W swojej najnowszej powieści zeszłoroczny laureat literackiej Nagrody Nobla Mario Vargas Llosa nie zapomina wprawdzie o Peru, swym rodzinnym kraju, ale wyłącznie dlatego, że spędził w nim jakiś czas jego irlandzki bohater – szubienicznik i pederasta, zdrajca stanu, a zarazem niezłomny bojownik o niepodległość swej ojczyzny, obrońca praw ludzkich, wielka postać ruchu antykolonialnego, Roger Casement.
Polski czytelnik „Marzenia Celta" zwróci zapewne uwagę na wątek conradowski tej powieści. Korzeniowski i Casement poznali się w czerwcu 1890 roku w Kongu. Ten pierwszy zatrudniony został przez Belgijską Spółkę Akcyjną na rzecz Handlu z Górnym Kongiem. Jako kapitan brytyjskiej marynarki dowodzić miał statkiem „Le Roi des Belges" pływającym z Kinszasy do Stanley Falls. Casement nadzorował budowę kolei z Matadi do Kinszasy, był już w Kongu od sześciu lat i służąc przyszłemu sławnemu pisarzowi (Conrad dopiero rozpoczynał „Szaleństwo Almayera") jako cicerone, odzierał go ze złudzeń takich samych, które kiedyś były i jego udziałem, a sprowadzały się do wiary w trzy razy „c": cristianism, civilization, commerce.
Obaj zrobili na sobie bardzo dobre wrażenie. Korzeniowski zapisał w swoim dzienniku (cytuję za „Życiem Conrada Korzeniowskiego" Zdzisława Najdera): „Zawarłem znajomość z p. Rogerem Casementem, co w każdej okoliczności uważałbym za wielką przyjemność, a teraz staje się naprawdę szczęśliwym wydarzeniem. Myśli, wypowiada się dobrze, ogromnie inteligentny". Po latach w liście polecającym do Roberta Grahama osobowość poznanego w Kongu Brytyjczyka (Casement nie podkreślał jeszcze: „Jako Irlandczyk, którym jestem, nienawidzę Imperium Brytyjskiego") określił jako „kryształową".
Zdrajca i kolaborant
Korzeniowski już po pół roku pobytu w Afryce miał jej po uszy. Zmagał się z malarią, nie wytrzymywał też psychicznie tego, co tam zobaczył, a co uwiecznił później w „Jądrze ciemności". Zerwał trzyletni kontrakt, a dyrektora spółki nazwał „barbarzyńcą w kamizelce i kapeluszu". Gdy po 13 latach Casement przyjął zaproszenie pisarza do złożenia wizyty w jego wiejskim domu w hrabstwie Kent, usłyszał od Conrada (cytat za Llosą): „Pan mnie rozdziewiczył, Casement. Co do Leopolda II (króla Belgii kolonizującej Kongo – przyp. K. M.), co do Wolnego Państwa Kongo. Może też co do życia. Rozdziewiczył".
W kontekście homoseksualizmu Rogera Casementa, który w konsekwencji doprowadził do jego zguby, należy podkreślić wyłącznie metaforyczny charakter tej deklaracji.
W „Marzeniu Celta" Casement rozmawia o Conradzie tuż przed śmiercią z odwiedzającą go w więzieniu Penton- ville przyjaciółką Alice Stopfors Green. Były dyplomata brytyjski, konsul w Kongu i Brazylii, daremnie oczekując na łaskę ze strony rządu (króla o ułaskawienie nie prosił – nie był to jego król), pyta, czy Joseph Conrad podpisał się pod petycją w jego sprawie wystosowaną przez grono 50 osobistości ówczesnego życia publicznego, takich jak m.in. wybitni pisarze John Galsworthy i George Bernard Shaw. Okazuje się, że autor „Jądra ciemności" nie wystąpił w obronie skazanego na karę śmierci swego eksprzyjaciela. Alice tłumaczy to następująco: „Być może status zasymilowanego obywatela brytyjskiego sprawia, że nie czuje się zbyt pewnie. Tymczasem jako Polak nienawidzi Niemiec równie mocno jak Rosji za to, że dokonały rozbiorów jego państwa. W sumie nie wiem. My wszyscy, jego przyjaciele, ubolewamy nad tym. Można być wielkim pisarzem, a zarazem strachajłem w kwestiach politycznych".
Skazańca smuci, oczywiście, ta wiadomość, tym bardziej że przypomina mu o odmowie podpisania podania o ułaskawienie przez jego sojusznika w działaniach na rzecz obrony Kongijczyków – Edmunda D. Morela. Już wcześniej wypowiedział mu przyjaźń Herbert Ward, kiedy jego 19-letni syn zginął na froncie. Dla zdecydowanej większości społeczeństwa brytyjskiego – w tym także dla zdecydowanej większości Irlandczyków! – był Roger Casement zdrajcą i kolaborantem skazanym zresztą nie za udział w powstaniu wielkanocnym 1916 roku (bo faktycznie nie wziął w nim udziału, ujęty w kilka godzin po tym, gdy przypłynął do Irlandii niemieckim okrętem podwodnym U-19), lecz za przemyt broni na rzecz próby zbrojnej secesji. Nie uwierzono mu, że chciał nie dopuścić do wybuchu powstania, uważał bowiem, że ma ono szansę tylko w ścisłym połączeniu z wojennymi działaniami Niemiec. Te jednak nie kwapiły się do inwazji na Wyspy, a potencjalny irlandzki sojusznik, gdy Casementowi udało się namówić do wstąpienia do formowanej z jeńców wojennych w Niemczech Brygady Irlandzkiej... 53 osoby, nie wydawał się poważny. Niemniej rebelia w Irlandii była Niemcom na rękę, nie pożałowali więc broni, wysyłając równocześnie z łodzią podwodną okręt „Aud" z 20 tysiącami karabinów, dziesięcioma karabinami maszynowymi i pięcioma milionami sztuk amunicji. Czarę goryczy przepełniła organizacyjna niesprawność powstańców, na skutek której ładunek nie został w porę odebrany, a gdy okręt wykryli Brytyjczycy (świetnie poinformowani przez wywiad o rajdzie niemieckich jednostek pływających), cała broń została zatopiona.