Choć jeszcze wczoraj strzelały korki od szampana. W marcu Netflix w samej Polsce zapowiedział inwestycje rzędu 490 mln zł i otwarcie warszawskiego biura. Bo mimo kilku produkcji, które u nas zrealizował, dotychczas polską filią zarządzał z Amsterdamu. Dysonans poznawczy zwiększyć mogła premiera polskiego serialu „Zachowaj spokój" na podstawie powieści Harlana Cobena, który intensywnie promowano także w Stanach Zjednoczonych. Sześć odcinków wciągającego thrillera pokazano zaledwie dwa dni po spadkach na giełdzie. Jednak wbrew pozorom kłopoty Netfliksa nie zaczęły się w 2022 roku, tylko wtedy, kiedy odnosił największe sukcesy – w czasie pandemii Covid-19.
Rekonstrukcja turystyczna
O Bieszczadach powstało książek tak dużo, że w zasadzie można by już nie wędrować, tylko czytać. Od atlasów, przewodników i albumów fotograficznych, poprzez powieści, reportaże, eseistykę, na wspominkach i gawędach kończąc. A przecież jest jeszcze literatura naukowa: owoce lat pracy archeologów, etnografów, historyków i kulturoznawców. Mniej i bardziej szczegółowe, mniej i bardziej udane. Pośród tej klęski urodzaju bywają też książki, które są po trosze wszystkim, co wymienione powyżej.
Obalić stary porządek
Obejrzałam już całego Netfliksa. Co teraz oglądać?". „Poleci ktoś jakieś seriale na platformach VOD, bo mam wrażenie, że widziałem już wszystko, co najciekawsze". Takie wpisy pojawiały się w mediach społecznościowych i prowadzono dyskusje, jakie serwisy warto subskrybować, w momencie, gdy kina zostały zamknięte na wiele tygodni i zupełnie stanęły premiery filmowe. Jednym z największych beneficjentów covidowych lockdownów była właśnie platforma cyfrowa z Kalifornii, która zaczynała działalność w 1997 r., prowadząc wysyłkową sprzedaż płyt DVD, a z czasem stała się ikoną usług telewizji na życzenie, nieomal jej synonimem, jak adidasy, które długo utożsamialiśmy w Polsce z butami sportowymi w ogóle.
Streamingi skorzystały na kryzysie, ale też pomogły przetrwać czas covidowy przemysłowi filmowemu, a sama pandemia przyspieszyła procesy, które i tak by postępowały, choć nie w tak błyskawicznym tempie. Ale ambicje audiowizualnego giganta były większe – pandemia była okienkiem gwałtownych przemian cywilizacyjnych, niepowtarzalną okazją, by wywrócić stolik. Obalić stary porządek i ułożyć go na nowo po swojemu. Z pominięciem kin, dystrybutorów i wielkich studiów produkcyjnych, które nie były Netfliksowi do niczego potrzebne, wręcz przeszkadzały rozwinąć skrzydła. Widać to było choćby po długich oporach środowisk filmowych, by dopuszczać do nagród filmowych produkcje Netfliksa. Bo o ile taki serial jak „House of Cards" (2013–2018) był hitem Netfliksa, o tyle jednak produkowanym zewnętrznie. Ale już głośna seria „Stranger Things" z 2016 r. była autorskim projektem platformy, w pełni wyprodukowanym wewnątrz jej ekosystemu. Ten sukces mógł niepokoić stary świat filmowo-telewizyjny, a zarząd korporacji utwierdzał w przekonaniu, że wytwarzanie własnego produkcyjnego know-how to właściwy kierunek rozwoju. I że sukces w rywalizacji z wielkimi studiami produkcyjnymi jest możliwy, potrzeba tylko więcej gotówki od inwestorów.
Zamykamy biblioteki
Stary świat jednak nie okazał się głupi i nie przespał tej rewolucji. Szefostwo koncernu Walt Disney jeszcze w 2017 r. zadecydowało, że należy inwestować w rozwój własnej platformy VOD pod szyldem Disney+. Pomagały w tym zakupy, które Disney poczynił w ostatnich dwóch dekadach. Jeszcze w 2009 r. nabył za zawrotną kwotę 4 mld dolarów do swojej „rodziny" najstarszego producenta i wydawcę komiksów z Ameryki – Marvel Entertainment, a trzy lata później za zbliżoną kwotę sfinalizował zakup Lucasfilm, zdobywając w ten sposób prawa do uniwersum „Gwiezdnych wojen" George'a Lucasa. Kropkę nad „i" postawił, odkupując od Ruperta Murdocha w 2019 r. większość zasobów koncernu 20th Century Fox za 71 mld dol. W jego skład wchodziły setki różnorodnych filmów i seriali, m.in. animacja „Simpsonowie", seria „X-Meni", sitcom „Jak poznałem waszą matkę", a nawet „Titanic".
Drugim wielkim graczem, który uważnie śledził rewolucję, była grupa WarnerMedia (wówczas jako koncern AT&T), która na bazie stacji kablowej HBO i aplikacji HBO Go postanowiła stworzyć superplatformę HBO Max, wzbogacającą dorobek słynnej stacji kablowej o warnerowskie produkcje z całymi kapitałowymi przyległościami. Rozbudowa własnych platform przez wielkie koncerny wiązała się z poważnymi konsekwencjami. Przede wszystkim należało odciąć pozostałe platformy od treści, które dotychczas za sowite honoraria udostępniano im na licencji. To oznaczało jawne wypowiedzenie wojny – renegocjowanie bądź zrywanie umów i agresywne wejście do gry o rynek usług telewizji na życzenie. Intuicja starych graczy nie zawiodła, zainwestowali w zmianę w idealnym momencie – tuż przed wybuchem pandemii. Disney+ wystartował na Zachodzie w 2019 roku (w Polsce właśnie otwiera swoje biuro i rusza już 14 czerwca), a HBO Max w 2020 r. (u nas od 8 marca 2022 r.) W podobny sposób, choć na mniejszą skalę, powstała też platforma Peacock w 2020 r. Jej bazę stanowią treści grupy NBCUniversal, powiązanej kapitałowo z koncernem Comcast. Jest również platforma Paramount+, która w Europie funkcjonuje jako część platformy SkyShowtime.