Kukliński i kwestia honoru

Cóż więcej można powiedzieć o sprawie Kuklińskiego ponad to, co już zostało w Polsce i na świecie powiedziane? Może tylko głośniej domagać się dla pułkownika Orderu Orła Białego, który należy mu się jak angielskiej królowej korona; ale ten temat ciągle jest jak tabu, przynajmniej w okolicach rezydencji pana Prezydenta (czyżby to efekt genius loci, na którego zły wpływ mają niższe numery z Belwederskiej?).

Publikacja: 01.02.2014 08:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

Czy to kiedyś się zmieni? Czy wciąż musimy być zakładnikami wyedukowanych w Moskwie facetów z wężykiem na epoletach, którzy przysięgali kiedyś stać w bratnim przymierzu z Armią Radziecką i których rota tej przysięgi do dziś stawia na baczność? Może już dość tego szaleństwa i zakłamania? Może czas rozprawić się z sentymentami i powiedzieć całą prawdę o historii Ludowego Wojska Polskiego? Inaczej chyba się nie da. Bez tego Kukliński do końca będzie jak cierń wbity w miejsce intymne siedzącego okrakiem na kobyle historii komunistycznego żołdaka.

Czy oni wszyscy byli źli? Czy socjalistyczny mundur był splamiony z natury? Na pierwsze pytanie trzeba odpowiedzieć przecząco. Na drugie jednak całkiem inaczej. Otóż byli w Ludowym Wojsku Polskim ludzie szlachetni i odważni. Nie każdy, kto doń trafiał, był skazany na spodlenie. Przykładem nie tylko Kukliński, ale też wielu innych, często bezimiennych żołnierzy. Do wojska szli nie tylko z wyboru; częściej z poboru. Nie liczyły się więc ani wiara, ani poglądy. Szlachetny pacyfizm, a za nim politycznie motywowana odmowa służby, to był wynalazek późniejszy, z lat 80. Wcześniej za odmowę szło się po prostu do więzienia. Trafiali więc do jednostek wbrew własnej woli.

I tu wątek ważniejszy. Czym była ta armia, która ich przyjmowała? Czy szkołą postaw obywatelskich? Ludowym uniwersytetem patriotyzmu i miłości do ojczyzny? Ano nie. Mimo że korzystała w ograniczonym stopniu z tradycji i doświadczeń przedwojennej armii, była tworem z gruntu sowieckim. ??W prostej linii dziedziczyła tradycje jednostek Berlinga, Świerczewskiego i Żymierskiego. To było też wojsko polskie, ale zorganizowane na wzorach Armii Czerwonej. Zawiadywane przez sowieckich oficerów albo jeszcze gorszych polskich renegatów; z wszechpotężnym politrukiem na każdym szczeblu taktycznym.

Było to wojsko dające gwarancje awansu wszelkiego rodzaju wojennym szumowinom i zwykłym bandytom, byle tylko mieli w swojej biografii jakiś chwalebny „czerwony" epizod. Jeden z takich przypadków opisał niedawno na łamach „Do Rzeczy" Piotr Gontarczyk. To przypadek generała Stefana Szymańskiego, ps. Osa, partyzanta Gwardii Ludowej z Kielecczyzny, który wsławił się, jeszcze za okupacji, morderstwami AK-owców. Po wojnie najpierw w strukturach Ministerstwa Publicznego, potem w KBW, trafił na koniec do Ludowego Wojska Polskiego, mimo że jego profil psychologiczny przedstawiano w ten sposób: „...Światopogląd oparty na prymitywnej znajomości teorii Marksa (...). Nie zdradza skłonności do samokształcenia się (...), przerost ambicji (...) prymitywny sposób myślenia". Przez jakiś czas zastępca samego generała Wojciecha Jaruzelskiego, dowódcy 12 DP w Szczecinie, metodą kopniaków w górę znalazł się w końcu w Sztabie Generalnym. Nic nie przerwało jego kariery aż do zasłużonej emerytury. W wolnej Polsce sprawiedliwości nie doczekał, bo śledztwa w sprawie jego zbrodni toczyły się tak opieszale, że przed ich końcem został pochowany z asystą Kompanii Honorowej na Powązkach w 1999 roku.

Ilu było takich Szymańskich, Moczarów i Sidorów w LWP? Ilu było zawodowych politruków z moskiewskimi korzeniami? Ilu „internacjonalistów" po wojnie w Hiszpanii, a potem udanej karierze w UB? Niech ich symbolem będzie gen. „Walter" – Karol Świerczewski, pijak i bolszewik, w 1920 walczący z wolną Polską ramię w ramię z krasnoarmiejcami, a potem gubiący żołnierzy ??2. Armii Wojska Polskiego pod Budziszynem. Ile trupów zostawił za sobą, póki nie zginął w zasadzce pod Baligrodem? Ciągle straszy ze swego monumentalnego grobowca na Powązkach nieopodal kwater powstańczych. Cóż za towarzystwo! Cóż za chichot historii!

Pragnę to pokreślić wyjątkowo czytelnie: nie domagam się obalania pomników ani pośmiertnej degradacji zbrodniarzy w szeregach Ludowego Wojska Polskiego. Jedno, czego oczekuję, to prawdy o tamtych czasach. Rzetelnej oceny roli i wartości tej organizacji, której honoru próbują bronić epigoni PRL.

Bo z wojskiem, jak z księżmi, sędziami czy prokuratorami, jest jak z beczką miodu zaprawioną dziegciem. Świnie i szumowiny na szczytach hierarchii narzucają ocenę całości; zbyt wiele dziegciu dorzucono do LWP, by skutecznie dowodzić, że winne są tylko wypaczenia. Jak w tym wszystkim myśleć o honorze, kategorii, która konstytuuje system wojskowych wartości. Myślę, że było go w Ludowym Wojsku Polskim mało. Szastano nim z rozmachem. Wycierano nim sobie gębę. Ale było go naprawdę niewiele. Paradoksalnie jakieś resztki ratowali Kukliński i jemu podobni. To po ich stronie był honor, nie po stronie sprawców stanu wojennego. I dlatego Biały Orzeł winien trafić pośmiertnie do Pułkownika. Wierzę, że w końcu tak się stanie.

Plus Minus
Goście na swoim pogrzebie. Co czują i mówią piłkarze po porażce w finale Ligi Mistrzów?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. uruchomił nową usługę doradztwa inwestycyjnego
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Postulaty Ostatniego Pokolenia są absurdalne
Plus Minus
Kataryna: Gotowi wymienić całą klasę polityczną?
Plus Minus
Były szef MSWiA: Jak zorganizowano akcję wykluczenia kandydata na prezydenta
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Plus Minus
Irena Lasota: Donald Trump. Nasz prezydent czy nasz król
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont