Jakub Kołacz SJ. Dominikanie potykają się o własną pychę

Wygodnie jest nie wiedzieć. Pożyteczne, choć przewrotne, jest wdrożenie kultury milczenia, która z jednej strony daje każdemu komfort niewiedzy, pociągającej za sobą brak odpowiedzialności, a z drugiej daje gwarancje tolerowania własnych potencjalnych zaniedbań.

Publikacja: 19.11.2021 16:00

Jakub Kołacz SJ. Dominikanie potykają się o własną pychę

Foto: Fotorzepa, Tomasz Nowak

Dokładnie 15 września 2021 r., po kilku miesiącach intensywnej pracy, przesłuchaniu kilkudziesięciu świadków i zbadaniu dokumentów zgromadzonych w dominikańskim archiwum komisja kierowana przez Tomasza P. Terlikowskiego opublikowała raport na temat działalności dominikanina Pawła M. W tym czasie sam Paweł M. od paru miesięcy przebywał już w areszcie, oskarżony o gwałt na zakonnicy. Zresztą to właśnie ten fakt przymusił dominikanów do podjęcia działań w jego sprawie, czego efektem było właśnie powołanie przez prowincjała zakonu wspomnianej Komisji.

Sama konferencja prasowa, podczas której zaprezentowano raport (jego tekst zamieszczono jednocześnie na stronie internetowej zakonu), choć transmitowana przez liczne media, nie była wielkim wydarzeniem. Być może dlatego, że dziennikarze nie mieli okazji, aby wcześniej zapoznać się z jego treścią, trzeba więc było paru dni, aby najwytrwalsi przebrnęli przez 260 stron tego tekstu. Te kilka dni sprawiło jednak, że siła nośna „newsa o drapieżcy seksualnym" (newsa, który żyje tak długo jak muszka owocówka) znacząco spadła i większość straciła już zainteresowanie nim. Mimo wszystko nie zabrakło jednak i takich, którzy dobrnęli do końca i nieco z opóźnieniem, ale zaczęli reagować na treść raportu. Do tych ostatnich należy szanowany dominikanin o. Ludwik Wiśniewski, którego krytyczny tekst ukazał się na łamach „Plusa Minusa" (6–7 listopada 2021 r.).

Osobiście bardzo szanuję o. Ludwika, czego dowodem jest fakt, że Wydawnictwo WAM, którym od jakiegoś czasu kieruję, publikuje jego książki. Jednak jako członek komisji nie mogę zgodzić się z jego kierunkiem myślenia i argumentacją, która – niestety – jest myśleniem i argumentacją wielu dominikanów, zszokowanych nie tylko tym, co się u nich działo, ale także faktem, że nie można się od tego zupełnie zdystansować i samego siebie wybielić.

O. Wiśniewski po wnikliwej analizie raportu, przytaczając sformułowania w nim zawarte, wielokrotnie powtarza, że są one prawdziwe, albo twierdzi przynajmniej, że jest w nich sporo prawdy – co jednak (o ironio!) nie przeszkadza mu w tym, żeby się z tymi prawdziwymi sformułowaniami nie zgadzać. Co więcej, to, że się nie zgadza, traktuje za wystarczający argument podważający sensowność i wiarygodność raportu. W tym momencie aż się prosi, aby z gorzką ironią przytoczyć tischnerowskie kategorie „prawdy", wyrażone z typowym dla profesora poczuciem humoru: prawda – też prawda – g... prawda. Niestety, o. Wiśniewski, z jednej strony chwaląc wysiłek komisji i przytaczając jej stwierdzenia, dokonuje jednocześnie oceny, z tym że zasadniczo balansuje między tym, co „też prawda" (gdy przyznaje, że coś było na rzeczy) a „g... prawda". Niestety jest to dość typowa reakcja kościelnych środowisk na stawiane im zarzuty.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski na czele komisji w sprawie o. Pawła M.

Miękka komunikacja

Uważam, że przy prezentacji raportu popełniliśmy jeden błąd – podkreślaliśmy, że jest to przypadek Pawła M. i że tak należy go odczytywać. Wybraliśmy taką drogę, ponieważ nie chcieliśmy dopuścić do zbyt płytkich uogólnień, ale zainspirować do studium przypadku i dopiero w dalszej kolejności do wysnucia kolejnych wniosków. Niestety zostało to wykorzystane przez wszystkich tych, którym, jak o. Wiśniewskiemu, w głowach się nie mieści, że coś takiego w ogóle mogło się wydarzyć w ich środowisku i którzy jako bezpieczne wyjście potraktowali przypadek Pawła M. jako coś oderwanego od rzeczywistości, jakby on sam działał gdzieś za siedmioma górami i gwałcił bliżej nieokreślone byty na księżycu. Ale, na litość Boską, tak nie było – on żył i działał pośród nas.

Cała „opasłość" raportu wzięła się stąd, że przypadek Pawła M. zahaczał o wiele innych wątków, stąd poruszone w nim zostały takie tematy jak: życie i relacje w zakonnej wspólnocie dominikanów, stosunek wobec pokrzywdzonych, empatia, a raczej jej brak, pokuta i kara w kontekście odpowiedniego prawnego rozpoznania czynu, zarządzanie kryzysowe, relacja podwładni–przełożeni, problem nierzetelnych opinii psychologicznych, superwizja duszpasterzy i spowiedników itd. To wszystko są tematy, które wychodzą od indywidualnego przypadku Pawła M., ale go przekraczają i sprawiają, jak to zostało zapisane w raporcie, że nie jest to tylko historia tego jednego dominikanina, ale część historii wszystkich dominikanów. Ale nie tylko – jest to także część historii Kościoła. Stąd nie chodziło nam o to, aby uogólniając, wydać zbyt płytki osąd, ale o to, aby zastanowić się nad tym, jakie mechanizmy w przypadku Pawła M. nie zadziałały, i jak z tego przypadku wyciągnąć wnioski przydatne w Kościele, także wychodzące poza granice tego przypadku.

Niestety, być może zbyt miękko zakomunikowaliśmy tę sprawę. Ale nie bez przyczyny. Mając za sobą tych kilka miesięcy intensywnej pracy i spotykając się z różnymi reakcjami, odnoszę wrażenie, że dominikanie powołali Komisję nie tyle z dobrej woli, ile mocno przyparci do muru przez aresztowanie Pawła M. W tym czasie władze zakonu zdały sobie sprawę, że jego historia jest długa i bogata, i że przez przeszło 20 lat bawili się w kotka i myszkę z człowiekiem, który naprawdę ma krew może nie na rękach, ale na pewno na duszy. Postanowiono więc działać.

Niestety, okazało się, że działanie to było jednak obliczone na PR. Kiedy minęło trochę czasu i kiedy okazało się, że nasze prace idą mocno w głąb, a także bardzo szeroko, ojcowie dominikanie otrząsnęli się z przygnębienia i zaczęły pojawiać się głosy, czy aby to wszystko było potrzebne? Na pewnym etapie dominikanie, którzy przecież komisję powołali, zaczęli ją mocno dyskredytować, a kiedy w końcu – przed samą publikacją – otrzymali tekst, rozpętała się prawdziwa burza. Sam się obawiałem, że zakon stanie na drodze publikacji raportu. Stąd nasza decyzja o „miękkim" komunikowaniu podczas konferencji, w nadziei, że sama lektura dokona swego. I dokonała – dziś dominikanie niewiele wzięli sobie do serca (podobnie jak inne zakony czy diecezje), a nas (zasadniczo), którzy byliśmy w komisji, nienawidzą i dyskredytują naszą pracę, czego dowodem jest artykuł o. Wiśniewskiego. Dlaczego? Bo to, co napisaliśmy, bardzo ich zabolało.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński. Ojciec Zięba, czyli nabieranie dystansu do mistrzów

Przyznanie się do winy

Ja sam do niedawna byłem prowincjałem, od samego początku jestem też zaangażowany w tworzenie sprzyjającego klimatu i w pracę nad przemianą kościelnej mentalności w temacie ochrony dzieci i młodzieży, prowadziłem także dochodzenia w sprawach o nadużycia. Znam kościelne środowisko i jestem żywo zainteresowany tym, aby w Kościele z równą energią piętnowano głupotę i zło, i aby zrobiono wszystko, by ocalić dobro. Jako prowincjał popełniłem też swoje błędy. Rozumiem, że łatwo było dominikanom myśleć, że powołując komisję, znów osiągną sukces i staną się przykładem dla innych – a o wiele trudniej jest im przyjąć do wiadomości fakt, że muszą uderzyć się w piersi (trudno im zaakceptować fakt, że mają za co!). Przyznanie się do winy nie jest łatwe.

Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia, kiedy jako Komisja spotkaliśmy się z przedstawicielem Episkopatu, aby uprzedzić o skandalu, jaki się szykuje. Wtedy, dopóki mówiliśmy o dominikanach, hierarcha poważnie i ze zrozumieniem kiwał głową. Ale kiedy zwróciliśmy uwagę na fakt, że skoro tak trudno o superwizję w zakonnej wspólnocie, to o ile bardziej problem ten może dotyczyć samotnych księży w jednoosobowych parafiach, wtedy biskup dość zdecydowanie zareagował, że nie można sprawy uogólniać!

Tymczasem, ojcowie dominikanie, na czele z o. Ludwikiem, nie chodzi o uogólnianie, ale o odrobinę dobrej woli, która uzdolni was – i nas wszystkich w Kościele – do refleksji. Bo czasu cofnąć nie możemy, ale możemy zrobić wszystko, żeby nasze struktury nie okazały się sprzyjającym klimatem do pojawienia się takich osobowości jak Paweł M. Dominikańska struktura i dominikański klimat, jak się okazało, bardzo temu sprzyjają... Wszyscy ten klimat tworzycie, więc, proszę, niech nikt nie mówi: „ja nie jestem winny". Bo jesteś!

Działanie „modelowe"

To, co mnie od samego początku zadziwia, to fakt, że wielu dominikanów – w tym również „dyżurnych komentatorów", którzy wypowiadają się na każdy temat – w kwestii afery Pawła M. wypowiada się tak, jakby ten gorszący, ponad 20-letni incydent, wydarzył się gdzieś tam daleko, a nie pośród nich. Niby każdy coś słyszał, ale w rzeczywistości o niczym nie wiedział, w tym jednym przypadku bezgranicznie ufając przełożonym (których, nawiasem mówiąc, w innej sytuacji na każdym kroku krytykował, a nawet wypowiadał im posłuszeństwo). Wygodnie jest nie wiedzieć. Pożyteczne, choć przewrotne, jest wdrożenie kultury milczenia, która z jednej strony daje każdemu komfort niewiedzy, pociągającej za sobą brak odpowiedzialności, a z drugiej daje gwarancje tolerowania własnych potencjalnych zaniedbań.

I nie twierdzę wcale, że cała ta sytuacja nie jest dla dominikanów szokiem. Przecież przyzwyczaili się do uogólnionego przekonania, że oni zawsze działają modelowo i wszyscy powinni na nich patrzeć, słuchać ich i podziwiać. Ale tu zapytajmy, co to znaczy, że działają modelowo? Z reakcji o. Wiśniewskiego jasno wynika, że „modelowo" to tak, jak to zwykle bywa w klerykalno-korporacyjnym środowisku: nie dopuszczając krytyki i nie siląc się na refleksję. Tymczasem w całej tej sytuacji, zarówno w stosunku do rozpoznania sprawy Pawła M., jak i do zarządzania trwającą przeszło 20 lat sytuacją kryzysową, trudno wyobrazić sobie zastosowanie gorszych standardów niż te, które zostały przez zakon wdrożone. I nie pomoże tu usprawiedliwianie byłego prowincjała, bo czy fakt, że dokonał wiele dobrego, sprawia, że mamy być bardziej tolerancyjni wobec zła, które rozpanoszyło się za jego przyczyną? Czy sam o. Wiśniewski, który tak wiele zrobił dla Kościoła i zakonu, może tłumaczyć się i ubolewać, że nie docenia się jego rozlicznych zasług? Niedawno przerabialiśmy zresztą podobną sytuację i taki sam żal wyrażony przez zasłużonego dla naszej Ojczyzny biskupa.

Czytaj więcej

Paulina Guzik: Czy wizerunek Kościoła to jakaś wartość?

Przemoc, o jakiej mowa w raporcie, zrodziła się w sercu dominikanina, ale wyrosła na gruncie wspólnot dominikańskich, a rozprzestrzeniła się w duszpasterstwach firmowanych przez Zakon Kaznodziejski. Takie są fakty i nie da się temu zaprzeczyć.

Na koniec swojego tekstu o. Wiśniewski martwi się o młodszych zakonnych współbraci, że cała ta sytuacja stanie się dla nich ciężarem. Tak mi przykro, ojcze! Ale nie z powodu biednych młodych dominikanów, ale z powodu faktu, że ani słowem nie wspomniał ojciec, że może to być ciężarem dla pokrzywdzonych, których jest niemało... Ale wracając do tych młodych dominikanów, trzeba zauważyć, że cała ta sytuacja nie tylko „może", ale z pewnością „jest" dla nich ciężarem. Ciężarem, że mieli takiego współbrata, że mają takich przełożonych, i w końcu, że autorytety jak o. Wiśniewski nie są w stanie zdobyć się na odrobinę pokornej refleksji. To jest dla nich ciężarem. Apeluję – po raz kolejny, bo już raz miałem ku temu okazję – aby dominikanie uciszyli emocje i zdobyli się na refleksję, w przeciwnym razie wprawdzie siłą rozpędu będą szli do przodu, ale nieustannie potykając się o własną pychę, aż w końcu upadną. Czego, oczywiście, szacownemu zakonowi nie życzę.

O autorze:

Jakub Kołacz

Ojciec Jakub Kołacz jest jezuitą, w latach 2014–2020 był przełożonym Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego

Dokładnie 15 września 2021 r., po kilku miesiącach intensywnej pracy, przesłuchaniu kilkudziesięciu świadków i zbadaniu dokumentów zgromadzonych w dominikańskim archiwum komisja kierowana przez Tomasza P. Terlikowskiego opublikowała raport na temat działalności dominikanina Pawła M. W tym czasie sam Paweł M. od paru miesięcy przebywał już w areszcie, oskarżony o gwałt na zakonnicy. Zresztą to właśnie ten fakt przymusił dominikanów do podjęcia działań w jego sprawie, czego efektem było właśnie powołanie przez prowincjała zakonu wspomnianej Komisji.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy