Niektórzy twierdzą, że w pokera grał świetnie, a jeszcze lepiej potrafił dopomagać szczęściu. Na tyle umiejętnie, że nigdy go na tym nie złapano.
[b]Bilans wychodził na plus?[/b]
Jednego dnia przynosił fortunę, drugiego brakowało mu na papierosy. W każdym razie przez długi czas, gdy mieszkał w akademiku, utrzymywał się z pokera i z szachów, w które także grywał na pieniądze.
[b]Dla wielbicieli Stachury zaskakujące mogą być informacje o tym, że pisarz nosił ze sobą pistolet. Pozował na twardego gościa?[/b]
W dziennikach znajdziemy także informacje o kursie dżudo. Czy chodziło wyłącznie o bezpieczeństwo? Zdaniem niektórych przyjaciół Stachura był typem macho.
[b]Nieco się jąkał. Podobno przed koncertami stres był tak duży, że czasem decydował się zrelaksować w typowy dla Słowian sposób.[/b]
Sądzę, że w przypadku Stachury nie możemy mówić o alkoholizmie. Co prawda w dzienniku zauważył, że wódki są dwa rodzaje: dobra i bardzo dobra. Gustował też w tequili. Zresztą, proszę mi pokazać choć jednego autora z czasów PRL, który byłby zdeklarowanym abstynentem.
[b]Broniewski?[/b]
(śmiech) Stachurze zdarzało się brać udział w zakrapianych spotkaniach, ale nie brak też świadectw, że męczyło go towarzystwo nazbyt nasączone gorzałą. W pierwszym tomie dzienników wspomina, jak w Jeżowie Sudeckim pracował nad scenariuszem „Siekierezady”. W przerwie wziął udział w przyjęciu. Dopadła go pewna artystka, która oświadczyła: „Będę panu mówiła poezje. Wokół same dranie, tylko pan jeden jest człowiek”. Stachura obrócił się na pięcie i wyszedł. Tak to później podsumował: „Czy jest coś na świecie potworniejszego niż pijana kobieta? Jest! Pijana artystka!”.
[b]Wspomniał pan o przyjaźni Stachury z Ryszardem Kapuścińskim. Czy postać reportera pojawia się w dziennikach?[/b]
Tak, choć są to tylko ślady. Zapiski pochodzą z roku 1969, kiedy Kapuściński był korespondentem PAP na całą Amerykę Południową. Mieszkał wtedy w Mexico City przy ulicy Rio Amazonas i udzielił gościny Edwardowi Stachurze. W praktyce rzadko się widywali, bo Kapuściński cały czas był w rozjazdach, wokół tyle się działo. Kiedy wreszcie pojawiał się w mieszkaniu, Stachura chciał mu czytać nowe, dopracowane fragmenty „Siekierezady”. Kapuściński nie bardzo miał na to siłę... Stachura był wdzięczny przyjacielowi za pomoc i wspominał o niej w raportach, które jako stypendysta musiał słać do Ministerstwa Kultury.
[b]A co z innymi ludźmi z najbliższego Stachurze kręgu? Wspomina Marka Nowakowskiego lub Ireneusza Iredyńskiego?[/b]
Zdumiewające, że liczne i ciekawe znajomości Stachury nie znajdują odzwierciedlenia w dziennikach. Dlaczego? Trudno mi powiedzieć. Podobnie nie potrafię wyjaśnić, czemu Stachura pominął kwestie związane z przełomowymi wydarzeniami politycznymi: Marcem 1968 czy Grudniem 1970.
Niemal wszystko, co tyczyło relacji osobistych, zawarte zostało w korespondencji. Pod koniec życia starannie zebrał listy, których był adresatem, i poszedł do parku na Grochowie. Zrobił tam ognisko. Z dymem nie puścił tylko kartek, które sam do siebie wysłał. Wiem to od osoby, która wtedy Stachurze towarzyszyła.
Myślę, że to zdarzenie świadczy o ogromnej delikatności pisarza. Nie chciał, by wyszły na jaw intymne treści, jakimi dzielili się z nim przyjaciele. Natomiast gdy któryś ze znajomych spytał: „Co mam zrobić z listami, jakie do mnie wysłałeś?”, odparł: „Przekaż do biblioteki”. To dość czytelna sugestia upublicznienia.
[b]Znaczna część dzienników ma charakter patchworku. Są tam godziny wschodów i zachodów księżyca, informacje o sile wiatru, zapiski z lektur. I nagle, na kilka miesięcy przed śmiercią, Stachura – będący w kiepskiej formie psychicznej – zaczął prowadzić zdyscyplinowane, codzienne notatki. Dramatyczne i znakomite literacko. Potrafi to pan wytłumaczyć?[/b]
W życiu Stachury nastąpiły dwie krańcowe przemiany. Do pierwszej doszło w połowie lat 70. Pisarz, zafascynowany buddyzmem zen, zaczął objaśniać swoim znajomym, czym są miłość, prawda i szczęście. Wiem od nich, że było to trudne do zniesienia. Postanowił też wtedy uciec od siebie, wyzbyć się osobowości, stać się człowiekiem-nikt. Próbował wydawać książki bez nazwiska. Argumentował, że to nie tylko jego, ale wszystkich. Proszę wyobrazić sobie reakcje wydawców... Skończyło się na tym, że „Fabula rasa” ukazała się wprawdzie nie anonimowo, ale z nazwiskiem autora wypisanym na okładce małymi literami. Zresztą „Fabula rasa”, książka, do której materiały zbierał latami, pierwotnie miała wyglądać zupełnie inaczej. Przyznam, że trudno mi przyjąć wersję, którą Stachura zdecydował się wreszcie opublikować. W redakcji „Twórczości” poważnie zastanawiano się, czy tę prozę wydrukować. Zadecydowało stanowcze zdanie Jarosława Iwaszkiewicza.
Czas, w którym Stachura zdecydował się żyć poza rzeczywistością, zakończył wypadek. Pisarz szedł naprzeciw nadjeżdżającemu pociągowi. Coś kazało mu pozostać na torach. Miał wiele szczęścia, stracił tylko kilka palców u prawej dłoni.
Po tym wydarzeniu przeniósł się do matki, do Aleksandrowa Kujawskiego. Powoli zaczynał odzyskiwać osobowość, ale, jak pisał, stracił smak życia. Właśnie wtedy zaczął regularne zapiski, o których pan wspomina. Zostały one włączone do słynnego „dżinsowego” wydania dzieł zebranych Stachury z 1982 r. To rzeczywiście wspaniała literatura – czysta, żywa, intensywna. Dla dramatycznego przesłania autor znalazł najlepszą, najprostszą formę. Niewątpliwie pełniły one także rolę terapeutyczną. Ostatnie zapiski Stachury dowodzą, że próbował na nowo oswoić świat, pogodzić się z nim. Niestety, jak się okazało, w rzeczywistości pogodził się wtedy ze śmiercią.
W niedzielę, 8 lipca 1979 zapisał: „Byłem, chyba jak każdy człowiek, światem samym w sobie i kiedy było mi źle, chowałem się w sobie, miałem w sobie schronienie. Teraz nie mam tego schronienia. Nie mam własnego, swojskiego świata. Jestem cały odkryty, odsłonięty, nagi, wystawiony na razy. Człowiek-nikt zniknął”. ?
„Dzienniki(Zeszyty podróżne)”
Edwarda Stachury ukażą się
w październiku nakładem
wydawnictwa Iskry