Z większości tych komentarzy wynika, że Kościół jako hierarchiczna instytucja po prostu przestał robić wrażenie. Dlatego też papież Franciszek rozliczany jest ze swoich słów jako jednostka, człowiek o takich, a nie innych cechach, które generują głupie bądź mądre wypowiedzi. Jest jakby wykrojony z Kościoła, a nie wtopiony weń, jak wszyscy jego poprzednicy. Nie będzie nawet przesadą ustawienie go w rzędzie postaci celebryckich, omawianych tym samym językiem, jakim omawia się stroje na galach filmowych. Hierarchie ludzi i zdarzeń są tak pomieszane, jak wiadomości na ekranach komórek, gdzie przesuwając palcem, można zobaczyć zdjęcia zabitych w Ukrainie i zaraz potem fotografię aktorki, która właśnie obcięła grzywkę i martwi się, że traci fanów. Tak po prostu jest, żyjemy w świecie, który powagę miesza z niepowagą i stwarza lekkostrawną papkę. Można więc po prostu wpuścić Kościół w tę mieszaninę, aż zniknie ze sfery naszych potrzeb.
Czytaj więcej
Wielka Sobota to dzień przemiany, oczekiwania na powrót do życia. Przyjmując taką symbolikę, możemy przełożyć ją na tragedię Ukrainy i nadzieję, że wszystko może mieć moc odrodzenia. To jest też dzień wyciszenia, oczekiwania. Niestety, nie można, a nawet chyba nie należy się wyciszyć, wiedząc i widząc to, co dzieje się za naszą granicą. Przywołując w głowie wiersz Wojciecha Młynarskiego, który choć napisany bardzo dawno, teraz brzmi szczególne mocno i aktualnie: „Wojna nigdy nie jest daleko / Wojna zawsze jest bardzo blisko". Jest blisko, nawet jeśli nie słyszymy wybuchów i nasze domy nie są zrujnowane. Jest blisko, powinna być „Blisko skroni i blisko serca / Blisko mózgu, blisko sumienia / Blisko myśli, co mózg przewierca / Gdzie jest rada, gdy rady nie ma?".
Rzecz w tym, że kościół to miejsce. Jeśli, nie daj Boże, zagrożenie, z jakim się dzisiaj stykamy, przekroczy nasze granice, wielu z nas tam właśnie pójdzie, gdzie jest miejsce wspólnej modlitwy. Bo tak naprawdę wielu z nas nawet nieświadomie pozostaje przy wierze w siłę modlitwy. Kościół jako miejsce jest zatem zwłaszcza teraz potrzebny, ale coraz trudniej poradzić sobie z cieniem, jakim się kładzie na nim moralna niejednoznaczność. To po prostu zaburza zaufanie do tego miejsca. Papież długo nie nazywał oczywistego sprawcy morderstw w Ukrainie. Zbyt zawiłe dla zwykłego odbiorcy są próby tłumaczenia go od strony dyplomatycznych powinności Watykanu czy argentyńskiego pochodzenia Franciszka i dystansu do Europy. To naprawdę zbyt skomplikowane w stosunku do prostoty piątego przykazania: nie zabijaj. Przecież gdyby rozpatrzyć chociaż jeden przypadek, chociaż jednego rosyjskiego żołnierza gwałcącego i zabijającego jedno dziecko, to jest to wymiar grzechu śmiertelnego.
Jeśli, nie daj Boże, zagrożenie, z jakim się dzisiaj stykamy, przekroczy nasze granice, wielu z nas tam właśnie pójdzie, gdzie jest miejsce wspólnej modlitwy. Bo tak naprawdę wielu z nas nawet nieświadomie pozostaje przy wierze w siłę modlitwy. Kościół jako miejsce jest zatem zwłaszcza teraz potrzebny, ale coraz trudniej poradzić sobie z cieniem, jakim się kładzie na nim moralna niejednoznaczność.
Nienazwanie sprawcy było naprawdę trudne do zrozumienia, ale jeszcze jakoś do przyjęcia w kategoriach chrześcijańskich. Prawdziwy szok wywołało zdanie, w którym papież Franciszek posługuje się nazwą NATO, czyli wskazuje przyczynę masowych morderstw, skupiając uwagę na Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego, która przecież nie jest agresorem. NATO i jego szczekanie jest jedynym „powodem" wskazanym przez papieża z nazwy. Wszystko to jest wstrząsające choćby w obliczu słów biskupów Niemiec na 75. rocznicę zakończenia II wojny światowej z kwietnia 2020 r. Ten dokument skruchy miał być znaczącym aktem dla sumienia Kościoła. Biskupi napisali: „Dziś ze smutkiem i wstydem patrzymy na ofiary i tych, których pytania egzystencjalne pozostały bez właściwej odpowiedzi w duchu wiary w obliczu zbrodni i wojny. W miarę upływu lat szczególnie haniebny jest fakt, że przez długi czas brakowało dostatecznej uwagi wobec cierpienia i ofiar innych".