Reklama

Chrabota: Piekielna rola polskich miast

Mówi się, że miasta są tyglem, w którym rodzą się nowe idee i kształtują wizje przyszłości.

Aktualizacja: 22.10.2016 07:38 Publikacja: 20.10.2016 13:26

Chrabota: Piekielna rola polskich miast

Foto: Fotorzepa

Jeśli zna się historię cywilizacji, właściwie trudno temu zaprzeczyć, bo pomijając dynamikę dziejów związaną z najazdami stepowych barbarzyńców, wszystko, co trwałe i nowoczesne, rodziło się w ośrodkach miejskich. Dzięki współczesnej archeologii to właśnie one najlepiej opowiadają historię postępu. Nie inaczej było w Polsce od czasów wczesnopiastowskich, ale ten wątek wyjątkowo zostawmy na boku, by skupić uwagę na kilku obserwacjach z mniej zamierzchłej przeszłości.

Jest bowiem pewien obszar naszej nieodległej historii, który – mam wrażenie – nie doczekał się kompleksowego opisu ani analizy. Są na ten temat prace naukowe, dotyka go w swojej „Prześnionej rewolucji" Andrzej Leder, ale brakuje ważnej i szerzej publikowanej narracji. To opowieść o cywilizacyjnych narodzinach polskich miast po 1945 r., po epoce przesiedleń i migracji, po Holokauście i rewizji granic. W końcu po zafundowanej przez komunistów rewolucji przemysłowej, która w stosunkowo krótkim czasie przesiedliła miliony chłopskich dzieci do industrializowanych naprędce, głodnych rąk do pracy miast.

Najłatwiej ogarnąć statystyczną skalę tych przemian. Dotyczyły one milionów ludzi. Cały łańcuch wielkich poniemieckich metropolii był niemal wyludniony. Półmilionowy Wrocław, Szczecin, Kołobrzeg, Gdańsk, Zielona i Jelenia Góra, Opole, miasta Górnego Śląska przyjęły w błyskawicznym tempie miliony przesiedleńców, a przecież wymieniam tylko największe ośrodki miejskie. Tylko część osiedleńców była „transferem ze wschodu". W znacznej mierze w poniemieckich miastach i miasteczkach meldowali się mieszkańcy centralnej i południowej Polski. Innym kierunkiem migracji był osiedlanie się ludności wiejskiej w rosnących jak na drożdżach ośrodkach przemysłowych. Jeszcze innym zasiedlanie mniejszych, wyludnionych przez Holokaust miast w południowej i wschodniej Polsce.

Jakże szybki i dynamiczny był ten proces, jakie przyniósł skutki, jak się odbił na tkance urbanistycznej kraju! Jak dramatycznie zaważył na historii Polski. W ciągu dwóch dekad powstało nowe mieszczaństwo, które na dodatek miało niewiele wspólnego z przedwojennym. Może poza dwoma, trzema większymi miastami, takimi jak Kraków czy Poznań, które zachowały ciągłość zasiedlenia. Ale także i im zafundowano zmianę oraz napięcia społeczne, do których nie były dostatecznie przygotowane.

Kiedy analizuje się skalę i szybkość przeprowadzenia tego projektu, łatwo dojść do wniosku, że nie tylko nie miał w historii Polski precedensu. Charakterystyczne też, że jego reżyserzy wykazali się kompletnym brakiem wyobraźni, nie umiejąc przewidzieć prawdziwych skutków tej przebudowy społeczeństwa. Zamiast dochować się karnego, zlaicyzowanego na wzór sowiecki proletariatu stworzono gotowe na rewolty, tradycjonalistyczne środowiska robotnicze, bliskie Kościołowi i bardzo podatne na jego wpływy. Zamiast postępowej inteligencji wychowano grupę przychylną wszelkim możliwym rewizjonizmom. Największą porażką była kolektywizacja wsi, która już po dwóch dekadach okazała się całkowitym niewypałem.

Reklama
Reklama

Skala niepowodzenia eksperymentu społecznego o nazwie „Polska Ludowa" szokuje. Komuniści zaczęli boleśnie się o tym przekonywać już dekadę po wojnie. Pierwszym zimnym prysznicem był październik 1956. Daty kolejnych świetnie znamy. Czy mogło być inaczej i jaką rolę w tym procesie odegrały miasta? Intuicyjna odpowiedź nie jest trudna. Każde z bolesnych dla rządzących Polską Ludową „kryteriów" zaczynało się i kończyło właśnie w nich. To one wytwarzały drożdże przemiany, to one obalały kolejne partyjne ekipy. To z nich wyszła „Solidarność", to one w końcu stały u podstaw III RP. Brakuje mi nie tylko szczegółowych badań i epopei na miarę „Ziemi obiecanej" na ten temat.

Jeszcze bardziej brakuje mi bacznej obserwacji tego, co się dzieje w polskich miastach dziś, bo historia (zwykle tak bywa) się powtarza. Znów miasta stoją za nowym fermentem społecznym i politycznym. Który z nich jest ważny, a który na kartach historii przepadnie? Czy coś z perspektywy podręczników ważnego zrodziło się z manifestacji na Krakowskim Przedmieściu? Czy może czymś jakościowo nowym są „masówki" KOD? A może historia uzna za nowy początek „czarne protesty"? Trudno to orzec. Jedno jest jednak poza dyskusją. Wielkie miasta i to, co się w nich dzieje, to istota mechanizmu napędzającego historię. Ktoś, kto tego nie dostrzega, skazany jest na porażkę.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
„Brat”: Bez znieczulenia
Plus Minus
„Twoja stara w stringach”: Niegrzeczne karteczki
Plus Minus
„Sygnaliści”: Nieoczekiwana zmiana zdania
Plus Minus
„Ta dziewczyna”: Kwestia perspektywy
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Hanna Greń: Fascynujące eksperymenty
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama