Perla Nirenstein urodziła się w Warszawie pod koniec lipca 1910 roku. Jej ojciec produkował jedwabne krawaty, rodzinny interes przechodził z ojca na syna. Przodkowie Mordki Nirensteina, podobnie jak jego żony Ity, pochodzili z Dubienka nad Bugiem, ale rodzice Poli pobrali się w Warszawie. Była ich czwartym dzieckiem po najstarszym synu i dwóch córkach. Perla stała się Polą już we wczesnych latach, nazwisko Nireńska przybrała, gdy pojechała do Niemiec uczyć się tańca.
Wszystkie zachowane okruchy życia rodziny Nirensteinów zebrała skwapliwie Weronika Kostyrko w wydanej właśnie biografii Poli Nireńskiej „Taniec i zagłada". Dzięki niej wiemy nie tylko, że mieszkali oni na skraju żydowskiej dzielnicy, ale w bardzo dobrym miejscu, tuż obok synagogi na Tłomackiem. Dowiadujemy się nawet, co w posagu wniosła matka Poli i że ona sama uczyła się w polskiej szkole, prywatnym żeńskim gimnazjum Zofii Matysek przy Świętokrzyskiej. Podpis 16-letniej Nirensteinówny znalazła w... waszyngtońskiej bibliotece Kongresu. W 1926 roku z okazji 150-lecia Stanów Zjednoczonych zorganizowano w Polsce akcję zbierania podpisów pod życzeniami dla narodu amerykańskiego. Wśród ponad pięciu milionów nazwisk są również uczennice tej szkoły, a wśród nich Pola.
Miłości w artystycznej komunie
Jej rodzice nie byli ortodoksyjnymi Żydami. Szanowali jednak tradycję, a Pola – tak zresztą jak wiele ówczesnych dziewcząt – uległa fascynacji tzw. tańcem wyzwolonym. W podobny sposób zauroczyła się nim kilkanaście lat wcześniej inna warszawska nastolatka, Cywia Rambam, gdy ujrzała Isadorę Duncan, pierwszą kobietę, która do tańca odważyła się zdjąć nie tylko gorset, ale też buty, a nawet pończochy. Boso, odziana w tunikę, ruchem i gestami wyrażała to, co podpowiadała jej muzyka. Rodzice Cywii przezornie wysłali ją na studia medyczne do Paryża, ale tam poznała brata Isadory i po latach stworzyła od podstaw sztukę baletową w Anglii.
Matka Poli z kolei w jej rzeczach znalazła czarną tunikę. Okazało się, że córka w tajemnicy chodzi na lekcje tańca do jednej z uczennic Isadory Duncan. Gdy jej zabronili, powiedziała, że wyskoczy oknem, i ulegli. Dwa lata później poprosiła o pieniądze przeznaczone na posag, bo nie zamierza wychodzić za mąż, a chce je przeznaczyć na kształcenie za granicą. Ojciec wahał się przez trzy dni, a potem przyniósł prospekty trzech szkół w Niemczech. Wybrała tę najlepszą, którą prowadziła Mary Wigman, najważniejsza wówczas postać nowoczesnego tańca w Europie.
Naprawdę nazywała się Marie Wiegman, urodziła się w solidnej mieszczańskiej rodzinie i początkowo nic nie wskazywało, że porwie się na rzecz tak szaloną jak taniec. Była już nastolatką, gdy trafiła do szkoły w Hellerau koło Drezna, którą założył Emile Jaques-Dalcroze, wyznawca teorii, że ruch powinien być przede wszystkim powiązany z rytmem, co zaszczepił jej na całe życie. Niemniej szybko zrozumiała, że ten rodzaj gimnastyki rytmicznej zbytnio ją ogranicza. W 1913 roku dotarła więc do Monte Veritá koło Ascony, gdzie działał z kolei Rudolf von Laban. Wszyscy żyli tam w artystycznej komunie, bez wody i ogrzewania, żywiono się płodami natury, a najważniejsze było odkrywanie form nieskrępowanego ruchu w plenerze, często zrzuciwszy przedtem z siebie kompletnie całą odzież.