ukazała, jego życie obfitowało w przelotne romanse.

– Wszędzie spotykaliśmy dziewczęta, z związku z tym wiodłem całkiem niezwykłe życie seksualne – wspominał lata 60. – Zauważałem ze sceny jakąś ślicznotkę, schodziłem do niej, szliśmy za kulisy, a potem wracałem na scenę ze spodniami powalanymi kurzem.

Pierwszą poważną miłością była przepiękna francuska modelka Charlotte Martin. Towarzyszyła trzydniowemu odlotowi Erica po zażyciu LSD, podanego podczas przesłuchania właśnie „Sierżanta Pieprza". Miała piękną figurę. Ericowi imponowały również skośne, smutne oczy i fascynacja filmem. Od razu zamieszkali razem.

W rozwoju uczucia przeszkodziła jednak znajomość z George'em Harrisonem i jego żoną, Pattie Boyd. O tym czasie powiedział:

– Nigdy wcześniej nie spotkałem kobiety, która byłaby doskonała pod każdym względem, i to było obezwładniające uczucie – wspominał. Tak zdecydował o rozstaniu z Charlotte.

Tak zaczęła się burzliwa dekada trwająca do czasu nagrania „Slowhand" i „Backless". Dekada, której wydarzenia stanowią mocne, autobiograficzne tło nowego albumu „I Still Do".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Najnowszy album 71-letniego bluesmana jeszcze przed premierą wywołał sensację z gatunku zjawisk nadprzyrodzonych.

Oto kiedy Clapton ogłosił listę muzyków biorących udział w sesji nagraniowej, znalazł się na niej Angelo Mysterioso, który zagrał i zaśpiewał w kompozycji „I Will Be There". Uwaga wszystkich fanów została postawiona w stan podwyższonej gotowości, ponieważ takiego pseudonimu używał nie kto inny, jak nieżyjący od lat Beatles – George Harrison. Przyjaciel Claptona i uczestnik słynnego trójkąta miłosnego, który domykała Pattie Boyd, najpierw żona Harrisona, a potem Claptona, sportretowana przez niego w słynnej „Layli".

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Chwila przerwy od rozpadającego się świata