Ludzie z ZChN są dziś wszędzie...
...rzeczywiście, w bardzo różnych miejscach.
Aktualizacja: 18.02.2012 00:00 Publikacja: 18.02.2012 00:01
Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski Krzysztof Skłodowski
Ludzie z ZChN są dziś wszędzie...
...rzeczywiście, w bardzo różnych miejscach.
...ale za cenę wyzbycia się własnych poglądów.
Cóż, trochę tak jest, ma pan rację.
A językiem starego ZChN mówi dziś Jarosław Kaczyński, który wówczas twierdził, że jesteście „najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski".
Ale od tego czasu sporo się zmieniło, bo przecież później jego Porozumienie Centrum było z nami w Porozumieniu dla Polski. Może i współpracowalibyśmy dłużej, ale wtedy mnie w ZChN zastąpił Ryszard Czarnecki i wszystko rozbił.
Czarnecki – dziś eurodeputowany PiS.
On był wtedy w wielkim konflikcie z Kaczyńskim. To zresztą było chyba jego nawykiem, bo jak zakładał koło ZChN w Londynie, to błyskawicznie doprowadził do konfliktu w nim i podziału.
Hm, prawdziwy polski prawicowiec.
Zawsze wiedziałem, że Ryszard Czarnecki jest bardzo nastawiony na karierę, ale to, że młody człowiek jest ambitny, to przecież nie wada. Gorzej, jeśli jak w przypadku Czarneckiego te ambicje przekraczają dopuszczalny pułap. Wtedy z człowieka wychodzi zwyczajny karierowicz.
To o Czarneckim?
To człowiek bez poglądów i bez zasad. Muszę powiedzieć, że to dla mnie najmniej sympatyczna persona w ZChN, już wolę Macierewicza, który przynajmniej miał jakieś poglądy, nim kierowały idee. Sądzę, że Jarosław Kaczyński też nie szanuje Czarneckiego. Widzi, że ten mu będzie bezgranicznie wierny w zamian za miejsce na liście oraz intratną posadę w Brukseli, a to ma dla Czarneckiego ogromne znaczenie.
Czyj to był pomysł, by powołać ZChN?
To był 1989 rok i właśnie zaczęły powstawać pierwsze partie, kiedy na dworcu w Lublinie spotkał mnie ówczesny poseł OKP Janek Łopuszański i mówi, że tu zakładają taką partię, tam inną, coś się dzieje w Krakowie. „Zróbmy coś!". Wróciłem do Warszawy, gdzie zaprosiłem Marka Jurka, którego znałem z lat 80., z Ruchu Młodej Polski, dołączył do nas Antoni Macierewicz, jeszcze kilka osób i tutaj w pokoju, przy tym stole, pisaliśmy program ZChN.
Pojawiały się różne nazwiska.
Skądś o wszystkim dowiedział się Henryk Goryszewski, były działacz PZKS, który wydawał wtedy miesięcznik „Słowo Polskie" czy „Słowo Narodowe", i zgłosił się do nas.
Co za pech...
Ale przecież okazał się całkiem sprawnym urzędnikiem...
Który kompromitował was na potęgę.
No tak... Wie pan, on był szalenie zakochany w sobie i ogromnie ambitny. Miał poczucie, że wyrwał się z nizin społecznych, i towarzyszyło mu wielkie pragnienie materialnego urzą- dzenia rodziny. Będąc w rządzie Suchockiej, hołubił wszystkich, którzy potrafili mu kadzić.
Później ściągnął go do siebie Wałęsa, przez co nasze drogi się rozeszły. Zresztą on się wycofał z polityki nagle, z nikim się nie żegnając i zrywając kontakty ze wszystkimi, nawet nie przyszedł na spotkanie z okazji 20. rocznicy ZChN.
Przez ZChN przewinęli się ludzie, których z tą partią nie kojarzymy.
Krótko, może przez kilka miesięcy, byli Ludwik Dorn i Piotr Naimski, ale nie zagrzali u nas miejsca.
Twarzą byli trzej muszkieterowie, czyli...
...nasi posłowie z OKP: Jan Łopuszański, Stefan Niesiołowski i Marek Jurek.
Ten pierwszy zniknął z polityki.
Janek Łopuszański zajmuje pozycje, że tak powiem, baaardzo fundamentalistyczne. Pospierał się ze wszystkimi, nawet z o. Rydzykiem miał konflikt, bo chciał nim dyrygować, a ojciec dyrektor raczej nie pozwala sobą rządzić. To było zresztą tło większości sporów Łopuszańskiego, który swego czasu był nawet związany z Lechem Wałęsą, ale on też nie spełniał jego poleceń... (śmiech)
I Łopuszański zniknął. Powoli znika też Marek Jurek.
Skądinąd też człowiek zasadniczy w swych poglądach, ale koncyliacyjny, bywa spolegliwy. Niemal zawsze był w ZChN w opozycji i to on przyczynił się do likwidacji stronnictwa, kiedy w 2001 roku stworzył Przymierze Prawicy, które potem weszło w skład PiS. A przecież doskonale znał Jarosława Kaczyńskiego. Jurek, dla którego ochrona życia była tak ważna, musiał pamiętać, że bracia Kaczyńscy w tej sprawie wstrzymywali się od głosu.
W końcu o to się z nimi poróżnił.
Nie do końca to rozumiem, bo wchodząc do PiS, znał nie tylko umiarkowane poglądy Kaczyńskiego, ale też jego dyktatorski sposób rządzenia partią. A mimo to w 2001 roku wyciągnął z ZChN znaczną część ludzi.
W grupie Jurka był wtedy Kazimierz Marcinkiewicz.
Ja go w latach 80. nie znałem, poznaliśmy się dopiero w ZChN. Kiedy był wiceministrem edukacji w rządzie Suchockiej, mieliśmy o nim dobre zdanie. Zmieniłem je w czasach AWS, bo zobaczyłem, że jak tylko jest jakaś przegrana, to on znika. Pojawiał się wtedy, gdy miał coś do załatwienia, ale jeszcze wtedy nie odgrywał u nas samodzielnej roli politycznej. To się zmieniło, jak wszedł do PiS, bo Jarosław Kaczyński dał mu szansę. Trzeba przyznać, że Lech miał lepsze wyczucie do ludzi.
Nie sądzę. Może w tym przypadku, ale...
...tak, pamiętam wiceministra Kryże.
Marcinkiewicz był złym premierem?
Nie sądzę, wykazał się sporą zręcznością, także w załatwianiu swoich interesów, o które potrafił bardzo dobrze zadbać.
Kolejnym człowiekiem, który przechodzi dziś daleko posuniętą ewolucję, jest Michał Kamiński.
Ja go lubiłem, zabierałem w góry, kiedy byłem marszałkiem. Bardzo się bał, bo chodziliśmy po trudnych szlakach, ale mój borowiec go osłaniał. On w 1990 roku kandydował do rady osiedla, będąc w liceum, przed maturą. Śmiał się, że głosy dostał tylko od panów spod budki z piwem.
Od tamtego czasu przeszedł daleką drogę.
Ale już wtedy potrafił z dnia na dzień zmienić całkowicie zdanie i w każdej sytuacji pełen entuzjazmu bronił nowych poglądów. Przecież on był w kampanii pani Gronkiewicz-Waltz, by błyskawicznie się od tego odciąć. U niego to jest związane z tym, że gra swoją osobistą grę, pracuje na swój sukces i chyba go odnosi. To sybaryta, pewnie dobrze czuje się w Brukseli. Nie sądzę, żeby Michał zrobił komuś osobistą krzywdę, ale jakichś trwałych poglądów ideowych to on z pewnością nie ma.
Wróćmy do historii. Jak się pan dowiedział, że pański kolega partyjny Antoni Macierewicz umieścił pana w 1992 roku na liście, którą szybko ochrzczono listą agentów?
Zacznijmy od tego, jak ta lista powstała. Otóż Macierewicz poprosił Korwin-Mikkego, by ten złożył projekt uchwały lustracyjnej. Spieszyło im się, bo gabinet Olszewskiego zorientował się, że przegra głosowanie nad wnioskiem Unii Wolności o odwołanie rządu, więc postanowił otworzyć archiwa MSW.
Ja byłem w delegacji w Australii i kiedy wróciłem, na lotnisku czekał na mnie Macierewicz. Powiedział, o co chodzi, i umówiliśmy się na wizytę u mnie w domu. Mówiłem mu, że niedopuszczalne jest publikowanie listy zasobów archiwalnych, trzeba dokonać oceny tych akt, ich osądu. Bo jak nie, to reakcja będzie prosta: to lista kapusiów, zdrajców. Nie prosiłem go, by mnie z niej wykreślił.
Jak zareagował Macierewicz?
Zakomunikował mi, jaką przyjął formułę. Wtedy prezydium Sejmu wydelegowało wicemarszałka Kerna, prawnika i obrońcę w procesach politycznych, który razem ze Stefanem Niesiołowskim, szefem klubu ZChN, pojechał do MSW obejrzeć moje akta. Wrócili i stwierdzili, że tam nic nie ma, wręcz przeciwnie, że się na nic nie zgadzałem.
Ale lista poszła w świat.
A ja złożyłem rezygnację z funkcji marszałka, ale jej nie przyjęto, a Macierewicza usunięto z partii.
Jaki on jest?
Z pewnością inteligentny i bardzo zasadniczy, na co zwracano mi uwagę, jak tylko go poznałem. Wtedy jeszcze podkreślał swoje korzenie KOR-owskie i dystans do endecji.
Pan mu nie ufa.
Wie pan, od 20 lat nie rozmawialiśmy ze sobą. Owszem, przekazaliśmy sobie znak pokoju podczas jakiejś mszy, przywitaliśmy się na beatyfikacji Jana Pawła II w Rzymie, ale nie rozmawialiśmy dłużej.
Macierewicz jest w znacznie ostrzejszym konflikcie z Niesiołowskim.
Którego zresztą sprowadził do ZChN, kiedy powstawaliśmy. Ja Stefana Niesiołowskiego znałem od 1945 roku.
Od kiedy?!
Miał rok, kiedy przyjeżdżałem do Łodzi, do jego wuja Tadeusza Łabędzkiego, i tam, w mieszkaniu przy Kilińskiego, kręcił się taki berbeć. Zamordowanie wuja przez UB wywarło na nim wielkie wrażenie i stanowiło podstawę jego radykalnego antykomunizmu. To on był naszym najostrzejszym posłem.
Panowie utrzymujecie kontakty?
Niezbyt bliskie, ale dwa lata temu wydał swoją książkę, do której napisałem wstęp, choć nie ukrywałem, że daleko mi do Platformy Obywatelskiej. Ale muszę przyznać, że z nim zawsze były w ZChN jakieś kłopoty i tarcia. On po prostu jest strasznie radykalny i ostry w retoryce, a przy tym emocjonalny, wybuchowy wręcz.
Ja bym powiedział histeryczny.
Ale jednocześnie w stosunkach międzyludzkich potrafi być ciepły i serdeczny. Mało tego, wystarał się o jakąś pracę dla tych z ZChN, którzy zostali na lodzie po przegranej PiS. No ale stało się z nim coś złego, bo kiedyś był to bardzo interesujący człowiek, a dziś ogranicza się wyłącznie do młócenia cepem, i to tylko w jednym kierunku – byle mocniej uderzyć w PiS.
Dlaczego jest pan sceptyczny wobec Platformy?
Trudno powiedzieć cokolwiek o obliczu ideowym Platformy Obywatelskiej, skoro są w niej ludzie od Bartosza Arłukowicza do Filipa Libickiego. Pamiętam liberałów z KLD, którzy byli zwolennikami legalnej aborcji, ale i oni chyba przeszli ideową ewolucję.
A jak pan ocenia rządy Tuska?
W pierwszej kadencji robił najmniej, jak się da, byle wygrać kadencję drugą, której początek jest trudny. Z niektórymi rzeczami, jak z podniesieniem wieku emerytalnego, się zgadzam. Ludzie ewidentnie żyją dłużej, czego sam jestem przykładem, ale ja wciąż wykładam.
