Oważ porusza się (raczej: kolebie) dwoma traktami: Monciakiem i deptakiem. Nie przeszkadza jej (elycie) rekordowa komasacja pań (oraz panów) najstarszego zawodu świata na metr kwadratowy ani aparycja osobników zwyczajowo określanych mianem karków. Głównym zajęciem „kurortowiczów" jest lustrowanie innych, konsumpcja „rybki", tudzież robienie słitfoci na molo.
Ale ja nie o tym. Mnie przyprawiła o womity hipokryzja władz naszego wolnego od 27 lat kraju. Otóż, jadąc do i z powrotem, czytałam. Prasówkę rozpoczęłam rozmową przeprowadzoną przez braci Karnowskich z ministrem Mateuszem Morawieckim, zakończyłam wywiadem Roberta Mazurka z Janem Śpiewakiem.
I nie rozumiem, jak można wciskać taki kit: podniesiemy najniższe pensje, obniżymy wiek emerytalny, będziemy walczyć ze śmieciówkami – i dzięki temu powstanie klasa średnia, co to miała się wykształcić ćwierć wieku temu.
Przecież to niczego nie zmieni! Rozwarstwienie jakie było, takie pozostanie. Bo bieda bierze się z lewego prawa, które daje przyzwolenie na monopole, wieloetatowość, fikcyjne zatrudnienie. A łączenie funkcji idzie w parze z mnożeniem dochodów. Zarazem zaś nikt nie protestuje przeciw symbolicznym, urągającym godności zapłatom za uczciwą pracę.
Młodzi po studiach dostają gaże rzędu napiwków. Czy ktoś porównywał zarobki np. profesora i asystenta w jakiejś „poważnej" uczelni? To dziesięciokrotna dysproporcja, do tego nieporównywalne obciążenie czasowe na korzyść pryncypałów.