Rzeki bowiem, a ściślej mówiąc ich nabrzeża, służą, jak wiadomo, do uprawy winorośli. Dlaczego? Bo mikroklimat, bo wzgórza, skaliste gleby i wreszcie, last but not least, możliwość łatwego transportu, co pokazuje przykład portugalskiej Douro, którą do portu w Porto spływa porto. Przykłady można mnożyć, ot, nie tak dawno zachwycałem się tu rieslingami znad Mozeli, ale przecież, choć Niemcy uprawiają je niemal wszędzie, to najlepsze są właśnie znad rzek – Renu i wspomnianej Mozeli. Nieco dalej na południe, niedaleko od Renu właśnie, rozciągają się najlepsze siedliska alzackie. We Francji wszyscy kochają się w białych winach znad Loary, my również w białych znad Wisły, w Hiszpanii w czerwonych znad Duero, tej samej rzeki, która po przekroczeniu portugalskiej granicy staje się Douro, jest jeszcze Dunaj i dziesiątki innych przykładów.

Mnożąc je, dochodzimy w końcu do Rodanu, jednej z najbardziej winiarskich rzek Europy. Gdy wpływa do Francji, szybko zastępuje wpadającą doń Saonę królującą w Burgundii. To w końcu nad Rodanem trafimy do uroczego, choć pełnego turystów dwutysięcznego Châteauneuf-du-Pape. Z letniej rezydencji papieży zostały ruiny, teraz miasteczka broni sława stolicy najstarszej i jednej z najlepszych francuskich apelacji. Wina z niej kosztują sporo, w okolicach 200 zł, ale są też tańsze, stołowe etykiety.

Mam dla państwa trzy z nich, od rodzinnego producenta, Domaine du Pere Caboche. Le Petit Caboche Blanc 2019 to czysty sauvignon blanc o potężnym bukiecie, mocno cytrusowym posmaku południowych owoców. Wino wyraziste, mnie przeszkadzał nieco wystający alkohol, ale amatorzy mocniejszych wrażeń tego właśnie szukają. Delikatniejsze jest świeże wino czerwone. Le Petit Caboche Rouge 2020 ma owocowy bukiet, jest jednak mało skoncentrowany, rozwodniony w smaku. Z tego tercetu zdecydowanie najlepiej wypada wino różowe, świeżuteńkie, owocowe, czyste, gładkie. Piłbym, bo jedyne warte swej ceny, reszta, jak na stołowe wina, za droga.