Jest inna sprawa, która mnie niepokoi. Otóż ten rząd stworzony jest wyłącznie z powodów partyjnych. Choćby Jarosław Gowin został ministrem, żeby go wycofać z dyskusji sejmowej o in vitro. Ale w tym, co mówi, ma wiele racji, bo skoro już prokuratura jest niezależna, z czym ja się nie zgadzam, to powinno to zostać zapisane w konstytucji.
Dlaczego? To utrwali stan, przeciw któremu pan protestuje.
Bo dziś prokuratora generalnego można odwołać tylko dwoma trzecimi głosów, no, chyba że się zmienia ustawę zwykłą większością! To jest zupełne absurdalne, a gwarancje niezależności dla prokuratora są iluzoryczne.
Skoro nie Tusk, to może opozycja?
Jedyną partią opozycyjną jest dziś PiS, ale mnie razi jego silnie wodzowski charakter. Ja rozumiem, że katastrofa ZChN spowodowana była po części jego nadmierną demokratyzacją i próbą nieustannego godzenia wielu nurtów zamiast rządzenia, ale to jest skrajność w drugą stronę.
A programowo?
Ciekawy jest ten tworzący się wokół PiS ruch intelektualny.
To już nie jest tylko Legutko, ale i Krasnodębski, a zwłaszcza środowisko „Arcanów" z Andrzejem Nowakiem, którego bardzo wysoko cenię.
Kaczyński może jeszcze wygrać?
W 2015 roku on będzie miał 66 lat, nie wiem, czy to nie jest za późno...
Pan w tym wieku dopiero zakładał partię. Potem został ministrem, marszałkiem...
To prawda, ale to były czasy przełomu, wcześniej nie można było działać w polityce, tymczasem Kaczyński jest w niej bardzo długo. Ale ja mu nie każę się wycofywać, tylko zastanawiam się, czy ludzie nie będą szukać kogoś nowego.
Ziobro?
Wie pan, kiedyś już pytano mnie, jak oceniam Zbigniewa Ziobrę, ale ja przecież nie wiem, jakie są jego poglądy! Nie wiem nawet, czy on wie.
Tusk nie, opozycja nie – to dlatego wsparł pan PJN?
Jeszcze z zetchaenowskich czasów mam sympatię do Roberta Kuraszkiewicza, ale nie utożsamiam się dziś z żadną partią. Odmówiłem udziału w komitecie honorowym Bronisława Komorowskiego, a jak później zobaczyłem to spotkanie komitetu w Łazienkach, to byłem wstrząśnięty. To przecież było coś niewiarygodnego: gerontokracja, i to w dodatku w strasznym wydaniu...
I kto to mówi!
(śmiech) Ale muszę oddać Bronisławowi Komorowskiemu, że choć znał moje stanowisko, to już po wyborach przyszedł do mnie do domu na kawę, porozmawialiśmy.
Jak by się pan określił politycznie?
Jestem narodowcem, choć już w czasie okupacji moje środowisko twierdziło, że układ ruchów politycznych z końca XIX wieku z tak rozumianym obozem narodowym wypełnił swoje zadanie. Pisaliśmy, że przyszłością jest synteza ruchu endeckiego, narodowego z chrześcijańskim. To się ziściło dopiero w ZChN, za powstanie którego najostrzej atakowali mnie zresztą narodowcy spod znaku Macieja Giertycha.
O co mieli do pana pretensje?
Że to niby przeze mnie nie może się odrodzić w Polsce ruch narodowy w przedwojennym kształcie, bo to my zagrodziliśmy mu drogę.
To chyba bolesne, że nurt panu bliski jest albo na marginesie, jak Marek Jurek, albo się wyrodził, jak LPR i Młodzież Wszechpolska?
Akurat Młodzieży Wszechpolskiej dobrze zrobiło to, że jest poza obozem władzy i światem wielkiej polityki. Po okresie wielkich pretensji zaprosili mnie niedawno na jeden ze swych obozów i odniosłem wrażenie, że jest tam więcej ludzi ideowych niż wśród działaczy młodzieżówek partyjnych, którzy szukają tylko posad i startu do swej kariery.
A Roman Giertych odegra jakąś rolę w polityce?
To człowiek bardzo ambitny, wciąż próbuje działać w polityce, chodzi koło Platformy. Próbuje również inspirować młodych ludzi, ale – co charakterystyczne – na rocznicowym zjeździe Młodzieży Wszechpolskiej tylko ja miałem wystąpienie ideowe, on – wspominkowe... (śmiech)
Może to oznaka zagubienia? Sam nie wie, jaki ma program prócz nienawiści do Kaczyńskiego?
Też tak to trochę odbieram.
Kiedy patrzy pan z dystansu, to nie ma poczucia porażki? Dorobek ZChN nie powala na kolana.
Może i moje zamierzenia partyjne się nie spełniły, ale w niektórych kwestiach zwyciężyliśmy. Przecież ustawa o ochronie życia została uchwalona tylko dzięki naszemu uporowi. Owszem, inni też ją wsparli w głosowaniu, ale dopóki nie powstał rząd Suchockiej, to zawsze była usuwana z porządku obrad Sejmu. W końcu się udało, choć na przykład w efekcie Jan Łopuszański głosował przeciw, a Marek Jurek się wstrzymał, bo dopuszcza ona sytuacje, w których można dokonać aborcji. Ten sam rząd Suchockiej przyjął też konkordat, który uregulował stosunki państwo – Kościół.
Dlaczego więc wasza partia nie przetrwała?
Okazało się, że jeszcze nie dojrzeliśmy do stronnictw opierających się na wyraźnym profilu ideowym. Poza tym nie ma u nas jeszcze partii demokratycznych, a nie wodzowskich, a ZChN taki naprawdę był. U nas były prawdziwe wybory, których wynik był nieznany wcześniej, a po których następowało partyjne trzęsienie ziemi i zmiana koncepcji.
Nie pomogło to panu, bo Stefan Bratkowski i tak nazwał pana „fuhrerkiem".
I wtedy Niesiołowski odpowiedział mu, że według kodeksu Boziewicza jest człowiekiem dożywotnio niehonorowym.
A w sensie ludzkim? Jak się pana słucha, to bilans jest przygnębiający: fanatyczny Macierewicz, z którym nie rozmawia pan od 20 lat, Łopuszański i Goryszewski obrazili się na wszystkich, Jurek się pogubił...
Tak, to prawda, że pewnym zawodem było dla mnie to, że z Ruchu Młodej Polski, młodych ludzi, których znałem i którzy tu, na tym dywanie, spali, nie wyrósł silny, jednolity obóz polityczny, ale ich praca przecież nie poszła na marne.
Pańska kariera, jak ktoś zauważył, zaczęła się na emeryturze.
Rzeczywiście, stanowiska przyszły po 1989 roku: byłem ministrem, marszałkiem Sejmu I kadencji, senatorem, szefem dużego stronnictwa. Jednak ja za najciekawszy i za taki, w którym robiłem coś naprawdę dobrego, uważam czas opozycji. Okres okupacji czy stalinowski kryminał to zupełnie inna sprawa i to jest dla mnie czas przegrany, ale potem byłem blisko prymasa Wyszyńskiego w czasie Millennium i później. To dawało moc i niosło jakąś ideę, i po okresie „Solidarności" i lat 80. doprowadziło do narodowego wstrząsu.
Który pan oceniał różnie.
Ale najważniejszy jest jego efekt – mamy wolne państwo polskie, które może nam się nie podobać, może nie być doskonałe, ale w końcu pokolenia o taką wolność walczyły. A ja się po tylu latach doczekałem. I ja wygrałem.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
Ludzie z ZChN są dziś wszędzie...
...rzeczywiście, w bardzo różnych miejscach.
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Ugody frankowe jawią się jako szalupa ratunkowa w czasie fali spraw, przytłaczają nie tylko sądy cywilne, ale chyba też wielu uczestników tych sporów.
Współcześnie SLAPP przybierają coraz bardziej agresywne, a jednocześnie zawoalowane formy. Tym większe znacznie ma więc właściwe zakresowo wdrożenie unijnej dyrektywy w tej sprawie.
To, co niszczy demokrację, to nie wielość i różnorodność opinii, w tym niedorzecznych, ale ujednolicanie opinii publicznej. Proponowane przez Radę Ministrów karanie za „myślozbrodnie” to znak rozpoznawczy rozwiązań antydemokratycznych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas