Nie pierwszy raz to słyszałam. Należę do tych, którzy chodzą na demonstracje przeciw rządom PiS i często spotykam ludzi, którzy uświadamiają sobie, że co kilka dziesięcioleci przemierzają te same ulice w podobnej sytuacji i nastroju. Ja też w 1968 roku jako nastolatka znalazłam się na Krakowskim Przedmieściu, w samym środku studenckich demonstracji. Mogę więc z czystym sumieniem powtórzyć to zdanie.
Życie w stanie sprzeciwu, w gotowości do protestu, z uporczywymi myślami o granicach kompromisu, trzymanie ręki na pulsie – to jest los naszego pokolenia. W 1989 roku wskoczyliśmy w nowoczesny świat jak do pędzącego pociągu, nasza przedsiębiorczość była chwalona i podziwiana. Utrzymywaliśmy te nasze firmy ze zmiennym szczęściem i koniunkturą, ale jakoś szło. Nie wszyscy byliśmy zgodni z ogólnie panującym trendem ideologicznym czy gospodarczym, ale jednak osadziliśmy się na niezłej pozycji w Europie i nawet przestało nas to dziwić. Nie pytaliśmy się już, czy nasza przynależność do świata Zachodu jest chwiejna.