Ryzykowna zmiana kierunku

„Fronda", zasłużony kwartalnik od kilku miesięcy kierowany przez Mateusza Matyszkowicza, bardzo chce się odróżnić od swoich dawnych wcieleń: „Frondy" Tomasza Terlikowskiego czy Grzegorza Górnego. I różni się faktycznie – niestety, moim zdaniem, na niekorzyść.

Publikacja: 08.03.2014 10:00

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

„Fronda" z nową ekipą wyraźnie odcina się od dawnego stylu – a co za tym idzie, także od dawnych czytelników – w zamian proponując miszmasz.

Pierwszy numer „Pisma Poświęconego" pod nową redakcją można było uznać za incydent. Niezbyt udany start, bo na przygotowanie nie było wiele czasu, a członkowie zespołu musieli się dotrzeć. Drugi numer nie może już być wypadkiem przy pracy. Owszem, jest lepszy od pierwszego. Ale błędny kierunek został utrzymany.

Plan był teoretycznie dobry. W ocenie wydawcy „Fronda" wpadła w rutynę. Niegdyś niemal kontrkulturowe pismo, bawiące się konwencjami i z tego czerpiące siłę, stało się podobno przewidywalne, zbyt mało wywrotowe, po prostu nudne. Nowy zespół miał się odwołać do pierwszej „Frondy", jeszcze z Rafałem Smoczyńskim na pokładzie, miał ją rozruszać, wrócić do zaskakujących chwytów formalnych, a wszystko po to, aby dotrzeć ze świeżym przekazem do ludzi, którzy przesiadują w wielkomiejskich kawiarniach nad macbookami. Podobno „Fronda" w poprzedniej wersji nie miała szans ich zainteresować. Teraz miało się to zmienić, skoro – jak gromko ogłaszano – „Frondę" przejęła „hipsterprawica".

Po drugim numerze widać, że projekt był może i dobry, ale z realizacją jest gorzej. Kilka cech łączy oba dotychczas wydane numery.

Po pierwsze – zdecydowane odejście od twardych tematów, które były mocną stroną poprzedniej „Frondy". Do redagowania pisma wzięli się wyłącznie humaniści, i to w dodatku „miękcy", bardziej filozofowie i socjologowie niż prawnicy albo historycy. To widać. Kto lubi być unoszony przez fale luźnych skojarzeń i dywagacji, ten się nie znudzi. Kto po dawnemu będzie w piśmie szukał solidnej, twardej argumentacji, odwołującej się także do nauk ścisłych, ogromnie się zawiedzie.

Nowy redaktor zapowiadał lojalnie, że pismo przesunie się w stronę tematyki kulturalnej. I przesunęło się faktycznie, gubiąc przy tym walor racjonalności. Szkoda, bo siłą dawnej „Frondy" było, że z dużą sprawnością radziła sobie w świecie twardej nauki, zadając kłam obiegowej opinii, że tam, gdzie w grę wchodzi religia, nauka się wycofuje.

„Fronda" stała się przy tym zaskakująco zaściankowa. Standardem pod rządami poprzednich naczelnych było, że każdy numer zawierał kilka tekstów zagranicznych autorów lub wywiadów z istotnymi rozmówcami spoza Polski. I tego w nowej „Frondzie" już nie ma.

Po drugie – powrót do zabawy formą raczej się nie udał. Estetyczne gry, które w drugiej połowie lat 90. zaskakiwały świeżością, dziś nie robią wrażenia. Przeciwnie – wydają się wysilone i naciągane. Leopold Tyrmand jako członek redakcji, „No pasaran – papierowa gra w życie", oparta na zgranych schematach („brunatna fala vs. świetlisty front antyfaszyzmu i tolerancji") czy wybity na okładce drugiego numeru tytuł „Kradnę, zabijam, wierzę", niemający żadnego oparcia w tekście, do którego się odwołuje – wszystko to raczej żenuje, niż bawi.

Po trzecie – mam wrażenie, że „Fronda" stała się  chaotyczna. Teoretycznie ciekawe tematy wydają się urwane, niepogłębione, niedokończone. Drugi numer zawiera potencjalnie ciekawy blok o ateistach, z serią interesujących wywiadów z młodymi niewierzącymi. I cóż z tego, skoro nie dostajemy żadnej solidnej analizy ich sposobu myślenia, żadnego osadzenia zjawiska w kontekście socjologicznym czy historycznym, wreszcie żadnej argumentacji, żadnego przewodnika, jak z nimi rozmawiać, jak wskazywać wady ich rozumowania. A obiecujący blok o Japonii okazuje się zbieraniną kilku dość chaotycznych tekstów, niezbudowaną wokół żadnego czytelnego pomysłu. Trudno nie pomyśleć, że stara „Fronda" nie pozwoliłaby sobie na potraktowanie takiego tematu po łebkach, a znaczna część tekstów w bloku byłaby autorstwa Japończyków. Te uwagi można odnieść do całej zawartości obu dotąd wydanych numerów.

W dawnej wersji „Fronda" była budowana wokół jednego, solidnie analizowanego zagadnienia. Dziś jest pismem jakby bez koncepcji. Można sobie wyobrazić, że redakcyjne kolegia polegają na wrzucaniu do wspólnego worka co tam kto ma do zaproponowania.

Jakie są źródła kryzysu tego zasłużonego tytułu? Krótko można by powiedzieć – lepsze jest wrogiem dobrego. Założeniem nowej „Frondy" była współpraca ludzi z kilku środowisk oraz obniżenie średniej wieku zespołu. To nie zadziałało. W piśmie widać brak harmonii, brak koordynacji, a także – co może ważniejsze – wyczuwa się brak dojrzałości.

Błędy można oczywiście skorygować. Zespół można zmienić. Priorytety odwrócić. Najpierw trzeba jednak zrozumieć, co robi się źle, i przyznać, że podąża się w niewłaściwym kierunku. Wygląda tymczasem na to, że dotychczas nowy zespół swoich błędów nie dostrzega i jest przekonany o słuszności wybranego kursu. Szkoda.

„Fronda" z nową ekipą wyraźnie odcina się od dawnego stylu – a co za tym idzie, także od dawnych czytelników – w zamian proponując miszmasz.

Pierwszy numer „Pisma Poświęconego" pod nową redakcją można było uznać za incydent. Niezbyt udany start, bo na przygotowanie nie było wiele czasu, a członkowie zespołu musieli się dotrzeć. Drugi numer nie może już być wypadkiem przy pracy. Owszem, jest lepszy od pierwszego. Ale błędny kierunek został utrzymany.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą