Na wstępie trzy zastrzeżenia. Po pierwsze, narzekanie na polskość jest podobnie logiczne, jak żale typu „gdyby moja mama wyszła nie za tego nieudacznika – mojego ojca, tylko za innego faceta, to byłbym bogaty i miałbym szczęśliwsze dzieciństwo". Może i dzieciak zrodzony z takiego związku byłby bogatszy i miałby szczęśliwsze dzieciństwo, ale to nie byłbyś ty.
Tak samo jest z polskością. Możemy na nią narzekać, ale rewolucyjna zmiana któregoś z jej kluczowych parametrów (poza tym, że niemożliwa) oznaczałaby po prostu, że stalibyśmy się kimś innym. Czyli – nie bylibyśmy już Polakami w dzisiejszym znaczeniu tego terminu.
To po pierwsze. Po drugie – próby radykalnej zmiany zbiorowej tożsamości mogą przynieść tylko nieszczęścia. Dojrzałość polega bowiem m.in. na zdolności konstatowania (często gorzkiego) rzeczy nieuniknionych. Tym, którzy mieliby ochotę na rolę demiurgów, zasadniczo zmieniających narodowy charakter, zadedykowałbym genialne słowa Jacka Kaczmarskiego, który w „Sarmacji" śpiewał o polskiej duszy. Porównał ją do szabli, którą gdy „niewprawną chwycisz dłonią, w pysk odbije stali siła! Tak się naucz robić bronią, by naturą swą służyła". Innymi słowy, nie należy starać się zmieniać polskiej mentalności, bo to prowadzi tylko do klęski. Jeśli chce się wpływać na rzeczywistość, trzeba starać się działać tak, by ta mentalność służyła osiągnięciu postawionych celów.
Po trzecie wreszcie – autor tego tekstu zgadza się z Witoldem Gombrowiczem, kiedy ten protestuje przeciw pomysłom zredukowania polskości do nabożnego imitowania zachodu kontynentu i stwierdza, że „nie będziemy narodem prawdziwie europejskim, póki nie wyodrębnimy się z Europy – gdyż europejskość nie polega na zlaniu się z Europą, lecz na tym, aby być jej częścią składową – specyficzną i niedającą się niczym zastąpić". Czy jednak pomiędzy pokornym imitowaniem zachodniej części kontynentu a nabożnym pielęgnowaniem wszystkiego, co historia wkodowała w nasze mózgi i dusze, nie ma naprawdę nic?
Bo poczyniwszy te wszystkie zastrzeżenia, możemy stwierdzić, że niektóre aspekty tradycyjnej polskości (na którą, powtórzmy raz jeszcze, niewiele poradzimy) są groźne dla niej samej i dla samych Polaków. Zamykają ich bowiem w błędnej pętli zachowań i wyobrażeń, które nie tylko pogrążają ich w fikcji. Bardzo zdecydowanie minimalizują też zdolność Polaków do realistycznej percepcji otaczającego ich świata, a w konsekwencji – do polepszenia miejsca, które w tym świecie zajmują.
Jest to paradoksalne, bo chodzi tu między innymi o złudzenie dotyczące właśnie miejsca zajmowanego przez Polskę w świecie.
Zabili nam Batorego
Najważniejszym elementem polskiego ducha (a rozumiem pod tym splot emocji i związanych z tymi emocjami kolein intelektualnych) jest głębokie przekonanie, że jesteśmy obiektem strasznej krzywdy. Właśnie – jesteśmy. Nie tylko byliśmy w przeszłości. Jesteśmy nadal.