Ważne było ciało znalezione w tanim śpiworze i fakt, że w Anglii kończyło się właśnie kolejne lato dzieci-kwiatów. Inspektor Stanley Chadwick tropił więc mordercę wśród gwiazd rocka i zbuntowanych nastolatków. Ponad trzy dekady później dochodzenie w sprawie śmierci dziennikarza muzycznego rozpoczął inspektor Alan Banks – główny bohater dwudziestu książek Petera Robinsona („Skrawek mego serca” to numer 16). Wiadomo, że wątki muszą się ze sobą łączyć, ale jak – to zagadka, na którą z dużą przyjemnością szukamy odpowiedzi przez kolejne rozdziały. Zresztą to, jak Robinson zgrabnie łączy historię ze współczesnością, widać było już w wydanej kilka lat temu w Polsce książce „W czas posuchy” (tam cofnął się aż do Anglii lat 40.).
Powieści Robinsona to gratka dla miłośników tradycji klasycznego brytyjskiego kryminału „prowincjonalnego”. Kto lubi serię Colina Dextera o inspektorze Morse albo powieści R.D. Wingfielda z Frostem w roli głównej, na pewno znajdzie tu znajome klimaty. Lokalne puby pełne sprzeczek o futbol i politykę, nieufnych miejscowych narzekających na inwazję miastowych, prowincjonalne dziewczęta marzące o karierze w wielkim świecie i uciekinierów z tegoż świata hodujących złudzenia o wiejskiej idylli.
Takim uciekinierem z Londynu jest i sam Banks, bo seria zaczęła się w 1987 r. od jego wyprowadzki z Londynu (nieznana w Polsce powieść „Gallows View”). Lata spędzone na prowincji oraz talent detektywistyczny i oko domorosłego psychologa sprawiły, że inspektor jest osobą niezastąpioną w rozwiązywaniu zagadek z pogranicza tych dwóch światów.
Jeśli idzie o portrety obfitej grupy bohaterów drugiego planu, to celnością opisu Robinson przypomina czasem Jonathana Kellermanna. Nie jest tak dowcipny, ale ma za to niezwykłe oko do szczegółów. Z benedyktyńską cierpliwością tka swoje opowieści, korzystając z autentycznych nagłówków gazet, przywołując zapomniane mody. Jeśli szukacie kogoś, kto potrafi pisać niezwykłe książki o zwykłych ludziach, poznajcie się z Robinsonem.