"Jeśli ktoś spodziewa się szybkich efektów śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, powinien się uzbroić w cierpliwość. W prokuraturze wszyscy są raczej zadowoleni, że prace posuwają się do przodu, i to, ich zdaniem, dość szybko". Jest to więc, jak piszą Michał Majewski i Paweł Reszka, [b][link=http://www.rp.pl/artykul/537149.html "target=_blank"]śledztwo nieco skandaliczne[/link][/b]. "Najęty przez prokuraturę tłumacz przekładał średnio 3 strony akt sprawy dziennie. Polskim śledczym odpowiedź na rosyjski wniosek o pomoc prawną zabrała cztery miesiące. Ostatni raz nasi prokuratorzy byli w Rosji w czerwcu. Brzmi to jak skandal, bo chodzi o śledztwo w sprawie śmierci prezydenta i 95 innych ważnych osób. Ale to skandal pozorny. Takie są procedury, realia i w prokuraturze nikt się nie dziwi. Jeśli wziąć za dobrą monetę słowa śledczych, to wszystko jest w porządku. Skoro na pomoc prawną czeka się latami, to można powiedzieć, że Rosjanie, odpowiadając w dwa miesiące (bo pierwsze dokumenty dotarły do nas w czerwcu), ustanowili rekord świata. Problem w tym, że nikt za dobrą monetę słów Rzepy nie weźmie, bo opinia publiczna oraz media żądają od śledczych szybkich wyników.
Ale nie ma co winić opinii publicznej i mediów. To nie jest zwykłe śledztwo. Do podgrzania społecznych oczekiwań przyczynili się zresztą politycy, którzy w pierwszych dniach po katastrofie wypowiedzieli mnóstwo słów i wykonali mnóstwo czynności, które dokładnie zaciemniły sprawę. Mało kto, poza fachowcami od prawa karnego i międzynarodowego, rozumie, kto co robi i kto za co odpowiada w sprawie wyjaśniania smoleńskiej tragedii." Obszerny artykuł Majewskiego i Reszki stara się rozwikłać tę gmatwaninę instytucji i ludzi oraz dojść do tego, czy polskie państwo mogłoby uczynić coś więcej, skoro sprawa jest (lub powinna być) priorytetowa.
"Rysują się przed nami dwa czarne scenariusze i trzeci niewiele mniej ponury" - zapowiada Rafał A. Ziemkiewicz na początku swojej analizy[b] [link=http://www.rp.pl/artykul/537151.html "target=_blank"]Wojna polska[/link][/b]. Oto jak pokrótce przedstawia się jego wizja: "Jeśli rację ma Tusk, czeka nas dalsze długotrwałe gnicie państwa i bezpowrotna utrata szans. Jeśli rację ma Kaczyński, czeka nas destabilizacja i katastrofa, a drogą zmian rewolucyjnych rzadko udaje się coś poprawić – zwłaszcza coś tak dużego jak państwo. Jest jeszcze scenariusz pośredni: jeśli Tusk zdecyduje się na wcześniejsze wybory, na wiosnę, PO prawdopodobnie trochę straci, SLD i PiS trochę zyskają, PSL pozostanie przy swoim, i sejmowa układanka będzie wymuszać różne zmienne koalicje. Jeśli nawet nie uda się wciągnąć w nie PiS i obciążyć je w ten sposób współodpowiedzialnością za system, to w każdym razie odzyska Tusk alibi dla dalszego odkładania reform. W takim wypadku zamiast eksplozji czekać nas może łagodniejszy i dłuższy pożar. Rozłożenie kryzysu państwa w czasie nie zmieni jednak jego skutków."
[b][link=http://www.rp.pl/artykul/537153.html "target=_blank"]Ojciec dyrektor musi odejść[/link][/b] - taki tytuł nosi sylwetka o. Macieja Zięby napisana przez Agnieszkę Rybak. "Zawsze odnosił sukcesy. Jako opozycjonista, dziennikarz, prowincjał dominikanów, liberalny konserwatysta. Dziś już nikt nie chce pamiętać, dlaczego trzy lata temu ojciec Zięba wszystkim wydawał się wymarzonym kandydatem na stanowisko dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności. Ale ta rola kończy się porażką. Nie chodzi o to, że kazano mu odejść. Tak naprawdę skazano go na odejście w upokorzeniu". Tekst Agnieszki Rybak jest próbą ukazania ogromnych życiowych osiągnięć zakonnika i jego późniejszych porażek w sposób godny, bez deptania godności choć i bez obłudnych uników.
"Najlepiej niech pani nic nie mówi". Taką zaskakującą sugestię formułuje Robert Mazurek na początek swojego wywiadu. Nie powinno to jednak dziwić, skoro bohaterką rozmowy jest Joanna Kluzik-Rostkowska, posłanka PiS z tzw. liberalnego skrzydła partii. Nad rozmową, zdaniem Mazurka, wisi cień możliwego zawieszenia. Ale Kluzik-Rostkowska staje do pojedynku: "Nie wiem jak bolesne jest zawieszanie członkostwa lub jego całkowita utrata. Ale ja się akurat tego bólu nie boję. Skądinąd to ciekawe, że w polityce ciągle mnie pytają, czy się czegoś boję. Najpierw pytano, czy się obawiam Romana Giertycha. Rozumiem, że jak duży, to mam się bać". Na prośbę Mazurka: - Porozmawiajmy serio, odpowiada:"Chciałabym być dalej w Prawie i Sprawiedliwości, chciałabym, by była ona wielonurtową partią, w której jest dla mnie miejsce". Ale, dodaje: [b][link=http://www.rp.pl/artykul/537169.html "target=_blank"]Jakby co, to mogę odejść[/link][/b]