Trwa Rok Tuwima. Różne przypomina się przy tej okazji wątki z jego biografii, różne przyczynki – także do jego rozrachunków z polskością złą. Mnie na pamięć przyszły te słowa, zapisane w „Kwiatach polskich". Najkrótsza odpowiedź na pytanie o to, jak określić patriotyzm. To są te proste słowa: „...Ojczyzna / Jest moim domem. Mnie w udziele / Dom polski przypadł. To – ojczyzna. / A inne kraje są hotele".
Myślę o tych słowach, kiedy słucham muzyki Mieczysława Weinberga, Żyda z Warszawy, który jako 19-latek zbiegł szczęśliwie w 1939 roku przed Niemcami na wschód i już tam, w Moskwie, został. Pozostał faktycznie emigrantem, „chorym na polskość" – do końca swego długiego życia. Dziś jest odkrywany w roli jednego z najwybitniejszych kompozytorów muzyki światowej XX wieku, obok jego przyjaciela, Dymitra Szostakowicza.
Weinberg zostawił w swej muzyce zapis niezrealizowanej, przerwanej ostatecznie tak strasznie przez niemiecki najazd i Holocaust, obietnicy polskiej kultury żydowskiej drugiej połowy XX wieku. Teraz akurat wydane zostało nagranie jego 8 symfonii „Kwiaty polskie", do słów Tuwima oczywiście. Dwa lata wcześniej wielkie wrażenie zrobiła premiera jego opery „Pasażerka".
Dziś słucham z zachwytem jego 3. symfonii, osnutej na motywie melodii „Umarł Maciek, umarł" – i myślę: czy umarła bezpowrotnie ta kultura, ta szansa, której ostatnim może wielkim głosem była poezja Tuwima? Może, ale czy wolno nam o niej zapomnieć? Czy do czegoś nas ona dziś zobowiązuje? Do nienawiści czy do jej przezwyciężania?
Wracają do mnie słowa Tuwima o polskim domu, kiedy słyszę wciąż w mediach ataki na patriotyzm, szyderstwo, nawoływanie do ucieczki od polskości, widzę gest wsadzania polskiej flagi w psie odchody. A wszystko to uzasadniane u spodu tym już prawie aksjomatem: patriotyzm polski = antysemityzm. Podszewka tego „aksjomatu" równie paskudna: żaden Żyd nie może być polskim patriotą – po Holokauście, po Jedwabnem, po 1968, po lekcji Jana Tomasza Grossa. Zastanawiałem się, czy ten szantaż wyłącznej alternatywy musi zwyciężyć.