Pozwólcie nam obrażać na stadionach

Pada ostatni bastion wolności słowa – stadion piłkarski

Publikacja: 04.02.2012 00:01

Luis Suárez i Patrice Evra: pięć sekund pyskówki, która zaowoco- wała stustroni-cowym raportem

Luis Suárez i Patrice Evra: pięć sekund pyskówki, która zaowoco- wała stustroni-cowym raportem

Foto: AFP

O co cho­dzi w pił­ce noż­nej? O to, że­by strze­lić wię­cej go­li niż prze­ciw­nik? Zła od­po­wiedź. O to, by ki­bi­ce mo­gli dać upust swo­im emo­cjom? Też nie. Pra­wi­dło­wa od­po­wiedź brzmi: w pił­ce noż­nej cho­dzi o wal­kę z ra­si­zmem, ho­mo­fo­bią i prze­mo­cą oraz o pięt­no­wa­nie po­staw ob­raź­li­wych wo­bec in­nych. Wszy­scy, któ­rzy te­go nie ro­zu­mie­ją, są ma­sto­don­ta­mi nie­przy­sta­ją­cy­mi do no­wo­cze­sno­ści.

Od kil­ku lat, zwłasz­cza w oj­czyź­nie fut­bo­lu, na Wy­spach Bry­tyj­skich, trwa nie­prze­rwa­na kam­pa­nia obroń­ców po­li­tycz­nej po­praw­no­ści, któ­rej ce­lem jest uczy­nie­nie z pił­ki noż­nej jesz­cze jed­nej wy­pra­nej z emo­cji ga­łę­zi biz­ne­su roz­ryw­ko­we­go. Każ­dy ob­raź­li­wy gest, każ­de zda­nie od­no­szą­ce się do ra­sy, re­li­gii czy upodo­bań sek­su­al­nych gra­cza al­bo ki­bi­ca dru­ży­ny prze­ciw­nej jest trak­to­wa­ne ja­ko prze­stęp­stwo i mo­że być ści­ga­ne pra­wem. Pa­da ostat­ni ba­stion wol­no­ści sło­wa – sta­dion pił­kar­ski.

Blu­zgi gor­sze od bru­tal­nych fau­li

W ubie­gły week­end dwa me­cze Pu­cha­ru An­glii wzbu­dzi­ły szcze­gól­ne za­in­te­re­so­wa­nie me­diów. W Lon­dy­nie Chel­sea gra­ła der­bo­we spo­tka­nie z Qu­een's Park Ran­gers, kil­ka­set ki­lo­me­trów na pół­noc Li­ver­po­ol wal­czył z Man­che­ste­rem Uni­ted. W daw­nych cza­sach lu­dzie by­li­by za­in­te­re­so­wa­ni grą i wy­ni­kiem, ale ta­kie rze­czy są dziś tyl­ko dla fut­bo­lo­wych pro­sta­ków. Naj­waż­niej­sze py­ta­nie pił­kar­skie­go week­en­du w An­glii brzmia­ło: czy na obu sta­dio­nach doj­dzie do ak­tów ra­si­zmu, czy nie.

Po­dob­no ra­sizm to je­den z naj­więk­szych pro­ble­mów fut­bo­lu na Wy­spach. Nie szko­dzi, że 30 pro­cent za­wo­do­wych gra­czy to czar­ni, a fut­bol jest jed­ną z cią­gle nie­licz­nych dzie­dzin ży­cia, w któ­rej czar­ny Bry­tyj­czyk mo­że stać się mi­lio­ne­rem wy­łącz­nie dzię­ki swo­je­mu ta­len­to­wi i pra­cy. Nie szko­dzi, że na try­bu­nach wi­dać dziś ko­lo­ro­wą mo­zai­kę lu­dzi, a ak­ty ra­si­zmu na sta­dio­nach na­le­żą do wy­jąt­ków. Czym mniej jest w An­glii rze­czy­wi­stych prze­ja­wów ra­si­zmu, tym go­ręt­sza sta­je się wal­ka z nim i tym wię­cej or­ga­ni­za­cji się do niej włą­cza.

Od kil­ku mie­się­cy bry­tyj­skie me­dia spor­to­we, i nie tyl­ko, ży­ją spra­wą dwóch pił­ka­rzy – Lu­isa Su­are­za z Li­ver­po­olu i Joh­na Ter­ry'ego z Chel­sea, któ­rzy kil­ka mie­się­cy te­mu do­pu­ści­li się po­noć na­pa­ści na tle ra­so­wym na czar­nych pił­ka­rzy. W week­end ofia­ry i ich prze­śla­dow­cy sta­nę­li na­prze­ciw sie­bie. Na szczę­ście tym ra­zem me­cze prze­bie­gły bez za­kłó­ceń, ale pa­mięć o wstrzą­sa­ją­cych wy­da­rze­niach sprzed kil­ku mie­się­cy do­mi­no­wa­ła re­la­cje z me­czów.

O co cho­dzi­ło? W grud­niu uru­gwaj­ski na­past­nik Li­ver­po­olu Su­arez zo­stał uzna­ny za win­nego uży­cia ra­si­stow­skie­go okre­śle­nia wo­bec fran­cu­skie­go obroń­cy Man­che­ste­ru Uni­ted Pa­tri­ce'a Evry. An­giel­ski Zwią­zek Pił­ki Noż­nej opra­co­wał 100-stro­ni­co­wy ra­port z te­go wy­da­rze­nia, któ­re, na­wia­sem mó­wiąc, skła­da­ło się łącz­nie z trzyz­da­nio­wej wy­mia­ny blu­zgów mię­dzy obu pił­ka­rza­mi, w któ­rej Su­arez rze­ko­mo na­zwał Evrę „ne­gro". Uru­gwaj­czyk zo­stał od­su­nię­ty od ośmiu me­czów, co jest gro­te­sko­wo su­ro­wą ka­rą. Zwy­kle na­wet za bru­tal­ne fau­le ruj­nu­ją­ce ka­rie­rę za­wod­ni­ka pił­ka­rze do­sta­ją trzy, czte­ry me­cze za­wie­sze­nia. Obroń­ca Chel­sea John Ter­ry skoń­czył w są­dzie. Zo­stał on oskar­żo­ny o „prze­stęp­stwo pu­blicz­ne na tle ra­so­wym", po­nie­waż rze­ko­mo (Ter­ry za­prze­cza) na­zwał obroń­cę QPR An­to­na Fer­di­nan­da „pier...ną czar­ną p...dą".

Me­cze nie są obo­wiąz­ko­we

Pro­szę mnie do­brze zro­zu­mieć. Na­zy­wa­nie ko­goś w ten spo­sób jest prze­ja­wem skraj­ne­go cham­stwa. Rzecz w tym, że te­go ty­pu za­cho­wa­nia w trak­cie me­czu pił­kar­skie­go nie są żad­nym prze­ja­wem ra­si­zmu czy ho­mo­fo­bii. Bo­isko pił­kar­skie jest dziw­nym miej­scem: lu­dzie ko­pią się bez­kar­nie po no­gach, ob­rzu­ca­ją or­dy­nar­ny­mi wy­zwi­ska­mi, cza­sem na­wet da­ją so­bie po twa­rzy.

Przy­kła­da­jąc nor­mal­ne mia­ry, za­rów­no pił­ka­rze, jak i lu­dzie na try­bu­nach, to psy­cho­pa­ci pom­po­wa­ni ad­re­na­li­ną, któ­rych na­le­ża­ło­by od­wieźć w kom­ple­cie do szpi­ta­la wa­ria­tów al­bo do wię­zie­nia. Do tej po­ry te­go nie ro­bio­no, wy­cho­dząc z za­ło­że­nia, że zde­cy­do­wa­na więk­szość pił­ka­rzy i ki­bi­ców po me­czu zmie­nia się w nor­mal­nych lu­dzi: pił­ka­rze po­da­ją so­bie dło­nie i za­po­mi­na­ją o ura­zach, a ki­bi­ce wra­ca­ją do do­mów i za­miast śpie­wać wul­gar­ne pio­sen­ki je­dzą ko­la­cję z ro­dzi­ną, a na­stęp­ne­go dnia idą do pra­cy i nie wy­my­śla­ją sze­fo­wi, na­wet je­śli ki­bi­cu­je in­nej dru­ży­nie. To, co dzie­je się na bo­isku i sta­dio­nie pił­kar­skim, trak­to­wa­ne jest ina­czej niż to, co dzie­je się w nor­mal­nym świe­cie.

Ro­zu­miem, że ta­ka kon­wen­cja nie jest prze­zna­czo­na dla wszyst­kich. Na szczę­ście uczęsz­cza­nie na me­cze pił­kar­skie nie jest obo­wiąz­ko­we. Nie­któ­rzy nie lu­bią, gdy sie­dzą­cy obok gru­by spo­co­ny fa­cet z pia­ną na ustach wy­ra­ża nie­po­chleb­ne opi­nie na te­mat mat­ki pił­ka­rza dru­ży­ny przy­jezd­nej. Zresz­tą tra­dy­cyj­nie na sta­dio­nach ist­nia­ły spe­cjal­ne sek­to­ry dla „ko­ne­se­rów fut­bo­lu", lu­dzi, któ­rzy przy­szli po pro­stu obej­rzeć mecz, a nie zmie­niać się na 90 mi­nut w dzi­ku­sa. Jed­nak do nie­daw­na try­bu­na by­ła miej­scem, na któ­rym z za­ło­że­nia wol­no by­ło wię­cej. Moż­na zo­stać po­waż­nie ob­ra­żo­nym, moż­na się wkurzyć al­bo obu­rzyć. I to cho­dzi – wła­śnie po to wie­lu lu­dzi przy­cho­dzi na sta­dion.

Za­ba­wa w ofia­ry i do­no­si­cie­li

W ostat­nich la­tach sku­pio­na wo­kół fut­bo­lu gru­pa ak­ty­wi­stów spo­łecz­nych for­su­je jed­nak no­wy mo­del fut­bo­lu. We­dług te­go mo­de­lu, je­śli np. ude­rzo­ny łok­ciem w twarz pił­karz krzyk­nie do prze­ciw­ni­ka: „Wyp..., ty pe­da­le!", to nie jest to sku­tek pusz­cze­nia blo­kad u spor­tow­ca, któ­ry w ogniu wal­ki nie pa­nu­je nad od­ru­cha­mi, ale wy­raz je­go głę­bo­ko prze­my­śla­nych ide­owych prze­ko­nań na te­mat ho­mo­sek­su­ali­stów, któ­re ja­ko ob­raź­li­we po­win­ny być ka­ra­ne pra­wem. Wiem, że brzmi to jak nie­zbyt śmiesz­ny dow­cip, któ­ry mo­gli wy­my­ślić wy­łącz­nie lu­dzie, któ­rzy ni­gdy w ży­ciu nie gra­li w pił­kę ani nie cho­dzi­li na sta­dion. Jed­nak to oni na­da­ją dziś kie­ru­nek zmia­nom. Złe emo­cje są nie do przy­ję­cia nie tyl­ko ja­ko po­li­tycz­nie nie­po­praw­ne. Waż­ne rów­nież jest to, że od­rzu­ca­ją one od fut­bo­lu lu­dzi z pie­niędz­mi, na któ­rych spon­so­rom za­le­ży znacz­nie bar­dziej niż na tra­dy­cyj­nych ki­bi­cach.

W efek­cie wpro­wa­dza się ku­rio­zal­ne prze­pi­sy, np. w Szko­cji par­la­ment pod kie­run­kiem Szkoc­kiej Par­tii Na­ro­do­wej uchwa­lił pod ko­niec ubie­głe­go ro­ku jed­ną z naj­bar­dziej dra­koń­skich ustaw ogra­ni­cza­ją­cych wol­ność sło­wa w de­mo­kra­tycz­nym świe­cie. Za śpie­wa­nie „ob­raź­li­wych" pio­se­nek w trak­cie me­czu pił­kar­skie­go moż­na zo­stać ska­za­nym na ka­rę wię­zie­nia do pię­ciu lat. Nie ma roz­róż­nie­nia na sło­wo i czyn – ka­ra­na jest nie fi­zycz­na agre­sja wo­bec dru­gie­go czło­wie­ka (z tym nikt przy zdro­wych zmy­słach nie po­wi­nien mieć pro­ble­mu), ale „ob­raź­li­we" sło­wo czy gest. Już są pierw­si ska­za­ni. Pa­ra­dok­sal­nie obec­nie der­by Glas­gow Cel­ti­cu z Ran­ger­sa­mi, pod­czas któ­rych od za­wsze ki­bi­ce ob­ra­ża­li się sło­wem i ge­stem, a pił­ka­rze gra­li tak, jak­by uczest­ni­czy­li w woj­nie ple­mien­nej – sta­ją się co­raz mniej dra­ma­tycz­ne, za­rów­no na bo­isku, jak i na try­bu­nach.

Skąd za­tem ta świe­ża tro­ska o psy­chicz­ny kom­fort ki­bi­ca? Po czę­ści jest to ob­jaw szer­sze­go tren­du współ­cze­snej kul­tu­ry, w któ­rej wia­ra, że lu­dzie są sil­ny­mi in­dy­wi­du­al­no­ścia­mi po­tra­fią­cy­mi so­bie po­ra­dzić z prze­ciw­no­ścia­mi lo­su, kry­ty­ką ze stro­ny in­nych, a na­wet agre­sją słow­ną zo­sta­je za­stą­pio­ne prze­ko­na­niem, że wszy­scy skła­da­my się z wraż­li­wych na krzyw­dę grup po­ka­le­czo­nych ofiar lo­su, któ­re bez ochro­ny pań­stwa, or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nych i są­du zgi­ną mar­nie. Ki­bi­ce Cel­ti­cu od stu lat zno­szą an­ty­ka­to­lic­ką agre­sję słow­ną na sta­dio­nie Ran­ger­sów i od­po­wia­da­ją na to na­cjo­na­li­stycz­ny­mi pio­sen­ka­mi sła­wią­cy­mi IRA na swo­im obiek­cie. Te­raz obie gru­py do­wia­du­ją się, że bez opie­ki władz gro­żą im stan per­ma­nent­nej de­pre­sji i in­ne cier­pie­nia psy­chicz­ne.

Co cie­ka­we, szkoc­cy i an­giel­scy ki­bi­ce re­agu­ją zgod­nie z ocze­ki­wa­nia­mi władz. Po pierw­sze, nikt nie dzi­wi się, gdy me­cze sta­ją się oka­zją dla służb bez­pie­czeń­stwa do wy­szu­ki­wa­nia na try­bu­nach wszel­kich oznak „ob­raź­li­we­go" za­cho­wa­nia. Na spo­tka­niach obar­czo­nych naj­więk­szym ry­zy­kiem po­ja­wia­ją się nie tyl­ko ste­war­dzi, ale rów­nież po­li­cjan­ci, któ­rzy pa­tro­lu­ją try­bu­ny (w mun­du­rach i po cy­wil­ne­mu), iden­ty­fi­ku­jąc ki­bi­ców, któ­rym wy­msknie się po­li­tycz­nie nie­po­praw­ny okrzyk.

Jest też no­we zja­wi­sko: sa­mi ki­bi­ce re­je­stru­ją za­cho­wa­nia swo­ich prze­ciw­ni­ków, a na­stęp­nie pu­bli­ku­ją nie­po­praw­ne ge­sty czy sło­wa na YouTu­be, wzy­wa­jąc po­li­cję do dzia­ła­nia. Za­chę­ce­ni do wy­stę­po­wa­nia w ro­li ofiar ki­bi­ce, zgod­nie z su­ge­stią władz, zmie­nia­ją się w ofia­ry i do­no­si­cie­li.

Wszyst­ko dla spon­so­rów

Wiel­ka Bry­ta­nia stoi w awan­gar­dzie prze­mia­ny pił­ki noż­nej ze spor­tu peł­ne­go pa­sji i ro­dzą­ce­go pa­sję w wy­de­zyn­fe­ko­wa­ny biz­nes roz­ryw­ko­wy zor­ga­ni­zo­wa­ny we­dług usta­leń spon­so­rów i wio­dą­cej my­śli po­li­tycz­nej po­praw­no­ści. W Pol­sce ma­my ro­dzi­mą wer­sję wal­ki z ki­bi­ca­mi. U nas po­li­ty­cy rów­nież nie roz­róż­nia­ją mię­dzy sta­dio­no­wy­mi ban­dy­ta­mi, któ­rych na­le­ży wsa­dzać do wię­zie­nia, a peł­ny­mi pa­sji fa­na­ty­ka­mi pił­kar­ski­mi, któ­rych, ow­szem, nie ma obo­wiąz­ku wspie­rać ani na­wet ro­zu­mieć, ale któ­rzy – pó­ki nie na­pa­da­ją na lu­dzi ani nie pod­pa­la­ją sa­mo­cho­dów – ma­ją peł­ne pra­wo do ki­bi­co­wa­nia w spo­sób, ja­ki uzna­ją za sto­sow­ny. Bo­isko i try­bu­ny są czę­ścią prze­strze­ni pu­blicz­nej i wszel­kie ogra­ni­cza­nie w niej pra­wa do wol­no­ści sło­wa jest nad­uży­ciem ze stro­ny władz. Jest też wy­ra­zem wszech­ogar­nia­ją­cej by­le­ja­ko­ści, opor­tu­ni­zmu i kon­for­mi­zmu, któ­re sta­ją się zna­ka­mi roz­po­znaw­czy­mi na­szej kul­tu­ry.

Na bo­isku przed me­cza­mi już te­raz ma­my pił­ka­rzy od­czy­tu­ją­cych drżą­cym gło­sem ape­le o zwal­cza­nie ra­si­zmu. Mo­im zda­niem wkrót­ce pój­dzie­my krok da­lej: pił­ka­rze, któ­rym wy­msknę­ło się prze­kleń­stwo, al­bo – nie daj Bo­że – „ra­si­stow­ski" czy „ho­mo­fo­bicz­ny" gest, bę­dą mu­sie­li skła­dać przed­me­czo­wą sa­mo­kry­ty­kę. Nie bę­dzie wol­no wy­ko­ny­wać żad­nych ge­stów re­li­gij­nych, np. że­gnać się przed me­czem, ani po­li­tycz­nych (czy ktoś jesz­cze pa­mię­ta pił­ka­rzy Li­ver­po­olu, któ­rzy na­pi­sa­mi na ko­szul­kach wy­ra­ża­li wspar­cie dla straj­ku­ją­cych do­ke­rów?). A na try­bu­nach bę­dzie­my mie­li jed­no­li­ty tłum przy­po­mi­na­ją­cy pa­cjen­tów po lo­bo­to­mii mó­zgu klasz­czą­cy ra­do­śnie po rów­no dla obu dru­żyn i wzno­szą­cy zu­peł­nie nie­obraź­li­we okrzy­ki, któ­re po­tem spon­so­rzy wy­ko­rzy­sta­ją w re­kla­mie czip­sów i co­li.

O co cho­dzi w pił­ce noż­nej? O to, że­by strze­lić wię­cej go­li niż prze­ciw­nik? Zła od­po­wiedź. O to, by ki­bi­ce mo­gli dać upust swo­im emo­cjom? Też nie. Pra­wi­dło­wa od­po­wiedź brzmi: w pił­ce noż­nej cho­dzi o wal­kę z ra­si­zmem, ho­mo­fo­bią i prze­mo­cą oraz o pięt­no­wa­nie po­staw ob­raź­li­wych wo­bec in­nych. Wszy­scy, któ­rzy te­go nie ro­zu­mie­ją, są ma­sto­don­ta­mi nie­przy­sta­ją­cy­mi do no­wo­cze­sno­ści.

Od kil­ku lat, zwłasz­cza w oj­czyź­nie fut­bo­lu, na Wy­spach Bry­tyj­skich, trwa nie­prze­rwa­na kam­pa­nia obroń­ców po­li­tycz­nej po­praw­no­ści, któ­rej ce­lem jest uczy­nie­nie z pił­ki noż­nej jesz­cze jed­nej wy­pra­nej z emo­cji ga­łę­zi biz­ne­su roz­ryw­ko­we­go. Każ­dy ob­raź­li­wy gest, każ­de zda­nie od­no­szą­ce się do ra­sy, re­li­gii czy upodo­bań sek­su­al­nych gra­cza al­bo ki­bi­ca dru­ży­ny prze­ciw­nej jest trak­to­wa­ne ja­ko prze­stęp­stwo i mo­że być ści­ga­ne pra­wem. Pa­da ostat­ni ba­stion wol­no­ści sło­wa – sta­dion pił­kar­ski.

Blu­zgi gor­sze od bru­tal­nych fau­li

W ubie­gły week­end dwa me­cze Pu­cha­ru An­glii wzbu­dzi­ły szcze­gól­ne za­in­te­re­so­wa­nie me­diów. W Lon­dy­nie Chel­sea gra­ła der­bo­we spo­tka­nie z Qu­een's Park Ran­gers, kil­ka­set ki­lo­me­trów na pół­noc Li­ver­po­ol wal­czył z Man­che­ste­rem Uni­ted. W daw­nych cza­sach lu­dzie by­li­by za­in­te­re­so­wa­ni grą i wy­ni­kiem, ale ta­kie rze­czy są dziś tyl­ko dla fut­bo­lo­wych pro­sta­ków. Naj­waż­niej­sze py­ta­nie pił­kar­skie­go week­en­du w An­glii brzmia­ło: czy na obu sta­dio­nach doj­dzie do ak­tów ra­si­zmu, czy nie.

Po­dob­no ra­sizm to je­den z naj­więk­szych pro­ble­mów fut­bo­lu na Wy­spach. Nie szko­dzi, że 30 pro­cent za­wo­do­wych gra­czy to czar­ni, a fut­bol jest jed­ną z cią­gle nie­licz­nych dzie­dzin ży­cia, w któ­rej czar­ny Bry­tyj­czyk mo­że stać się mi­lio­ne­rem wy­łącz­nie dzię­ki swo­je­mu ta­len­to­wi i pra­cy. Nie szko­dzi, że na try­bu­nach wi­dać dziś ko­lo­ro­wą mo­zai­kę lu­dzi, a ak­ty ra­si­zmu na sta­dio­nach na­le­żą do wy­jąt­ków. Czym mniej jest w An­glii rze­czy­wi­stych prze­ja­wów ra­si­zmu, tym go­ręt­sza sta­je się wal­ka z nim i tym wię­cej or­ga­ni­za­cji się do niej włą­cza.

Od kil­ku mie­się­cy bry­tyj­skie me­dia spor­to­we, i nie tyl­ko, ży­ją spra­wą dwóch pił­ka­rzy – Lu­isa Su­are­za z Li­ver­po­olu i Joh­na Ter­ry'ego z Chel­sea, któ­rzy kil­ka mie­się­cy te­mu do­pu­ści­li się po­noć na­pa­ści na tle ra­so­wym na czar­nych pił­ka­rzy. W week­end ofia­ry i ich prze­śla­dow­cy sta­nę­li na­prze­ciw sie­bie. Na szczę­ście tym ra­zem me­cze prze­bie­gły bez za­kłó­ceń, ale pa­mięć o wstrzą­sa­ją­cych wy­da­rze­niach sprzed kil­ku mie­się­cy do­mi­no­wa­ła re­la­cje z me­czów.

O co cho­dzi­ło? W grud­niu uru­gwaj­ski na­past­nik Li­ver­po­olu Su­arez zo­stał uzna­ny za win­nego uży­cia ra­si­stow­skie­go okre­śle­nia wo­bec fran­cu­skie­go obroń­cy Man­che­ste­ru Uni­ted Pa­tri­ce'a Evry. An­giel­ski Zwią­zek Pił­ki Noż­nej opra­co­wał 100-stro­ni­co­wy ra­port z te­go wy­da­rze­nia, któ­re, na­wia­sem mó­wiąc, skła­da­ło się łącz­nie z trzyz­da­nio­wej wy­mia­ny blu­zgów mię­dzy obu pił­ka­rza­mi, w któ­rej Su­arez rze­ko­mo na­zwał Evrę „ne­gro". Uru­gwaj­czyk zo­stał od­su­nię­ty od ośmiu me­czów, co jest gro­te­sko­wo su­ro­wą ka­rą. Zwy­kle na­wet za bru­tal­ne fau­le ruj­nu­ją­ce ka­rie­rę za­wod­ni­ka pił­ka­rze do­sta­ją trzy, czte­ry me­cze za­wie­sze­nia. Obroń­ca Chel­sea John Ter­ry skoń­czył w są­dzie. Zo­stał on oskar­żo­ny o „prze­stęp­stwo pu­blicz­ne na tle ra­so­wym", po­nie­waż rze­ko­mo (Ter­ry za­prze­cza) na­zwał obroń­cę QPR An­to­na Fer­di­nan­da „pier...ną czar­ną p...dą".

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą